Rozdział 8

153 10 2
                                    

Ubrana na czarno postać mierzyła różdżką w wijącego się na ziemi młodego chłopaka. Zielone oczy były puste, a wzrok nieobecny. Gdy zaklęcie zostało na chwilę przerwane, chłopak plując krwią i unosząc się lekko na drżących dłoniach wyszeptał ochryple; - Błagam, dość! Nie dam już rady...W dokończeniu zdania przerwało mu wznowione zaklęcie. W Sali rozległ się piękny głos nie skażony choćby jednym uczuciem - Wiedziałeś, na co się zgadzasz chłopcze. Kobieta bez wahania zwiększyła siłę zaklęcia, a z gardła jej ofiary wyrwał się, do tej pory powstrzymywany, zwierzęcy krzyk. Jedyną reakcją był zimny okrutny śmiech obłąkanej osoby.Crystal zerwała się z łóżka w panice łapiąc gwałtownie powietrze do ust. Czuła się, jakby odcięto jej dopływ do tlenu na dłuższy czas, okropne uczucie. Rozglądała się wokół siebie próbując sobie przypomnieć gdzie jest. Potrzebowała chwili na uspokojenie się na tyle, by mogła pozbierać myśli. Była przerażona. Choć słowo przerażona nie wyrażało wystarczająco dobrze tego, co czuła dziewczyna. Camille ani przez chwilę nie miała wątpliwości kim była kobieta w jej śnie. Zaśmiała się głośno z goryczą. Nie musiała się powstrzymywać. Była sobota koło południa, a Vanessa musiała pójść na obiad albo szlajać się gdzieś z innymi śizgonkami. W końcu, pozycja jednej z dwóch „księżniczek" domu węża wymagała poświęcenia, a powszechnie było wiadomo, że druga „księżniczka" często miewa humorki i potrzebuje spokoju, więc przez dłuższy czas to Vanessa zajmowała się ich pozycją w towarzystwie. Gdy śmiech ustał, w pokoju rozległ się cichy, ochrypły głos osoby powstrzymującej łzy.-Naprawdę? To było konieczne? Nie mogliście odpuścić?Dziewczyna patrzyła przed siebie pustym wzrokiem zachowując się jakby z kimś rozmawiała.-Oczywiście, że wiedziałam! Trudno byłoby nie domyślić się po tych wszystkich wizjach. Mimo świadomości, że większość z nas z czasem poddaje się szaleństwu... nie myślałam. Liczyłam, że mnie to ominie. Byłam prawie pewna, że powstrzymacie się od zesłania tego na mnie! Po policzkach Crystal zaczęły płynąć łzy, gdy odpowiadała na słyszane tylko przez nią słowa.-Czy miałam się za wyjątkową? Możliwe. Każdy z takich jak ja jest wyjątkowy, jednak nie sądzę byście każdemu z nas dawali wizje i rozmawiali jak gdyby nigdy nic. Po prostu zawsze myślałam, że... Właściwie, nie wiem co myślałam. Po prostu, nie spodziewałam się. Dziewczyna starła łzy wierzchem dłoni, powoli wracała do siebie.- Jeśli taka jest wasza wola, nie będę się sprzeciwiała. Powinniście wiedzieć jednak, że nigdy wam tego nie wybaczę i nie popieram waszej decyzji. Camilla znów była sobą, a przynajmniej znów była wstanie grać nawet przed sobą role, którą wybrała z konieczności. Cichy, zimny śmiech wielu głosów powoli cichł w jej głowie. Mistrzowie wyraźnie pokazali, że to koniec ich dyskusji z nią, a jej słowa nie robią na nich wrażenia.

~~

Albus rozmawiał przy herbacie w swoim gabinecie z Camille Crystal. Ta młoda dziewczyna była doprawdy przeurocza. Nie dziwił się, że cała kadra (nie licząc Minerwy) ma do niej słabość. Taka inteligentna, utalentowana, dobra, uczciwa, odważna i sprawiedliwa. Nigdy nie zrozumie w jaki sposób tiara mogła przydzielić ją do Slytherinu. Na Merlina, nawet on sam już bardziej pasował do tego domu! Dziewczyna o wiele bardziej nadawała się na gryfonkę lub krukonkę, może przy odrobinie chęci nawet mogłaby być puchonką. Ale ślizgonka? Nigdy. Czuł, że dziewczyna z dnia na dzień coraz bardziej skrada jego stare serce i chcąc lub nie, zaczyna traktować ją jak wnuczkę, której nigdy nie miał. Wiedział, że nie powinien jej wyróżniać ponad innych uczniów, ale nie potrafił postąpić inaczej. Nawet Harry'ego co do którego wielu zarzucało mu faworyzowanie nie traktował w taki sposób wiedząc, że chłopiec będzie musiał zginąć, co sprawiało, że nie chciał się do niego przywiązywać. Jednak Camille... w jej przypadku sytuacja wyglądała z goła inaczej. Ona nie była światu czarodziei nic winna i nigdy nie miała być. I tu czuł się rozerwany... Wiedział, że w ciągu najbliższych lat rozpocznie się nowa wojna, a zakon będzie trzeba wznowić i uzupełnić o nowych członków. I o ile z jednej strony, zdając sobie sprawę z potęgi dziewczyny wiedział, że jej pomoc może być niezbędna w szeregach zakonu, to z drugiej pragnął ukryć ją i pozwolić żyć z daleka od tego. Dyrektor zdał sobie sprawę, że zbyt odbiegł myślami ponieważ „wnuczka" przestała mówić i patrzy na niego ze zmartwieniem w szmaragdowych oczach. Właśnie chciał przeprosić ją i wyjaśnić, że starszym ludziom zdarza się czasami „odlecieć" kiedy drzwi od jego gabinetu rozwarły się, i mocno popchnięte uderzyły o ścianę. Do środka krzycząc wściekle coś w czym zdecydowanie zbyt wiele razy dało wychwycić się słowa „Potter" i „gryfoni" wpadł jego mistrz eliksirów- Severus Snape. Mężczyzna, którego od lat traktował jak syna, choć z powodu błędu z przeszłości nie mógł, mimo najszczerszych chęci oczywiście, zaufać mu tak, jak zaufał Camilli. Bo duszę Severusa skalała już czarna magia, co Albus traktował jako swoją osobistą porażkę. W dodatku, mężczyzna mógł zginąć każdego dnia, a Albus mu na to pozwalał. Wiedział, że pozwolił już stać się temu profesorowi zbyt ważnym dla siebie, by potrafił go teraz odsunąć jak Harry'ego. Dlatego Pottera trzymał na dystans. Nie chciał potem cierpieć, widząc jak chłopiec ryzykuje życie i jest wyniszczany przez wojnę jak widział to u Severusa. Nie słuchając mężczyzny, który jeszcze nie zauważył uczennicy, spojrzał na Camille i podziękował Merlinowi, że chociaż o nią może dbać i kochać bez strachu, że będzie musiał stracić ją dla większego dobra. Był zbyt zaślepiony, by móc dojrzeć triumfalny błysk w oczach uczennicy i wściekłe płomienie zazdrości w czarnych oczach mistrza eliksirów. ~~ Czarne szaty zawirowały wściekle wokół drobnej postaci zmuszając ją do oparcia się o zimnie ściany lochów. -Co to miało być? -Mroczny, aksamitny głos wydobył się z ust mistrza eliksirów, który dopadł Camille nim ta zdążyła wejść do pokoju wspólnego ślizgonów. -Ale co Panie profesorze? -Głos dziewczyny przesiąknięty był czystą niewinnością, jednak w oczach widoczna była pogarda w stosunku do mężczyzny. -Nie udawaj głupiej! Widziałem jego myśli. Przyznaj, jak to zrobiłaś? Nigdy nie widziałem, by ktokolwiek omotał go do tego stopnia! Głos mężczyzny z krzyku gładko przeszedł w cichy, niebezpieczny szept. Dziewczyna wiedziała, że to koniec zabawy. Mimo to roześmiała się ze sztuczną słodyczą. A słowa, które wypowiedziała były pełne jadu. -Jak to zrobiłam? Och, jestem pewna, że nie muszę pana tego uczyć. Manipulowanie dyrektorem jest równie łatwe, co całą resztą. Nie trzeba robić nic specjalnego. Prawdę mówiąc, nawet trochę mnie to zawiodło. Liczyłam, że przekonanie go do siebie będzie trudniejsze. A tak, nawet nie muszę jak pan uczyć się czytania w myślach by widzieć, że zrobiłby wszystko o co bym go poprosiła. I wiem, że ty również potrafiłbyś zdobyć jego zaufanie w takim stopniu jak ja... gdyby nie jeden błąd z przeszłości, który troszeczkę ci przeszkadza i sprawia, że jakaś drobna część tego starca nigdy nie zaufa tobie tak, jak mi. I uwierz, wcześniej czy później dowiem się, jaki błąd popełniłeś... -Nie zapominaj się. Nie jesteś nikim takim, by móc mi grozić. Pozwalasz sobie stanowczo za dużo w swoim zadufaniu. I nie wiem skąd wiesz o istnieniu takich jak ja, ale dobrze ci radzę zapomnij o tym i przestań sobie wmawiać, że TAKA jesteś. Odrobinę urody, zdolności do manipulacji i kłamstwa posiada prawie każdy ślizgon, co nie robi z niego niczego wyjątkowego, więc nie okłamuj się i nie próbuj okłamać mnie stosując tak żałosne sztuczki. Mężczyzna mówił w sposób pełny arogancji, wyższości i kpiny do wszystkiego, co reprezentowała sobą nastolatka. Wypowiadając ostatnie słowo miękkim szeptem, odsunął się od dziewczyny, która w szoku opierała się o ścianę będąc jeszcze przed chwilą otaczana przez nienaturalną wyższość i pewność siebie, którą emanował mężczyzna. Gdy doszła do siebie odpowiedziała do pleców oddalającego się mężczyzny. -Prawie mnie przekonałeś. Byłeś naprawdę blisko, jednak zapomniałeś o jednym... Jeszcze żaden ślizgon nie omotał drogiego dyrektora do tego stopnia profesorze, nawet ty sam. Ach, masz pozdrowienia od mistrzów. Sam chyba niestety nie możesz z nimi rozmawiać, prawda? Bardzo mi przykro. Mężczyzna zatrzymał się, jak rażony piorunem. Po chwili warknął nawet się nie odwracając. - Minus dwadzieścia, Panno Crystal za przebywanie poza dormitorium po ciszy nocnej i kolejne pięć punktów za zwracanie się do profesora na „ty". Wracaj natychmiast do pokoju wspólnego, albo twój dom straci kolejne punkty. I ruszył dalej przed siebie, a za nim podążał drwiący śmiech, w którym z pewną obawą przez chwile wydawało mu się słyszeć coś charakterystycznego dla początków szaleństwa. Jednak zniknęło to tak samo szybko, jak się pojawiło będąc słyszane tylko przez profesora zmierzającego do swoich kwater z pewnością, że będzie miał problemy z zapomnieniem tego śmiechu.

Zapomniana historia (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz