Klątwa eksplodująca Harry'ego rozbiła się o niewidzialne tarcze, ale przynajmniej sprawiła, że Quirrell poderwał głowę i spojrzał na niego, chwilowo zaprzestając pochylania się coraz niżej nad Connorem. Harry przygotował następne zaklęcie, w myślach wertując kolejne efekty i szukając czegoś, co Quirrella odpowiednio zaboli i sprawi, że ten poleci do tyłu.
I wtedy zaatakował go wąż.
Ruszył w jego stronę szybciej niż wtedy, gdy ciągnął za sobą Connora przez chaszcze, z otwartą paszczą i ciałem szeleszczącym wśród traw, podrywając się w jego stronę. Harry zawył Protego, ale kły węża bez problemu przecięły zaklęcie tarczy i oderwały mu kawałek rękawa. Odskoczył do tyłu, słysząc, jak wąż syczy, jakby się śmiał i zerknął w stronę Connora.
Przynajmniej wiem, że to prawdziwy wąż, nie magiczny.
– Co to ma znaczyć? – zapytał zimny głos, jego akcent był jeszcze bardziej wyraźny niż zwykle. Harry zmagał się z chęcią opadnięcia na kolana, bo ból w jego bliźnie jeszcze się pogorszył. Quirrell patrzył wprost przed siebie z twarzą kompletnie pozbawioną wyrazu i Harry nie mógł znaleźć źródła zimnego głosu. – Dobij go, Nagini!
Wąż – najwyraźniej o imieniu Nagini – syknął i pozbierał się. Harry miał wrażenie, że jego następny atak będzie za szybki, by zdołał go uniknąć.
Tymczasem Quirrell znowu pochylił się nad Connorem i sięgnął w jego stronę.
– Wingardium Leviosa! – krzyknął Harry, wyciągając rękę przed siebie. Rzucił zaklęcie bezróżdżkowo, żeby nie musieć odwrócić różdżki wycelowanej w Connora. Zadziałało. Jego magia zatrzymała Nagini w połowie ataku i wyrzuciła ją w powietrze, zupełnie jak baloniki na mugolskich przyjęciach urodzinowych, które Harry raz zobaczył.
Harry skupił wszystkie siły i cisnął Nagini ponad Zakazanym Lasem. Odleciała z sykiem, który brzmiał dziwnie podobnie do wrzasku z bólu. Harry to zignorował. Nie myślał trzeźwo.
Odwrócił się w stronę Quirrella i wycelował w niego różdżkę.
Quirrell po raz kolejny się zatrzymał. Tym razem jego spojrzenie było bardziej skupione, ale również nieśpieszne, więc Harry wrócił do wertowania znanych sobie zaklęć, starając się znaleźć takie, które przebije się przez jego tarcze i wyrzuci Quirrella poza zasięg jego obrony, jakakolwiek by ona nie była. Harry mrużył oczy od chwili, w której pojawił się na polanie, ale nie był w stanie dostrzec linii osłon. Wyglądało na to, że użyte tutaj zaklęcia były na znacznie wyższym poziomie od tych, które już nauczył się dostrzegać.
– Jesteś niezwykły, chłopcze – powiedział głos. – Masz tak wiele mocy. Czemu nie wyczułem tego wcześniej?
Harry nie widział sensu w odpowiadaniu na tak nieistotną paplaninę. Wybrał swoje zaklęcie. Co prawda była to dość niecodzienna decyzja, ale to zdecydowanie była niecodzienna walka. Quirrell, czy ktokolwiek to tak naprawdę był, miał czas na przygotowanie sobie tego miejsca. Harry znajdował się na obcym gruncie.
– Reducto! – zaintonował, wrzucając w zaklęcie całą swoją siłę woli i łącząc to z siłą swojej różdżki. Wyobraził sobie, jak te tarcze pękają i kruszeją, w ten sam sposób w jaki to zrobił kamień, który dostał od centaurów.
Zaklęcie poleciało przed siebie i uderzyło z pełną mocą w tarcze, rozbijając się w tęczową chmurę światła. Harry zauważył delikatne pęknięcia, które zalśniły wokół miejsca uderzenia, i zapamiętał ich układ, zanim zdążyły zniknąć.
– Reducto! – krzyknął ponownie, tym razem celując w jedno z nich.
Tarcza pękła i część mocy klątwy przebiła się przez nią i dopadła Quirrella, który zachwiał się, robiąc kilka kroków w tył. Harry ruszył przed siebie, szybko i blisko ziemi, zaraz za zaklęciem, starając się złapać Connora i odciągnąć go, zanim Quirrell dojdzie do siebie.
CZYTASZ
Ratując Connora
FanficPierwszy tom Sagi Poświęcenia AU, (bardzo) Ślizgoński Harry. Harry ma brata bliźniaka, Connora, który jest Chłopcem, Który Przeżył i Harry postanowił poświęcić życie chroniąc go - samemu przy tym pozostając niezauważonym. Ale pewni ludzie nie pozwol...