Rozdział siódmy

4.7K 582 336
                                    


Postanowienia są jak węgorze. Łatwo złowić je - trudniej utrzymać.

A. Dumas

     – Idę z tobą.

      Zamieram w bezruchu. Posyłam Aneirinowi długie spojrzenie. Zdążyłem opuścić pałac, jednak książę podążył za mną. Stoimy w niemal zupełnej ciemności, a jedynym światłem jest podświetlany zamek i małe świetliki, które latają niedaleko twarzy granatowłosego. Kilka tych małych stworzonek usiadło mu na głowie, imitując koronę.

     – Nie – odpowiadam hardo.

    – To nie podlega dyskusji.

     Prycham. Życzę sobie skórzanych spodni i czarnej bluzy. Biorę głęboki wdech, zagryzam wargę. Syczę, gdy nowo wyrośnięte kły wbijają się w skórę. Jeszcze nie jestem do nich przyzwyczajony.

     – Zostajesz. – Poprawiam ułożenie miecza w dłoni. – Nie będziesz się plątał po Niebie.

     – Sądzisz, że jestem za słaby? – Aneirin mruży oczy. – Że sobie nie poradzę?

     – Nic takiego nie powiedziałem.

    – Świetnie. To znaczy, że idę.

     – Nie! – Niemal wrzeszczę. Gryzę się w język. – Zostajesz. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jesteś jedynym potomkiem twojego ojca. Musisz zapewnić ciągłość linii, a nie włóczyć się ze mną po miejscach, w których nigdy nie był żaden demon.

     – Potrzebujesz pomocy. Twój plan jest szalony!

     – To czemu chcesz ze mną iść?!

     – Bo jestem twoim przyjacielem! Jak masz robić coś, co prawdopodobnie doprowadzi cię do śmierci, ja idę z tobą!

      Wzdycham. Mimo wszystko zachowanie Aneirina nieco mi schlebia, jednak nie mogę pozwolić, by kolejny przyjaciel obrócił się w pył przez moją głupotę.

    Już jedna ważna osoba zginęła.

    Nigdy więcej na to nie pozwolę.

    – Aneirin. – Odchrząkam. – Ja muszę ratować Morgan. To mój obowiązek, moje brzemię, mój Pakt.

      Biorę głęboki wdech.

     – Muszę ci pomóc. – Aneirin prycha.

    Zagryzam zęby.

     – Powiem twojemu ojcu o kochance w Piątym Kręgu.  – Splatam ręce na piersi.

     – Ja wtedy powiadomię go o tym, że mimo jego zakazu chcesz opuścić zamek. 

     – Nie odważysz się.

    Książę szczerzy kły.

      – Weź mnie ze sobą, to nie dowie się o tym... zbyt szybko.

      Z ust wymyka mi się wyjątkowo paskudne przekleństwo.

     A gdybym go znokautował i zostawił gdzieś w krzakach?

      Odpycham tę myśl od siebie. Nie jestem zdolny do skrzywdzenia kogokolwiek, na kim mi zależy.

     Wlepiam wzrok w Aneirina. Ma minę i wzrok demona, który już zdecydował i w końcu postawi na swoim, nieważne, ile trudu będzie musiał w to włożyć.

Kiedy diabeł tańczy walcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz