12. Chłopak na poboczu

9 2 1
                                    


Wracamy z krejzolką Ashley do auta. Choć z zewnątrz wyglądam na spokojną, to w środku aż się telepię na boki. Znowu ten przeklęty Jason, paskudny kumulonimbus na niebie mego nastroju! Mam nadzieję, że to już naprawdę ostatni raz... Staram się zachowywać pogodę ducha, ale kiedy wyjeżdżamy spod lotniska, Billy szybko zauważa, że jestem skwaszona.

- Laurie! – zagaduje, odwracając się do mnie. – Stało się coś?

- Nic, jakiś menel się do mnie przyczepił.

- Czego chciał?

- Żebym mu dołożyła parę centów, bo mu brakuje dwóch dolców na bilet do Kalamazoo.

- Przecież od nas nie ma lotów do Kalamazoo – stwierdza Kenny.

- Dlatego nie dałam się nabrać.

Zamiast wrócić do Eureki jak najkrótszą drogą, decydujemy się przedłużyć przejażdżkę, robiąc objazd drogami lokalnymi ku zachodowi, a potem na południe. Mijamy osiedla ludzkie, a potem nasza wąska droga wjeżdża w las.

Nie mogę się uwolnić od myśli o tym, jak bardzo życie mi się skisiło przez ostatnie dwa tygodnie. Pasja? Łatwo mówić, kiedy obiekt pasji rozorał ci plecy zębami i zamierzał zrobić jeszcze co gorszego. Miłość? Jedyny chłopak, którego uważałam za ideał i na którego wzajemność mogłam liczyć, okazał się nie być człowiekiem. Kontakt z tak zwanym wielkim światem? Jason, jeden wielki dramat. Praca? Od tygodnia nie byłam w barze, zarobki mi przepadają, a czas wakacji się o ten tydzień nie przedłuży.

Okolica wydaje się całkiem odludna. Gałęzie rosochatych świerków zwieszają się nisko ponad drogą. W oddali przemyka stodoła z wielkim, czerwonym napisem: „TYLKO OSTATNIA ŚWINIA KARMI ŚWINIE ODPADKAMI. Wypasiona karma dla wypasionej trzody – dzwoń 1-900..." – i dalej już nic, lasy i rozgrzany asfalt. Oby tylko puma nie wylazła nam na drogę, albo łoś. Pociągam łyk napoju.

- Nie rozumiem, brat, czego Robin od ciebie chce – zagaja Billy. – Wtedy, w przystani, wyglądało, że się gniewa. A teraz?

- Widzisz, mój urok osobisty wcale nie jest taki do rzyci, jak ci się wydaje – odpowiada starszy brat.

- Ale wygląd to ma taki trochę kontrowersyjny – Billy nie sprawia wrażenia całkiem przekonanego co do miłosnych perspektyw brata.

Kenny nie wzrusza ramionami tylko dlatego, że musi mieć ręce na kierownicy.

- Mnie się podoba.

- Aha! Czyli to jednak dziewczyna.

- Nie wiem – odpowiada Kenny rozbrajająco.

- Jak to, podoba ci się i nawet nie wiesz na pewno, jakiej jest płci?

- A co se będę głowę zawracać? Chyba po to, żebym wiedział, jakim konkretnie seksualistą jestem, ale ja to olewam.

- Aha! – do rozmowy wtrąca się krejzolka Ashley. – Więc ty jesteś z tych, którzy lecą na osobę, a nie na płeć?

- Oczywiście, bo wszystkich innych interesuje tylko wydestylowana płeć. Po co komu osoba, tylko przeszkadza – ironizuje Kenny.

Jego postawa każe mi się zastanowić nad sobą. Robin najwyraźniej mu się podoba, trafia prosto w jego gust i w obliczu tej zgodności starszy z braci Andreas nie przejmuje się czymś takim jak płeć. To dlaczego ja nie mogę przestać czuć takiej niechęci do siebie samej, takiego poczucia winy, że zakochałam się w kimś należącym do innego gatunku? No i do samego Devlina niestety też... Uwielbiam go i jednocześnie nie chcę znać. On jest tak idealny, ale związek z nim przekracza granice akceptowalności społecznej. I w ogóle jakoś dziwnie tak.

Waleń Mojego SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz