W tym rozdziale się wyjaśnia, dlaczego to opko właściwie jest +18 :P
Kenny chwyta mnie za łokieć i odprowadza kilkanaście stóp od wozu. Jest nieco wkurzony.
– W co ty nas właściwie znowu wpakowałaś?! – pyta oskarżycielsko.
– Ja... – z początku udaje mi się wykrztusić tylko tyle. – Ja tylko chciałam komuś pomóc!
– Jasne, tylko sama nie wiesz komu. A jak tamci dwaj to byli federalni?
– Co ty pleciesz? Co by tu federalni mieli do szukania?
– Skąd wiesz, czy koleś nie jest seryjnym mordercą albo kimś takim? Zobacz: ledwo go znaleźliśmy, ciągle się dzieje jakieś syfistwo.
– Nie przesadzaj! – rzucam zdenerwowana. – Trzeba mieć trochę zaufania do ludzi! Jak na seryjnego mordercę jest za bardzo fajtłapowaty. Poza tym, gdyby to byli federalni, to nie daliby się przepędzić cieciowi z przystani, jeszcze by go objechali za utrudnianie pracy.
– Chyba że nie chcieli się zbyt wcześnie ujawniać.
– Nie przekonujesz mnie.
Wracam do Maćka. Wygląda na naprawdę przerażonego, lada chwila się rozpłacze. Przytulam go dla uspokojenia.
– Jesteś pewien, że to byli ludzie twojego ojca? – odzywa się Cristina. – Ten opis brzmiał dość ogólnikowo.
– Ja znam tych dwóch – stwierdza Maciek z przekonaniem. – Garcia i Skinner. Za każdym razem, kiedy próbowałem uciekać z domu, oni mnie łapali. I byli bezlitośni. Już myślałem, że w końcu mi się udało, a teraz... znowu są na moim tropie.
– To kim właściwie jest twój ojciec? – dopytuje Cris. – Gangsterem?
– Prawie, kierownikiem w korporacji. Ma dużo podwładnych, a Garcia i Skinner to jego ludzie od wszystkiego. Mają nawet złotą kartę paliwową!
– Co możemy dla ciebie zrobić? – pytam rzeczowo.
– Nie mogę zostać na łódce, na pewno jeszcze tam przyjdą.
– No to problem – wzdycham. – Nie przychodzi mi do głowy żadne inne lokum.
– Potrzebuję tylko schronienia na noc – mówi Maciek. – Za dnia będę szukał roboty.
– W takim razie – podejmuję decyzję – chyba rzeczywiście umieszczę cię w garażu u Rasmussenów, jak planowałam przedtem.
– Laurie, no weź... – zwraca się Kenny z wyrzutem, ale chyba już nie ma do mnie siły i wsiada do samochodu.
Najpierw jedziemy odwieźć Cristinę, zbitą z tropu całą tą historią z Maćkiem. Opowiadamy jej, o co mniej więcej chodzi. Po tej opowieści jest nie mniej zdezorientowana, ale wyraża oburzenie, słysząc o tym, w jaki sposób zamożny pracownik umysłowy potrafi traktować swojego syna. Potem Kenny dzwoni do brata, każe mu odebrać z mariny mój rower i jedziemy do mnie. Maciek jest wzruszony i co trochę mnie całuje.
Po przybyciu do domu robię rozpoznanie przez płot. U Rasmussenów nadal nikogo nie ma, bardzo dobrze. Kenny z Maćkiem czekają w aucie.
Mamę zastaję w salonie. Przez chwilę wymieniamy się nowinami z minionego dnia. Dowiaduję się, że jutro wybiera się na „babski wieczór" do kuzynki Rachel, córki cioci Jenny i wujka Marvina. Będą do późnej nocy doić budweisera i rozmawiać o feminizmie.
Wkrótce udaję się na górę i zajmuję w łazience stanowisko obserwacyjne. Podwórko Rasmussenów widać jak na dłoni. Puszczam głuchego Kenny'emu i już po chwili słyszę, jak otwiera drzwi i wchodzi do domu. Zagaduje mamę, prosząc o coś do picia i opowiadając o swoim aucie. Maciek tymczasem, z niewielką reklamówką w ręku, zbliża się do płotu, przeskakuje na drugą stronę i zmierza na skos przez podwórko ku garażowi sąsiadów. Ten jest zamknięty na kłódkę, w odróżnieniu od małej przybudówki mieszczącej warsztat. Zanim zniknie za drzwiami, Maciek przesyła mi powietrznego całusa.
CZYTASZ
Waleń Mojego Serca
ParanormalLaurie Mazzotta ma szesnaście lat, mieszka w małym miasteczku w północnej Kalifornii, a jej największa pasja to walenie. W te wakacje zamierzała tylko trochę zarobić jako kelnerka i czasem wyrwać się gdzieś z przyjaciółmi. Okazuje się jednak, że będ...