I: Prolog

27K 648 1.7K
                                    

    Harry Potter odkąd pamięta mieszka z nieznośnym kuzynem Dudley'em, okropnym wujem Vernonem i surową ciotką Petunią. Na nieszczęście wszystkich jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, który został upamiętniony blizną w kształcie błyskawice na czole chłopca. Od zawsze jego rodzina go poniżała, rozkazywała mu, a nawet go biła. Chłopiec zawsze marzył o tym, aby ktoś po niego przyszedł i zabrał go od nich, i tak się stało. Gdy zbliżały się jedenaste urodziny Harry'ego zaczął dostawać jakieś dziwne listy, na jego nieszczęście nie wiedział od kogo one są, bo wuj i ciotka za wszelką cenę mu je odbierali, a raz nawet rozmawiał z wężem. Pewnej niedzieli przyszło ich tyle, że wuj o mało co nie ześwirował, a na dodatek zarządził on przeprowadzkę. Niestety ich nowy dom okazał się być starą latarnią morską na małej wysepce, a na dodatek Harry dostał najgorsze miejsce do spania, czyli podłogę i dziurawy koc. O północy, gdy jego urodziny się zaczęły, chłopak zażyczył sobie, aby się uwolnić od tych ludzi i właśnie wtedy ktoś zaczął walić w drzwi, aż w końcu się dostał do środka. Wuj i ciotka zeszli ze strzelbą, bo w drzwiach stał wielki, owłosiony mężczyzna z różową parasolką.  W końcu olbrzym wszedł i zamknął drzwi.

  -Siema prawi. -powiedział olbrzym.

  -Ma się pan natychmiast wynieść! To włamanie i najście! -krzyknął wuj Vernon.

  Olbrzym podszedł do Vernona i rzekł:

  -Jak cię nie pytają, to nie trzep ozorem. 

  W następnej chwili olbrzym zgiął lufę strzelby wuja Vernona, a sekundę później Vernon wystrzelił pocisk, ale niestety nabój poleciał w sufit. Olbrzym odwrócił się i podszedł do Dudley'a, i powiedział przyjaźnie:

  -Byłeś niemowlakiem, Harry, jak cię ostatnio widziałem, ale przybyło ci trochę ciałka od tego czasu, a zwłaszcza na brzuchalu.

  - A-a-a-a-ale ja nie jestem Harry. -wyjąkał przerażony chłopiec.

  Olbrzym zdziwił się, ale w następnej sekundzie zza rogu wyszedł mały, drobny chłopiec w okrągłych okularach.

  -Harry to ja. -rzekł chłopak.

  Olbrzym przekręcił głowę na bok i powiedział:

  -No jasne, że to ty. Mam coś dla ciebie, udało mi się nawet na tym usiąść, ale myślę, że smak się przez to nie zmienił. -mężczyzna wyjął ze swojego wielkiego płaszczu średniej wielkości paczkę i podał ją Harry'emu.- Sam go piekłem i ozdabiałem.

  Harry otworzył paczkę, a jego oczom ukazał się tort z różową polewą i zielonym napisem: "Harry'emu w dniu urodzin".

  -Dziękuję! -podziękował Harry.

  -Och, nie co dzień, chłopie, kończy się jedenaście lat, hę? -mężczyzna usiadł na kanapie, która pod takim ciężarem załamał się, a swoją różową parasolką rozniecił ogień w kominku.

  Harry'ego bardzo to zdziwiło i zafascynowało, ponieważ od kiedy z parasolek wystrzeliwuje ogień? Musiał się dowiedzieć kto to jest i co on tu robi, no i najważniejsze: skąd zna Harry'ego?

  -Przepraszam... -zaczął nieśmiało.- ale kim pan jest?

  -Rubeus Hagrid, strażnik kluczy i gajowy w Hogwarcie. Co to Hogwart, chłopie, oczywiście wiesz.

  -Niestety, nie.

  -Nie? -zdziwił się Hagrid.- Cholibka, to ty nie wiesz, gdzie twoi starzy się tego nauczyli?

  -Czego?

  W oczach Hagrida pojawiły się iskierki złości.

  -To ty nie wiesz? -dopytał olbrzym.

Napraw mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz