Rozmowa z Maćkiem wcale nie przynosi mi uspokojenia. Owszem, mamy plan, ale nie musi zakończyć się sukcesem. Zbyt wiele zmiennych. I zbyt wiele problemów... Cierpię tortury mentalne gorsze od obrażeń, które poniosłam; te drugie przynajmniej się kiedyś zagoją. Tyle spraw chodzi mi po głowie, że sama decyzja, którą zająć się najpierw, jest niesłychanie męcząca. W końcu mam tak bardzo dość, że postanawiam coś obejrzeć, żeby zająć głowę nieskomplikowanym przyswajaniem programu.
Telewizor wisi pod sufitem, pilot leży na stoliku, ale do tej pory nie miałam nastroju do oglądania. Przerzucając programy, natrafiam znowu na reality show „Brzydkie Wieśniątko". Facjata Jasona Barbera jest ostatnią rzeczą, jaką mam ochotę widzieć, ale mimo wszystko nie mogę się oderwać i oglądam jego autorski program z mieszaniną zgrozy i fascynacji. Jason ze współprowadzącą dalej robią sobie jaja z ubogich dziewczyn z prowincji, prezentując całą czapkę stereotypów, a całość urozmaicają zaproszeni goście i ich występy – z braku lepszego określenia – artystyczne. W tym odcinku występuje grupa Totsugeki Girls: trzy rozszczebiotane Japoneczki w strojach stanowiących seksowną wersję mundurów z drugiej wojny. Jason prowadzi z nimi ordynarny, pełen obleśnych insynuacji wywiad. Dwie dziewczyny na każde jego pytanie wybuchają zakłopotanym śmiechem, a trzecia łamaną angielszczyzną udziela wymijających odpowiedzi. Potem śpiewają w studiu piosenkę w oszałamiającym tempie, z mnóstwem bitów na minutę, wymachując samurajskimi mieczami i sztandarem ze wschodzącym słońcem. Nie rozumiem, o czym śpiewają, ale biorąc pod uwagę ich image, myślę, że coś w rodzaju „Shirō Ishii nie zrobił nic złego".
Nie mogę przestać myśleć o swoim położeniu. Wpadłam przez Deva w kłopoty, a on przeze mnie. Dlaczego nie zapanowaliśmy nad namiętnością? Teraz mam go dosyć. Ale przecież nie chcę, żeby stała się mu krzywda! Po co nam to było, moglibyśmy zostać wspaniałą „przyzwoitą" parą, godną uwiecznienia na kartach jednego z „chrześcijańskich czystych romansów", które zalegają w księgarniach ... Oglądalibyśmy zachody słońca, karmili wiewiórki w lasach Redwood, założyli firmę sprzedającą ostrzegawcze nadajniki do sieci rybackich, żeby delfiny się nie zaplątywały...
Dochodzę do przekonania, że seks jest mi w ogóle niepotrzebny. Gdyby Devlin wtedy nie wrócił, a ja bym została z Maćkiem, pewnie inaczej bym mówiła. Ale jestem w sytuacji, w jakiej jestem, nie ma co wracać do przeszłości. Jeżeli z Devem nam ostatecznie nie wyjdzie – co będzie smutne, ale będę musiała to przeżyć – przecież nie wrócę do Maćka i nie rąbnę go krejzolce Ashley, bo co najmniej wobec niej będzie to nie w porządku.
Właśnie kiedy idiocki program Jasona się kończy i telewizja nadaje blok nie mniej idiockich reklam, do separatki wchodzi Maciek we własnej osobie. Wyłączam telewizor i witam gościa promiennym uśmiechem. Ale on patrzy na mnie z mieszanką smutku i przerażenia. Włosy ma ufarbowane na kasztanowo i nieco zakręcone – krejzolka Ashley spełniła swą groźbę.
– Laurie, co ci się właściwie stało? – pyta zdruzgotany, a po policzkach spływa mu tandem samotnych łez.
– Miałam mały wypadek z przechodzeniem przez płot – kłamstwo przychodzi mi bez trudu. – Nie będzie ze mnie kandydatka na prezydenta. Wiesz, te ostre elementy na szczycie...
Krzywi się boleśnie. Siada na krześle koło mojego łóżka.
– Bardzo cię boli?
– Już lepiej, pojutrze mnie wypiszą. Na przyszłość muszę jednak bardziej uważać. – Uśmiecham się zagadkowo. Jak mi nie wstyd?
– Jest mi bardzo smutno widzieć cię w takiej sytuacji, Laurie – mówi Maciek, biorąc mnie za rękę. – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i po wszystkim, co dla mnie zrobiłaś...
CZYTASZ
Waleń Mojego Serca
ParanormalLaurie Mazzotta ma szesnaście lat, mieszka w małym miasteczku w północnej Kalifornii, a jej największa pasja to walenie. W te wakacje zamierzała tylko trochę zarobić jako kelnerka i czasem wyrwać się gdzieś z przyjaciółmi. Okazuje się jednak, że będ...