ROZDZIAŁ 6

672 70 5
                                    

Lexa obudziła się tuż przed budzikiem. Zdziwiła się, że w ogóle spała. W nowych miejscach często miała z tym problem. Wiedziała, że dzisiejszy dzień może być gorszy od poprzedniego. Konfrontacja z innymi dziewczynami, setki oczu skupionych na jej osobie, dlatego postanowiła na razie odpuścić sobie śniadanie. Nie mogła robić tego w nieskończoność, ale na dzień dzisiejszy nie miała wyboru. Była 6:30 więc przestawiła budzik na 8 i poszła spać dalej.

Po drugiej pobudce udała się do łazienki, zaczerpnąć orzeźwiającej kąpieli. Wyszła po 15 minutach i zaczęła przebierać w ubraniach, szukając czegoś wygodnego. Postawiła na czarne rurki z dziurami na kolanach, tshirt z wilkiem tego samego koloru i trampki również w tym samym kolorze. Jeśli chodzi o barwy, nawet Lara Croft współpracująca z Indianą Jonesem nie znalazłaby ich w szafie Woods. Wahała się co do tego czy, pora już opuścić "gniazdko" i udać się poza nie. Aby jak najbardziej przedłużyć czas swojego wyjścia, pościeliła łóżko. Stała przy oknie, patrzyła na rozpościerającą się panoramę tego miejsca. Zbierała się na odwagę, ponad 20 minut, aby wreszcie przekroczyć próg pokoju i przejść się bez obstawy Finna. Najważniejsze jest to, aby zachowała spokój. Miała nadzieje, że nikt nie wyprowadzi jej pierwszego dnia z równowagi. Matka, mówiła jej, żeby się nie denerwowała... sama wiedziała, że Lexa jest dość impulsywnym człowiekiem.

Wreszcie opuściła pomieszczenie i pomału szła przed siebie nie zwracając na nikogo uwagi, na prawdę nie miała dziś ochoty robić komuś krzywdy. Dopiero co, ściana w pokoju zdążyła poczuć siłę Lexowej pięści. Wyczuwała pojedyncze spojrzenia na swoich plecach oraz pojedyncze szepty, jednak to nie było w stanie zakłócić jej spokoju. Jednak nie... Znalazł się ktoś komu się ewidentnie nudziło.

Przechodząc obok jednej z dziewczyn opartej o parapet. Nieznajoma lustrowała Lexę wzrokiem od stóp do głów. W końcu postanowiła się odezwać, kiedy Woods minęła ją, nie zwracając wielkiej uwagi.

-Ej ty! All Black! Siedzisz za używanie kolorów?! Czy za wymachiwanie tęczą na zlocie satanistów? - krzyknęła nieznajoma, śmiejąc się do siebie.

Spojrzałam przez ramię, widząc blondynkę z włosami związanymi w warkocz opleciony wokół głowy - kto jeszcze robi takie fryzury? - pomyślałam, nadal idąc w swoim kierunku.

-Zdaje się, że czytam w myślach?! Oj wybacz, że cię uraziłam! Ślicznotko! - ponownie wykrzyczała. Traciłam cierpliwość. Musiałam pokazać, żeby przynajmniej ona wiedziała, że do mnie nie ma sensu nawet mówić, choć doskonale pamiętałam słowa Indry.

Zatrzymałam się, zrobiłam krok do tyłu i odwróciłam na pięcie. Spokojnie do niej podeszłam, z brakiem emocji na twarzy. Ona tylko ironicznie sie uśmiechnęła, a ja gotowałam się w środku. Przyłożyłam poziomo rękę do jej szyi i szybkim ruchem przycisnęłam do ściany. Nie miałam zamiaru więcej się powstrzymywać. Jeśli każdy dzień będzie się tak zaczynał, muszę zainwestować w rękawice bokserskie na stałe.

-Słuchaj, wyjaśnijmy sobie coś , nie jestem twoją koleżanką, żebyśmy były na "Ty". Naprawdę nie mam zamiaru słuchać twoich dogryzek - coraz bardziej przyciskałam ją do ściany, na co zaczęło brakować jej powietrza - Myślę, że zrozumiesz za pierwszym razem...

-Woods! Zostaw ją! Natychmiast! - usłyszałam znajomy głos.

-I lepiej dla twojego zdrowia, jeśli nie wiesz, dlaczego tu jestem - schyliłam się nad jej uchem i wyszeptałam przez zaciśnięte zęby - masz szczęście, że dziś jestem kwiatem Lotosu, na tafli jebanego jeziora... Nie ma za co... Ślicznotko - Uśmiechnęłam się do niej, będąc raptem kilka centymetrów od jej oczu. Po chwili poczułam jak ktoś odrywa mnie od nieznajomej.

MEMORIESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz