7. Łódka braci Andreas

8 3 0
                                    


W porównaniu z przygodami, jakie przytrafiały mi się cały tydzień, niedziela upływa prawie nudno. Mimo weekendu namawiam ojca, żeby pozwolił mi popracować półtorej zmiany. Mam nadzieję, że Devlin przyjdzie jeszcze raz, ale nic z tego. Nalewam herbatę, wycieram stoły, biegam z tacą, nakładam lody, wyciskam sok z pomarańczy i gejfrutów – na próżno. Nie przychodzi ani Granatowooki, ani nawet nikt, kto by choć na dziesięć procent mu dorównywał. Z drugiej strony – nie pojawia się również Jason Barber ani nikt z jego świty. Cały czas wspominam wczorajszą rozmowę z Danem Isidore'em i swoją wyniosłą odmowę. Czy postąpiłam słusznie? Uniosłam się honorem, a przecież mogłam zażądać chociaż odszkodowania, które przepuściłabym potem na swoje hobby. Widziałam w sieci nefrytowe kolczyki w kształcie wielorybich płetw, byłyby w sam raz.

Wieczorem, w drodze powrotnej, dochodzę do wniosku, że harówka od rana do nocy w oczekiwaniu na Devlina nie ma sensu. Jeśli mnie nie zastanie, to może zostawić wiadomość, chyba że nie przyjdzie mu to do głowy. A może jakimś rozwiązaniem byłoby czekać na niego w określone dni tygodnia? Jeżeli pracuje, to być może ma stały grafik. Do tej pory spotkałam go w poniedziałek i czwartek. Poniedziałek odpada, bo już jestem umówiona z braćmi Andreas i krejzolką Ashley na rejs jachtem. Aż do czwartku muszę czekać?! O ile faktycznie nie pojawi się wcześniej. Oczywiście może być i tak, że popłynął do Australii albo gdzieś tam indziej, bo w takiej sytuacji w ogóle zostaje mi tylko modlić się i pracować.

W poniedziałek przychodzi pora, żeby przestać się zaharowywać i wyjść gdzieś z przyjaciółmi. Albo wypłynąć. Rano i przedpołudnie spędzam na lekturze. Korzystając z pogody i letniego słońca, wyciągam się w ogródku na leżaku i czytam pożyczoną z biblioteki publicznej mangę „Nakatsu Monogatari". Jest to epicka, wieloodcinkowa opowieść o ubogim, lecz szlachetnym samuraju z epoki Sengoku. Waleczny Ōji broni swego daimyō przed jego arcywrogiem, okrutnym i bezwzględnym panem Daishito Kisaku, a przy okazji wikła się w trójkąt miłosny pomiędzy dwórką Noriko a nindżynią Emi. W czasie lektury często mam ochotę udusić każdą z nich, bo o ile ta druga po prostu wkurza swą nadpobudliwością i zamiłowaniem do walenia wszystkich po głowie, to pierwsza jest inteligentna, subtelna i okazałaby się najlepszą postacią w tej mandze, gdyby nie była z niej taka straszna mameja...

To mi się kojarzy z moim własnym uwikłaniem, choć nie da się go za bardzo nazwać trójkątem, a co dopiero miłosnym. Z jednej strony wypatruję oczy za Devlinem i nie mogę się doczekać, kiedy odsłoni mi kolejnego rąbka swej tajemnicy, a z drugiej strony ten zatraceny Barber ciągle mi się pęta pod nogami.

O piątej zakładam seledynową bluzkę na ramiączkach i dżinsowe szorty – na jachcie lepiej mieć swobodę ruchów w razie czego. Wsiadam na rower i jadę nad zatokę.

W mieście Eureka jest kilka przystani jachtowych, z których najważniejsza mieści się na wyspie Woodley. Raczej nie spotkam tu Jasona Barbera, bo jego luksusowy jacz stoi zapewne w którejś małej marinie dla VIP-ów. Jadąc przez most na wyspę, zastanawiam się, czy nie mogłabym uchodzić za VIP-a, skoro już byłam w gazecie. Ale przecież łódka nie jest moja, tylko braci Andreas, którzy z kieszonkowego i prac dorywczych remontują swą łajbę i opłacają abonament za miejsce postojowe.

Dojeżdżając na miejsce, z daleka dostrzegam Billy'ego i krejzolkę Ashley. W przypływie entuzjazmu zeskakuję z roweru w biegu. Billy i Ashley wiwatują. Oboje w szortach, choć powyżej nich ona ma różową bluzkę z krótkim rękawem i głębokim dekoltem wykończonym kiściami bawełnianych frędzli, a on – jedną ze swoich ulubionych koszulek koszykarskich, tym razem w żółto-fioletowych barwach Lakersów.

- Laurie! – cieszy się krejzolka. – Już myślałam, że nie przyjdziesz!

- Niby dlaczego? Przecież byliśmy umówieni.

Waleń Mojego SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz