Rozdział piąty

4.8K 663 229
                                    

Najgorsze było wybrać i zastanawiać się przez resztę życia, czy wybór był właściwy. Nikt nie potrafi wybierać bez lęku.

Paulo Coelho

     Archanioł nawet nie drga, gdy rozszarpuję synów nieba.

     Nie mruga, gdy głowa jednego z nich toczy się tuż obok jego stóp.

     Nie odzywa się, gdy szczerzę kły splamione czerwoną krwią i patrzę na niego z obłędem w oczach.

     – Gdzie teraz jest twój Bóg? – Słowa ledwo przedostają się przez moje ściśnięte gardło. Unoszę ręce do góry. – Dlaczego ci nie pomaga? Dlaczego nie ratuje swych dzieci? Padają jak muchy pod moimi szponami!

     – Jedyne, co niszczysz, to naczynie – mówi anioł i mierzy mnie ostrym spojrzeniem szarych oczu. – Nasze dusze są nieśmiertelne.

    – I wy macie być sprawiedliwi? – charczę. – Nie umieracie. My obracamy się w proch, by nigdy z niego nie powstać. Atakujecie nas bezpodstawnie. Nic wam nie zrobiliśmy! Nic nie jesteśmy winni! Jeżeli to jest wasza sprawiedliwość, to pocałujcie mnie w dupę!

     Złotowłosy mruży oczy.

     – Jesteście potworami. Zasługujecie na wyniszczenie.

    Unoszę głowę. Śmieję się chrapliwie.

    – Jeżeli jestem potworem, powinieneś mówić do mnie spokojniej.

     – Jesteście jak dzieci – przerywa nagle Morgan. – Jak para małych, rozwydrzonych bachorów.

     Nasze spojrzenia lądują na śmiertelniczce. Ta niewiele myśląc wstaje i potykając się rusza w moją stronę, nie zważając na martwe ciała.

     Staje przede mną ze splecionymi rękami. Ramiona lekko jej drżą. Mierzy mnie wzrokiem. Patrzy na moje dzikie oczy. Zakrwawione zęby. Chęć mordu wyostrzoną w napiętej żuchwie i krew na ustach.

    Uśmiecha się.

    Unoszę jedną brew, zdziwiony.

   Morgan bierze głęboki wdech i odwraca się.

     – Wynoś się. – Dziewczyna plecie ręce na piersi i wbija harde spojrzenie w anioła.

     – Na twoim miejscu zastanowiłbym się, czy to dobry pomysł – mówi ostrożnie złotowłosy. – O wiele lepiej byłoby dla ciebie, gdybyś poszła ze mną.

    – Wolę zostać z Leifurionem.

    – Kochanie, nie możesz tańczyć z diabłem i zastanawiać się, dlaczego wciąż tkwisz w piekle.

    – Może ten diabeł jest dobrym tancerzem – odszczekuje Morgan. Patrzę na nią zaskoczony. Chce mi się śmiać.

    Ma jeszcze bardziej niewyparzony język niż ja.

     Anioł zamyka oczy. Opanowuje mnie nagła chęć, by doskoczyć do niego, aby wgryźć się w jego szyję. To nie tak, że przedtem nie chciałem tego zrobić – w momencie, w którym przymknął powieki, wyglądał tak niewinnie i czysto, iż pragnienie niemal rozsadza mi klatkę piersiową. Moje spojrzenie zsuwa się na jego szyję. Niemal słyszę, jak trzepoczące serce pompuje czerwoną ciecz.

    Chcę je wyrwać z jego piersi.

    Łaknę krwi.

    – W takim razie zabiorę cię siłą.

Kiedy diabeł tańczy walcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz