ROZDZIAŁ 17

657 69 4
                                    

Nie miałam pojęcia, że zwykłe śnienie może tak dużo zmienić w ludzkiej psychice. To tylko głupi sen, wymysł mojego mózgu. Nic więcej. Prawda była taka, że trochę się przejęłam. Minęło już pięć dni, a ja nadal nie mogę wymazać tego z pamięci. Znowu problemy walą mi się na głowę. Było dobrze, Bellamy się odczepił, ja poznawałam nowe osoby, na prawdę robiło się sielankowo. Gdy nagle on stał się z dnia na dzień agresywny i to właśnie przez tę osobę, którą zaczęłam poznawać. Czy to się ze sobą łączy? Czy ja pobadam w paranoję? Postanowiłam odpocząć od wszystkiego. Poświęcić wreszcie czas, dziewczynom. Jestem im to winna. Bo ostatnio zaniedbałam nasze relacje przyjacielskie, a nie chce żeby inne osoby to zepsuły. Nie miałyśmy jeszcze pomysłu na to, jak spędzimy dzisiejszy dzień, ale to akurat nie było najważniejsze. Ważne było to, że spędzimy go razem i miałyśmy go wykorzystać w stu procentach. Dziś nikt nie ma prawa go zakłócić.

-Clarke! Co mam na siebie włożyć? - usłyszałam krzyk wydobywający się z łazienki - pójść bardziej we wściekło-czerwoną sukienkę lekko przed kolano czy może w kruczo-czarną miniówkę? W której będę ci się bardziej podobać?

-Reyes? Dobrze się czujesz? - czy ona właśnie oszalała? Jakie sukienki?

-Nic nie mów Clarkie, wiem, że im krótsza, tym lepsza ale, nie mogę. To poważny obiad. Muszę wyglądać elegancko, a nie jak tania podróba Kendall Jenner, która właśnie kupuje ananasy na obiad w Walmarcie. No więc która? - jej porównania kiedyś przejdą do historii.

-Wyłaź stamtąd pieprzona celebrytko! Nie jesteś sama! - w końcu odezwała się Octavia, która również czekała na łazienkę.

-Ach ci fani... nie można nawet w spokoju wykonturować twarzy. Na autografy przyjdzie pora! - odpowiedziała rozbawiona Raven.

-Nie denerwuj mnie! Wychodź!

Nie wiem co kombinowała ta walnięta brunetka, ale bałam się co zastane jak już opuści oblegane pomieszczenie. To nie był żaden wypad do ekskluzywnej, drogiej restauracji z lożą Vipowską. Tylko do naszej stołówki... na zwykły, codzienny obiad.

-Jestem gotowa! Możesz podstawić Rodrica z limuzyną - nareszcie wyszła.

-Kogo? Upadłaś na głowę? - O była już nad wyraz zbulwersowana. Cóż, nienawidziła Reyesowych żarcików - Clarke, zaprowadź ją do Abby, niech jej zrobi test narkotykowy, albo coś.

-Ra ven, dlaczego masz na sobie moje ubrania? - fakt, że czasami sobie je pożyczamy ale, na pewno nie całymi zestawami.

-No co? Nie znalazłam żadnej super kiecki, więc pożyczyłam na chwilę twoich. Może mnie też będziesz lubić tak jak siebie? - zrobiła maślane oczy i wyglądała jak kot ze Shreka.

-Wystarczy tych twoich dowcipów. Chodźmy bo umieram z głodu - dziś miałam apetyt na wszystko. Oby obiad nie zepsuł tego uczucia, które miałam od pysznego śniadania.

-Hej! Poczekajcie! Jeszcze ja - zza łazienkowych drzwi dotarło skomlenie Blake. Po paru sekundach usłyszałyśmy donośny huk - Ała... Nie, nic mi nie jest!

Szybko otworzyłam drzwi, a Raven od razu wpadła w niekontrolowany śmiech. Sama zasłoniłam usta dłonią, żeby również go z siebie nie wydobyć. Octavia leżała na środku między prysznicem, a pralką z obcisłą bluzką na głowie.

-Nic ci nie jest? - zapytałam i obie podniosłyśmy ją na nogi. Zdjęłam z niej niechcianą odzież.

-Dzięki... kto robi w tych czasach zabójcze ubrania?! - powiedziała przez zęby.

-Boli cię coś? - huk był duży więc musiała się nieźle potłuc.

-Trochę biodro, ale przeżyje... Reyes przestań rżeć! - Latynoska jeszcze nie opakowała śmiechu i nadal chichotała w najlepsze.

MEMORIESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz