Cicho, cicho, dzieci. To nie demony, nie diabły...
Gorzej.
To ludzie.
Andrzej Sapkowski
Pożoga to moja ulubiona pora roku.
Uwielbiam patrzeć, jak płomienie tańczą na koronach drzew, a ciemny, gęsty, gryzący w ślepia dym wzbija się w wiecznie burzowe sklepienie Piekła. Nie lubię tylko tego, że Pożoga gaśnie tak szybko i ogniki muszą zejść ze zniszczonych pni, by pomaszerować z powrotem w stronę zamieszkanych przez nich gór.
Wzdycham i odchodzę od okna, a mój wzrok pada na ogromne lustro w mosiężnej ramie wiszącej na ścianie mojej nory. Szkło zasnute jest mgłą, za którą wałęsają się ciemne, zgarbione sylwetki moich zmarłych przodków.
Podchodzę bliżej, odchrząkając głośno. Postacie zamierają w bezruchu słysząc ten dźwięk, a po chwili znikają z cichym westchnieniem, które łaskocze mnie w policzek. Mgła w zwierciadle gęstnieje. Czekam cierpliwie, aż po kilku sekundach powierzchnia lustra zaczyna falować. Z oparów wyłania się popękana czaszka ze szczerniałymi kłami i z dwoma brylantami wetkniętymi w oczodoły.
– Cześć, Maufucjuszu. – Kiwam głową na powitanie, szczerząc zęby w uśmiechu. Tak naprawdę nie wiem, kim jest. Dziadkiem? Pradziadkiem? Nigdy mi tego nie powiedział, ale to właśnie on pojawia się, gdy czegoś potrzebuję.
– Jak tam, młody? – pyta skrzeczącym głosem.
Wzruszam ramionami.
– Jak zwykle. Tu mnie popchną, tam wyśmieją, a gdzie indziej powiedzą, że mam dziwny humor.
– Czyli norma – podsumowuje za mnie czaszka. – Wiesz co, myślałem, że po tylu latach przywykniesz.
Prycham.
– Przywyknę do ojca, który codziennie mówi mi, jak bardzo się zawiódł i jak beznadziejny jestem? Do siostry, która wyśmiewa mnie, bo jestem tchórzem i nie uczestniczę w zawodach i treningach?
– Jednym słowem jesteś ciotą. – Znowu podsumowuje Maufucjusz. Kieruję na niego wściekły wzrok.
– Stłukę to lustro, a wtedy zobaczymy, kto będzie chciał wpuścić do swojego zwierciadła twoją obrzydliwą gębę.
Maufucjusz parska.
– Jak to zrobisz, to stracisz jedynego demona, który cię toleruje.
– Dobrze wiesz, że to nieprawda. Jak na demona, to mam dużo znajomości.
Mogę przysiąc, że Maufucjusz patrzy na mnie ze współczuciem.
– Pokaż mi swoje... moce, jeżeli ten żałosny pierd mogę tak nazwać.
Zagryzam szczęki i walczę z chęcią wejścia do lustra, by uderzyć czaszką przodka o framugę. Zamiast tego unoszę jedną dłoń i po sekundzie wahania pstrykam palcami. Przez chwilę nic się nie dzieje, lecz nagle kilka centymetrów nad moim kciukiem wystrzela mały, złoty płomyk, który jednak szybko gaśnie z sykiem.
To tyle ze wspaniałego dziedzictwa mojego ojca.
Maufucjusz wybucha śmiechem. Gdy rozdziawia szczękę, między zepsutymi zębami dostrzegam uschnięty, lewitujący język.
– Gdybym miał oczy, leciałyby mi łzy! – wrzeszczy, jakby brak moich mocy był niesamowicie zabawny.
– Po prostu pokaż mi, jak dzisiaj wyglądam – burczę pod nosem.
CZYTASZ
Kiedy diabeł tańczy walca
Fantasy,,- Wy, demony, potraficie jedynie niszczyć. - Mówimy to samo o was, ludziach". Ludzie nie istnieją. To tylko bzdury opowiadane synom ciemności, by zagonić ich do łóżka, gdy nastaje świt. Nigdy nie wierzyłem, że śmiertelnicy są prawd...