"Oh shit, oh shit, oh shit..." przeleciało mi przez myśl. "Co on tu robi? Czy zrobił coś Dominice? Ku*wa, ratunku!"
- Co ty tu robisz? - zapytałam z kamiennym wyrazem twarzy.
- Przyszedłem odwiedzić moją ulubioną siostrzyczkę - uśmiechnął się cynicznie.
- Zapewne jestem ulubiona tylko dlatego, że żadnej innej nie masz - zauważyłam.
Loki zawiesił się na moment, ale trwało to sekundę.
- Czemu tak sądzisz? Przecież jesteś wyjątkowa, masz niesamowite moce, wiedzę, charakter... - wymieniał spokojnie tym swoim charakterystycznym tonem.
"Ratunku, niech on przestanie!" podobało mi się, co o mnie mówił, ale nie chciałam się zdradzić. No i ej, to morderca.
- Co jej zrobiłeś? - zapytałam twardo wskazując ruchem głowy na Domi.
Dziewczyna stała nieruchomo i przyglądała się całej sytuacji. Jeśli coś jej się stało...
- Uspokuj się. To tylko hipnoza. Przejdzie jej gdy tylko zniknę.
"To zniknij teraz".
- Jaką mam mieć pewność? - zapytałam unosząc brew.
- Masz moje słowo.
- Słowo boga kłamstw? - niedowierzałam - Wybacz, ale podziękuję.
Nagle do pomieszczenia wszedł Alexei. Gdy tylko spojrzał na Lokiego, znieruchomiał, tak samo jak Dominica.
- Czyli mają tak zostać? - upewnił się Kłamca.
- Tego nie powiedziałam - zaprzeczyłam.
Z nim się nie da normalnie gadać... No po prostu nie da. Zielonooki zaczął niebezpiecznie się do mnie zbliżać. Odruchowo cofnęłam się, potykając się o jakiś złom, prawdopodobnie Starka. Dziwacznie i dość boleśnie upadłam na kostkę. Bosko, teraz nawet nie mam jak uciekać.
- No i widzisz co zrobiłaś? - zapytał Loki z sztuczną troską.
Zaraz potem przyklęknął obok i zbliżył dłoń do mojej nogi. Szybko ją cofnęłam, powodując koszmarny ból.
- Daj sobie pomóc - poprosił.
- Spadaj - syknęłam.
- Jak chcesz - szepnął mi do ucha i rozpłynął się w zieloną mgłę.
Rzuciłam okiem na moją kostkę. Poza lekką opuchlizną wydawała się w porzadku. No i oprócz bólu...
- Chyba potrzebuję urlopu - stwierdziła Dominica. - O, Demetria. Po co leżysz na podłodze?
- A, nieważnie - odpowiedziałam.
Kamień spadł mi z serca. Obudziła się.
- Też go widziałaś? - zapytała Stark w lekkim szoku.
- Kogo? - odpowiedziałam pytaniem.
Chwilowo postanowiłam udawać głupią.
- No Lokiego.
- Stara, ja wiem, że prawdopodobnie masz coś z głową, ale teraz trochę przegięłaś - mruknął Alexei, robiąc sobie kawę.
- Idiota, jak zawsze - odpowiedziałam. - I tak, widziałam go - przyznałam.
Powinnam być z nią szczera.
- Dwie do leczenia psychiatrycznego - westchnął Romanoff.
- Albo jeden ślepy - dorzuciłam.
- Przesadzasz.
Przewróciłam oczami. Debil. Spróbowałam się podnieść, ale koszmarny ból w kostce mi to uniemożliwił. Odchrząknęłam.
- No więc... Yyy... Domi, pomożesz mi wstać? - poprosiłam.
Dziewczyna spojrzała ma mnie zdziwiona.
- A tak, jasne - odparła po chwili i podała mi rękę.
Złapałam ją mocno i spróbowałam się dźwignąć, ale mi się nie udało. Syknęłam z bólu.
- Zaczekaj tu chwilkę - poprosiła. - Polecę po Clinta albo Nat, zależy kogo znajdę.
- Cóż, daleko nie ucieknę - zauważyłam, ale Dominica już chyba tego nie usłyszała.
- Potknęłaś się o ten złom? - zapytał Romanoff. Odziwo jego głos nie pobrzmiewał kpiną. - Spoko, znam ten ból. Tez się o to kilka razy wypiepszyłem. Debil mógłby to czasem ogarnąć.
- Alexei, dobrze się czujesz? - zapytałam z minimalną troską. - Nie masz gorączki czy coś?
Chłopak zmarszczył brwi.
- A czemu miałbym mieć?
- Bo albo mi się wydaje, albo zwracasz się do mnie bez kpiny i z lekkim szacunkiem - wyjaśniłam.
Tak, jego zachowanie było dziwne.
- Oczywiście, Demi. Ja też cię bardzo lubię.
- Tylko wiesz. Ja już się zaczynam przyzwyczajać, że jesteś chamskim szczeniakiem z niewyparzoną gębą, a tu nagle taka niespodzianka - spróbowałam mu to przedstawić z mojej strony.
- Faktycznie dziwne - zgodził się Alexei.
Dokończył picie swojej kawy i do mnie podszedł.
- Nie boli cię ta noga? - zapytał.
- A jak myślisz? - zapytałam retorycznie.
- Moglaś sobie darować ten sarkazm - prychnął. - Trzymaj się, zaniosę cię na kanapę.
- Znając ciebie, pewnie puścisz mnie w połowie, ale niech będzie - zgodziłam się i objęłam go na wysokości szyi.
- No ej, trochę zaufania - poprosił chłopak i podniósł mnie z podłogi. Odruchowo zacisnęłam pięści z bólu, lekko wbijając paznokcie w bark chłopaka. - I gdybyś nie wbijała we mnie paznokci z łaski swojej.
- Jasne, przepraszam.
Alexei odłożył mnie ostrożnie na kanapę.
- No nie wierzę, nie upuściłeś mnie - pogratulowałam mu sarkastycznie.
- Ale ty jesteś wnerwiająca - westchnął. - Nie możesz sobie tego zamrozić, czy coś?
- Nie da się rzucać run na samego siebie - wyjaśniłam krótko.
Po chwili do salonu weszli Clint z Dominicą.
- Jeszcze przed chwilą leżała na podłodze - wyjaśniła blondynowi lekko zmieszana Stark.
- A teraz leżę na kanapie, jakbyś mnie nie zauważyła - podpowiedziałam.
Barton przytaknął i do mnie podszedł.
- Która? - zapytał spokojnie.
- Prawa - odpowiedziałam.
Blondyn delikatnie ja złapał, prawdopodobnie chcąc ją obejrzeć. Syknęłam z bólu. Niefajnie.
- Przydałoby ci się zrobić jakiś rentgen czy coś. Mogłaś ją złamać - wyjaśnił. - Tylko czym by ci to tak chwilowo unieruchomić...
Super. W sumie rzeczywiście była spuchnięta i trochę sina, ale żeby aż złamana? Chyba bardziej by mnie to bolało.
- Sugeruję mrożone zapiekanki Starka - zaproponował Alexei. - To i tak jest niejadalnie.
- Z tym się chyba wszyscy zgodzą - przyznała Dominica i poszła w stronę zamrażarki.
A ja kiedyś chciałam je spróbować... Dobrze wiedzieć.
Młoda Stark wróciła z owymi mrożonkami i folią aluminiową. Grunt to kreatywność. Clint zabrał się za pakowanie mojej nogi w przyniesione kuchenne artefakty pierwszej pomocy. Pierwszy raz spotkałam się z unieruchamianiem nogi przy pomocy zapiekanek. Po skończeniu roboty, Barton wziął mnie na ręce i poszedł w stronę skrzydła szpitalnego.
CZYTASZ
Wygnana
FanfictionMiłość jest uczuciem, którego chce doświadczyć każdy z nas. Poczuć się chociaż przez chwilę kochanym... Niestety, czasem nawet własna rodzina daży nas tylko uczuciem pozornym... Opowieść o bogini, pozornie kochanej, lecz w przyszłości zakochanej na...