Rozdział osiemnasty: Zbieranie wszystkiego w całość

5.3K 610 843
                                    

– Ale profesor McGonagall...

– Żadnych ale – powiedziała głowa domu Gryffindora głosem, od którego Harry'emu przewróciło się w żołądku z niepokoju, zwłaszcza że odpowiadała nim na jęki Connora. Harry wstał i rozejrzał się, żeby zobaczyć co się działo. – Jestem wami bardzo zawiedziona, panie Potter, pani Granger. Zostaliście przyłapani na chodzeniu po zamku po północy, a to niewybaczalne. Gryffindor traci przez was pięćdziesiąt punktów, od każdego z was. Dostaniecie też dwa tygodnie szlabanu. Także dla każdego z was osobno – dodała, jakby potrzebowała to jakoś podkreślić.

Harry zakradł się bliżej i wyjrzał za róg. Connor stał z opuszczoną głową przed McGonagall i wyglądał na niesamowicie przybitego. Tuż obok niego znajdowała się Hermiona, która zdawała się być bliska łez. Blaise opierał się o ścianę z założonymi rękami, kiwając głową, strasznie zadowolony z siebie – przynajmniej dopóki McGonagall nie zwróciła się w jego kierunku.

– A pan, panie Zabini – powiedziała. – Za to, że był pan poza łóżkiem w czasie pory nocnej, Slytherin traci dwadzieścia punktów, a pana czeka jeszcze tydzień szlabanu.

Blaise zamrugał i zaczął wydawać z siebie jakieś bliżej nieokreślone, choć zaskoczone dźwięki. McGonagall minęła go, nawet nie próbując wysłuchać tych wyjaśnień i ruszyła w głąb korytarza. Harry, który akurat wracał z nocnej sesji pojedynków ze Snape'em na drugim piętrze, jakoś wątpił, by McGonagall była w nastroju do słuchania jakichkolwiek tłumaczeń, więc przyległ mocno do ściany i dziękował Merlinowi, że skręciła w innym kierunku i go nie minęła. Connor i Hermiona ruszyli smętnie w stronę wieży Gryffindoru.

Harry z frustracją przyglądał się plecom swojego brata. Był już maj, a Connor wciąż nie przyszedł do niego, żeby porozmawiać o kamieniu filozoficznym. Harry nie rozumiał, co było nie tak. Oczywiście, Connor nie rozmawiał z nim na mnóstwo tematów, nawet gdy jeszcze spędzali razem czas, ale Harry'emu nie mieściło się w głowie, że Connor wciąż nie domyślił się, że Kamień był przechowywany w jedynym miejscu w całej szkole, do którego nikomu nie wolno się zbliżyć pod karą śmierci.

Chwilę później otrząsnął się ze swojego rozczarowania. Blaise szedł w jego kierunku, jako że tędy wiodła droga do lochów. Harry miał szansę przynajmniej się dowiedzieć, co się stało.

– Hej, Blaise – zagadał, wychodząc spokojnie z cienia. – Co się stało?

Blaise zamarł na moment, po czym zaśmiał się z wysiłkiem.

– Och, taki tam psikus zrobiony Gryfonom, który nie poszedł całkiem tak, jak miałem nadzieję – powiedział lekko. – Nieśli smoka do wieży astronomicznej, uwierzyłbyś w to? Chyba musieli się go jakoś pozbyć po drodze.

– Smoka? – Serce Harry'ego zaczęło walić jak młot. Nic mu nie było wiadomo na ten temat. Jego myśli momentalnie przeskoczyły do Hagrida, z którym Connor się zaprzyjaźnił, a następnie do Zakazanego Lasu. Czy Connor był w lesie? Czy spotkał w nim Quirrella?

– No, norweski kolczasty, jeden z pieszczoszków Hagrida – powiedział Blaise z ironią. – Widziałem go w jego chatce parę dni temu, a dzisiaj zobaczyłem, jak go stamtąd wynosili. Wydawało mi się, że zarobię dla mojego domu trochę punktów, jeśli powiem McGonagall, że jej podopieczni włóczą się w czasie ciszy nocnej. – Skrzywił się. – Ale stara kocica nie była w nastroju do słuchania głosu rozsądku.

– A co ty robiłeś w nocy poza łóżkiem? – zapytał Harry.

– No przecież mówię – prychnął Blaise. – Szpiegowałem Gryfonów.

Harry podniósł brew, ale nic nie powiedział, pozwalając, by pełna wątpliwości cisza przemówiła za niego. Blaise spojrzał na niego spode łba i odwrócił wzrok. Harry przyjrzał się uważnie jego twarzy. Vince i Greg byli od zawsze zbyt lojalni Draconowi, żeby przysporzyć Harry'emu jakichś kłopotów, i wycofali się z dokuczania Connorowi, ponieważ Draco to zrobił. Ale z Blaise'em było inaczej. Czasem wydawał się być osobiście urażony faktem, że Ślizgon miał brata Gryfona i zaczął to wyrażać przez wpadanie na Connora w korytarzu, wyśmiewanie go, podstawianie mu nogi czy droczenie się z nim. Harry nie poświęcił temu większej uwagi, zwłaszcza że Connor na to odpowiednio reagował. To była zwykła rywalizacja między domami, dziecięce spory.

Ratując ConnoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz