#8

245 28 1
                                    

- Czego chcesz?! - krzyknęłam do Lokiego.

- Ciebie też miło widzieć. - zachichotał.

- Daruj sobie te uprzejmości. Dlaczego nie dasz mi spokoju? - ponownie uniosłam głos i zaczęłam chodzić wokół Laufeysona - Dlaczego nie zostawisz mnie raz na zawsze?!

- Jesteś mi potrzebna. - oznajmił spokojnym głosem.

- W niczym więcej ci nie pomogę. Jesteś podłym oszustem. Przez Ciebie tu jestem. - syknęłam w jego stronę na co on się zaśmiał - Przez Ciebie straciłam tytuł, dom, przyjaciół... Ty jesteś jednym wielkim oszustwem.

- Nie Demetrio, jesteś tutaj z własnej naiwności. Widzisz w ludziach to, co chcesz zobaczyć. Starasz się odgarnąć złe cechy na bok, mimo że są one bardziej dominujące... Boisz się sporów i kłótni dlatego, że boisz się konsekwencji... Dlatego Odyn tak kochał Cię w dzieciństwie. Podczas nieporozumień ustępowałaś nie podważając swojej dumy, a to mu imponowało. Niestety, ale w końcu go rozczarowałaś...

- Jestem boginią pokoju. Nie dążę do konfliktów, jednak zrobiłam pewien wyjątek od reguły. - powiedziałam, na co on zrobił zdziwioną minę - Jestem na wojnie, z tobą Loki. 

***

Obudziłam się, jednak tym razem czułam się dobrze. Spojrzałam na zegar, który wskazywał szóstą nad ranem. Wstałam z łóżka i odsłoniłam zasłony. Nad Nowym Yorkiem wschodziło przepiękne złote słońce. Uchyliłam lekko okno, aby wpuścić trochę świeżego powietrza. 

Wykonałam poranną toaletę i spojrzałam w lustro. Niegdyś rude, dziś brązowe, długie włosy opadały bezwładnie na ramiona. Od dziecka były moim atrybutem. Mama zawsze czesała mnie w najładniejsze fryzury. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam nożyczki z szuflady.

- Nowe życie, nowa ja... - powiedziałam sama do siebie i wykonałam pierwsze cięcie. Kosmyk moich włosów bezwładnie opadł na podłogę. To samo zrobiłam z resztą. Na końcu trochę je wyrównałam i ułożyłam. Teraz sięgały nieco niżej ramion. Zadowolona z efektu, ubrałam się i zeszłam radosnym krokiem na śniadanie.

Wszyscy siedzieli w salonie i zajadali omlet, który tak sądzę, przyrządził Clint. 

- Dzień dobry. - przywitałam się przez co każdy wzrok był skierowana w kierunku mojej osoby. Uśmiechnęłam się delikatnie, bo wiedziałam, że chodzi o zmianę w wyglądzie.

- No powiem ci Demi... do twarzy ci w krótszych. - odezwał się Stark na co posłałam mu szczery uśmiech.

- Mam nadzieję, że śniadanie w moim wykonaniu ci posmakuję. - odezwał się Barton podając mi danie na talerzu za który podziękowałam. Muszę przyznać, że Clint gotuję lepiej od mojego brata.

- Gotowa na wycisk? - spytała mnie Natasha.

- Mam nadzieję, że tak. - kiwnęłam głową.

- O jedenastej po ciebie przyjdę. - powiedziała upijając ostatni łyk kawy - A właśnie Dominica, Fury cię prosił abyś do niego podeszła. - skierowała wzrok na młodą Stark.

- Potem do niego wpadnę. - odpowiedziała - Demi? - zwróciła się do mnie.

- Tak?

- W dolnej szafce w garderobie znajdziesz swój strój do ćwiczeń. Mam nadzieję, że będzie pasował. - uśmiechnęła się na co odpowiedziałam jej tym samym.

Gdy wszyscy już skończyli posiłek, postanowiłam, że nie będę bezczynnie siedzieć i pozmywam talerze. Zebrałam naczynia i udałam się do kuchni.

- Demetrio, mogę to za panią zrobić. - odezwał się Jarvis.

- Dziękuję, ale dam sobie radę. - odparłam i wzięłam się do roboty. Po kilku minutach naczynia lśniły. Osuszyłam ręce i spojrzałam w kierunku ekspresu do kawy. To nie może być trudne. Podeszłam do urządzenia i nacisnęłam przycisk. Włączył się, więc podstawiłam kubek i wybrałam rodzaj kawy. Po kilku sekundach napój był gotowy. Nie powiem, latte mi zasmakowała. Po drodze na taras zgarnęłam jakieś kolorowe czasopismo. Położyłam się wygodnie na leżaku i zaczęłam czytać. Spodobały mi się te ,, ziemskie'' pisemka. 

***

- Ja... już... nie mogę... - powiedziałam cała zdyszana. Natasha dała mi wycisk jak nigdy. Pot spływał ze mnie jak wodospad. 

- Jeszcze jedna runda. - powiedziała i znów oddała cios w moją stronę. Szybko go zablokowałam i starałam się podciąć jej nogi co w przypadku Nat nie było łatwe. Kopnęła mnie kilka razy w brzuch jednak ja oddałam jej tym samym. W pewnym momencie zostałam przyciśnięta do materaca.

- Dobra, poddaję się. - powiedziałam ostatkiem sił a Natasha pomogła mi wstać.

- Było dobrze, ale musisz popracować nad wykopami. - mówiła odkręcając butelkę wody. - To był dopiero początek. Zobaczysz co to wysiłek jutro, na treningu z Dominicą. - powiedziała i wyszła.

- To może być jeszcze gorzej?! - powiedziałam do siebie.

***

Ledwo weszłam po schodach na górę. Byłam wykończona.

- Jak trening? - spytał mnie Kapitan wychodzący z pokoju.

- Wyczerpujący...

- Zmienisz zdanie po jutrzejszym spotkaniu z Dominicą. - zaśmiał się i poszedł w kierunku windy, a ja się przestraszyłam. Nigdy nie ćwiczyłam w żaden sposób. W Asgardzie nie wymagali tego u księżniczek. Moja przyjaciółka a zarazem strażniczka Sif, była dobrze wyszkolona. Znała wszelkie sztuki walki i świetnie posługiwała się bronią. Kiedyś zaproponowała mi wspólny trening, ale źle to wspominam. Skończyłam ze zwichniętą kostką i stłuczonym ramieniem. Każdy najmniejszy ruch sprawiał mi ból, ale pamiętam, że świetnie się przy tym bawiłyśmy. Znamy się tak naprawdę od dziecka. Wiem, że podoba jej się Thor, jednak on tego nie zauważa. Nie miała szczęścia w miłości, z resztą ja również. Tęsknie za nią... Jest dla mnie jak siostra, ale teraz nasz kontakt się urwał. 

Bezwładnie opadłam na łóżko.

- Zobaczymy co przyniesie jutro...

WygnanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz