Ciemność bez względu na powód swego istnienia, jest straszna i przerażająca. Pochłania człowieka dokładnie, wykrzywia jego istnienie, rozrywa i niweczy. Kto czuje się bezpieczny w absolutnej ciemności? Kto wierzy w potrzebę istnienia ciemności? W ciemności wszystko łatwo się wygina, przekręca, znika. I pustka będąca istotą ciemności wszystko pochłania.
Haruki Murakami
Wpatruję się rozszerzonymi ślepiami w przytłaczającą ciemność. Ogarnia mnie nagłe poczucie przerażenia, że jeżeli zrobię choć krok do przodu, zginę i nikt nie będzie mógł temu zapobiec. Czuję lęk. Trwogę, która wykracza poza całą istotę. Obawę przed kimś, kto istnieje od pradawnych czasów i będzie istniał jeszcze przez wieki po obróceniu się w pył moich potomków.
– Dawno nie miałem gości. – Słyszę śmiech gdzieś z lewej. Przesuwam się cicho w tamtą stronę, chcąc zasłonić Morgan i rannego Aneirina.
Zmuszam się do zachowania zimnej krwi. Wbijam wzrok w mrok. Moje oczy nie mogą znaleźć żadnego punktu zaczepienia, gdyż jedynym źródłem światła jest czerwony nieboskłon za naszymi plecami.
Muszę być spokojny.
– Cieszymy się, że zaszczycasz nas swoją obecnością – mówi Aneirin drżącym głosem.
– Och, darujmy sobie formułki – prychnięcie w mroku. – Przecież was nie zjem.
– Co do tego nie byłbym taki pewien – odpowiadam.
Śmiech tym razem z prawej.
Jak on się tak szybko przemieszcza? Obchodzi nas, starannie omijając krąg światła? Bawi się jak drapieżnik okrążający zdobycz.
– Zapewne macie jakąś sprawę? – Pada pytanie, jednak nie mogę określić skąd. – Nikt nie zachodzi tu, żeby uciąć sobie pogawędkę.
– Powiedziałeś, że nas oczekiwałeś. – Ku mojemu zaskoczeniu odzywa się Morgan. – Więc wiesz, po co tu przyszliśmy.
Perlisty śmiech gdzieś w ciemności.
– Cóż za wygadany człowiek. Większość z twoich pobratymców nie odezwałaby się ani słowem.
– Wiesz, że ludzie istnieją? – Morgan wychodzi zza moich pleców. Wbija uparte spojrzenie w mrok, oczekując odpowiedzi.
– Oczywiście.
– Leifurion był przerażony, gdy po raz pierwszy zobaczył jak stoję między drzewami.
– Słońce, między naszą dwójką istnieje ogromna przepaść.
Mrużę oczy. Zdaję sobie sprawę z tego, jak wielka różnica istnieje między mną a władcą Piekła, ale mimo wszystko uczucie zazdrości wymieszanej z zażenowaniem delikatnie nakłuwa serce. Ileż bym dał, żeby być tak wspaniały i przerażający jak Lucyfer!
– Przyszliśmy prosić o audiencję – zaczyna ponownie Aneirin.
– Przecież już wam jej udzielam – przerywa mu Lucyfer. – Nie graj na czas, dziecko. Mów prosto z mostu.
– Najpierw ukaż swoje oblicze – mówię. Mam nadzieję, że mistrz kłamstwa przypisze drżenie głosu zmęczeniu niż paraliżowi, który dosięgnął już strun głosowych. Chichot w oddali utwierdza mnie w przekonaniu, że diabeł nie da się tak łatwo zwieść.
– Twoją prawdziwą formę – dopowiada samica. – Tylko tchórze chowają twarze za czyimiś pragnieniami.
– Moje piękno może wypalić twoje oczy, śmiertelniczko.
CZYTASZ
Kiedy diabeł tańczy walca
Fantasy,,- Wy, demony, potraficie jedynie niszczyć. - Mówimy to samo o was, ludziach". Ludzie nie istnieją. To tylko bzdury opowiadane synom ciemności, by zagonić ich do łóżka, gdy nastaje świt. Nigdy nie wierzyłem, że śmiertelnicy są prawd...