"Że jak? Co, co, co? Ja? Co tu się właśnie stało?" myśli galopowały przez moją głowę z prędkością światła.
- Ja... Chyba no... - nie bardzo wiedziałam co powiedzieć.
No halo, nie codziennie dostaje się propozycje zostania agentem, szczególnie, jeśli nie potrafisz obsłużyć telewizora.
- Decyzja - niecierpliwił się Fury. - Tak czy nie?
- A mogę zadać pytanie pomocnicze? - zapytałam niepewnie.
- Jakie? - westchnął jednooki.
- Czy jeśli się nie zgodzę, to czy wyrzucicie mnie na bruk?
Nick przewrócił oczami.
- Prawdę mówiąc, to był warunek, ale z drugiej strony wszyscy cię polubili, a ja wolałbym mieć Thora po swojej stronie.
- Czyli nie? - upewniłam się.
- Nie.
Zastanowiłam się jeszcze chwilę. Nawet jeśli się nie zgodzę, to mnie nie wyrzucą, więc nie mam przymusu. Ale z drugiej strony, to rzeczywiście był warunek... Poza tym, jak bogini pokoju może brać udział w bitwach? Chociaż Odyn, wyrzucając mnie z domu i pozbawiając tytułu dał mi jasny przekaz: rób co chcesz, mnie to nie obchodzi. A skoro tak...
- Ja... Zgadzam się.
Fury złożył ręce i oparł się o fotel uśmiechnięty. Chwila, to on kiedykolwiek się uśmiecha?
- Spodziewałem się takiej odpowiedzi - przyznał.
"A ja nie".
- To co teraz powinnam zrobić? - zapytałam niepewnie.
- Możesz wrócić do wieży. Stark po ciebie przyjedzie?
"Ten facet mnie prześladuje!"
- A co z Natashą?
- Jest zajęta - uciął krótko Nick.
"Cudownie..."
***
Natasha w końcu, po tygodniu, wróciła z, uwaga, Waszyngtonu DC, razem ze Steve'm, który miał "piękną" śliwę pod prawym okiem i przez ranę w brzuchu ledwo chodził o własnych siłach. I jeszcze T.A.R.C.Z.A padła. Jeśli tak wygląda to całe Avengerowanie, to zastanawiam się, czy podjęłam dobrą decyzję. Rogers położył się na kanapie i zamknął oczy. Marnie wyglądał... Podeszłam do niego i usiadłam obok.
- W porządku? - zapytałam zmartwiona.
Bolndyn przytaknął lekko. Jego, nie licząc Dominici, polubiłam chyba najbardziej. Zachowywał się inaczej niż reszta, z większym szacunkiem do innych ludzi. Pewnie dlatego, że był z innej epoki.
- Daj rękę - poprosiłam.
Steve podał mi dłoń.
- Fehu - wyszeptałam.
Siniec zaczął znikać z twarzy blondyna, która zaczynała nabierać kolorów.
- Jak to zrobiłaś? - zapytał zdziwiony i usiadł.
- Runy - uśmiechnęłam się do niego.
- Przyszedł Alex Manor - poinformował Jarvis.
Natasha i Stark spojrzeli na siebie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Oho, będzie ciekawie.
- Yy... Wpuść go - powiedziała Romanoff.
- Kto to? - spytałam zaciekawiona reakcją agentki.
- Dość... Długa historia. Powiem ci kiedy indziej.
Wzruszyłam ramionami. Nie chce mówić, to i tak nie powie. Po chwili z windy wyszedł chłopak, około siedemnastolatek, z podbitym okiem, zdartym łokciem, rozciętą wargą i kawałkiem szkła w łydce. Nat wplotła palce w swoje włosy. Chłopak uśmiechnął się, ale od razu się skrzywił, prawdopodobnie przez rozciętą wargę.
- Cześć sestra - przywitał się widząc Natashę.
- Sestra, sestra - mruknęła pod nosem Romanoff. - Coś ty z sobą zrobił idioto?!
- Nawet mnie nie wku*wiaj, Natalia - odparł chłopak.
Natalia? Ja chyba o czymś nie wiem. Agentka westchnęła.
- Chodź Alexei, naprawimy cię. Jenna wie gdzie jesteś?
- Nic mi nie jest. I nie wie.
- Stark, zadzwoń do niej, żeby nie było akcji. A ty chodź - westchnęła Natasha wstając z fotela.
- Ja go mogę, jaj to nazwałaś, "naprawić" - przypomniałam.
- W sumie racja - zgodziła się Nat. - Alexei, siadaj na tamtym fotelu.
Chłopak posłusznie pokuśtykał we wskazane miejsce. Usiadł i położył zranioną nogę na stole. Podeszłam do niego i przyklęknęłam obok jego łydki.
- Nie najładniej to wygląda - przyznała.
Alexei wzruszył ramionami.
- Możliwe. Wychidziłem z domu oknem i szyba pękła.
- Jesteś jeszcze bardziej do dupy niż cię zapamiętałam - zaśmiała się Natasha. - Przypomnijm mi proszę, jakim cudem udało ci się uciec przede mną przez cały kraj, aż do Moskwy?
- Ja też cię kocham, sestra! - odpowiedział chłopak.
Jednym, szybkim ruchem wyciągnęłam szklany odłamek z jego nogi. Manor zaklął po rosyjsku, a ja dowiedziałam się, że jednak dalej powiadam umiejętność rozumienia wszystkich języków, jak każdy As czy Wan. Dobrze wiedzieć.
- No już, już - westchnęłam. - Daj rękę.
- Po co? - spytał.
Romanoff wyglądała, jakby walczyła z chcęcią przywalenia mu w twarz.
- Strzelić cię w ten głupi łeb? - zapytała ostro.
A jednak.
- Jak ostatni raz mnie kopnęłaś, to straciłem przytomność na kilka godzin, więc chyba podziękuję.
- Chcę cię tylko uleczyć - wyjaśniłam.
Chłopak podał mi rękę.
- Fehu - wyszeptałam, a wszystkie rany Alexei'a zaczęły znikać.
- Woo, jak to zrobiłaś? - zapytał mocno zdziwiony.
- Wiesz, magia runiczna. Dość skomplikwane - wyjaśniłam.
- I tacy ludzie powinni być sanitariuszami na zawodach szermierczych. Ostatnio myślałem, że mnie coś trafi, kiedy taka jedna zszywała mi ramię.
- Chcesz powiedzieć, że wreszcie nie zdyskwalifikowali cię jeszcze przed zawodami i rozwaliłeś swoją kurtkę? - zapytała Natasha unosząc brew.
- Mm-hm, dokładnie tak.
- Zwariuję kiedyś z tobą - westchnęła agentka.
- Znaleźliśmy się dwa tygodnie temu, a ty już przrzemnie wariujesz?
- Mm-hm, dokładnie tak - odpowiedziała naśladując jego głos, który i tak był zaskakująco podobny.
- Skąd wy się w ogóle znacie? - zapytałam.
Rosjanka machnęła ręką.
- Miałam ci mówić później, ale dobra. Alex Manor to tylko pseudonim. Tak naprawdę on ma na imię Alexei Romanoff i jest moim młodszym bratem.
CZYTASZ
Wygnana
FanficMiłość jest uczuciem, którego chce doświadczyć każdy z nas. Poczuć się chociaż przez chwilę kochanym... Niestety, czasem nawet własna rodzina daży nas tylko uczuciem pozornym... Opowieść o bogini, pozornie kochanej, lecz w przyszłości zakochanej na...