Chapter III

819 102 78
                                    


affectus /a:.fe:.ktus:/
{ noun masculine }
stan psychiczny odzwierciadlający stosunek emocjonalny podmiotu do osób, rzeczy, zdarzeń zewnętrznych lub do samego podmiotu.  


- I wtedy powiedziałem mu, że to szatnia kobiet, a ja tu pracuje. Facet spieprzał stamtąd w podskokach, a jego mina była bezcenna! – powiedział Brendon, obserwując zwijającego się ze śmiechu Ryana. Jego wiecznie smutne oczy świeciły tym razem szczęściem i radością, a najpiękniejszy uśmiech, jaki Urie widział w swoim życiu, zagościł na twarzy jego przyjaciela. Właśnie, przyjaciela? Chłopak chciał mówić do niego kochanie nie tylko wtedy, kiedy wydurniają się lub dogryzają sobie wzajemnie, nie raz chciał na powitanie pocałować go zachłannie, z uczuciem i powiedzieć „kocham Cię". Jego miłość przyjacielska już dawno przekształciła się w inny rodzaj miłości, miłości, która niestety zabijała Uriego, który zdawał sobie sprawę z tego, że Ryan kocha go tylko jak przyjaciela. Oparł swoją głowę o rękę, wpatrując się w twarz młodszego.

- Co jest? Jestem brudny? – zapytał, nadal lekko się śmiejąc i wycierając swoją buzię rękawem.
- Nie, nie, jesteś idealny! – spoliczkował się w głowie, idealny, brawo Urie! – Miałem na myśli, że... nie jesteś brudny.
- Hej, panie idealny, zbieramy się już? Pękam, naprawdę. – wstał mozolnie, trzymając się za brzuch. Brunet poszedł w jego ślady, po czym oboje wyszli z lokalu. – Wpadniesz może do mnie wieczorem na film? Ojciec pewnie śpi i prześpi cały dzień i noc, nie martw się. – dopowiedział szybko, widząc jak usta Brendona się uchylają.
- A... co powiesz na to, żebyśmy teraz poszli do mnie i zostaniesz na noc? Bo wiesz, chciałem się pochwalić nową koszulką i w ogóle.
- Myślę, że... hm... - udawał zamyślonego, na co starszy delikatnie się zaśmiał – oczywiście, że ten plan brzmi genialnie. Tylko musiałbym skoczyć po piżamę czy coś.
- Dam Ci coś, nie przejmuj się. A na jutro... zrobimy sobie wolne. Masz jutro przecież odwołane cztery lekcje, sam mówiłeś. A ja nie mam nic ważnego i z chęcią zostanę z Tobą i pogram na gitarze albo w jakieś gry.
- W takim razie prowadź mnie do swojego królestwa, książę! – Ross ukłonił się lekko, wyciągając rękę w kierunku Uriego. Starszy chłopak tylko popatrzył na niego kpiąco, po czym przerzucił sobie go przez ramię, zyskując cudowny śmiech Ryana. – Już wolę na barana niż tak. Nie żebym narzekał, widok jest całkiem całkiem, ale trochę boli mnie głowa, kiedy tak zwisam. – siedemnastolatek zatrzymał się i postawił szatyna na ziemię.
- W takim razie wskakuj, przewóz darmowy. – po chwili Ryan siedział na grzbiecie Brendona, śmiejąc się niekontrolowanie.
- Czekaj aż Twoja mama nas zobaczy!
- Przesadzasz, matka Cię uwielbia, jesteś jak drugi syn. Poza tym mój kręgosłup ma się już dobrze, nie przesadzaj.
- Bren, miałeś przesunięte dwa kręgi! Gościu wpieprzył się w Ciebie z całej siły, byłeś w szpitalu przez tydzień.
- Cichaj tam! – uciszył go, poprawiając jego pozycję delikatnie. Ryan tylko pogłaskał go po głowie, mrucząc „dobra dobra".


        Siedemnastolatek wpadł do domu, oddychając nieco ciężej niż zwykle. Ryan zeskoczył z jego pleców, z uśmiechem witając się z panią Urie, która oczywiście podeszła do chłopaka i wyściskała go z całej siły, szepcąc pod nosem, że chudnie w oczach. Młodszy ściągnął swoje buty, po czym udał się do pokoju na samej górze.

- Zaraz przyjdę, Ry. – powiedział Brendon, znikając za drzwiami. Szatyn klapnął na wielkie łóżko bruneta, chwytając za jedną z poduszek. Przytulił ją mocno do siebie, wdychając zapach skrytej miłości, po czym zderzył się plecami z miękką pierzyną. Ryan westchnął głośno, po czym przymknął swoje czekoladowe oczy. Chciałby spędzić resztę życia w tym pokoju, na tym łóżku, leżąc koło Brendona, w ciszy, delektując się sobą nawzajem. Drzwi do pokoju cicho zaskrzypiały, sygnalizując chłopakowi, że brązowooki wszedł właśnie do pomieszczenia, jednak to go nie ruszyło, gdyż był tak bardzo pogrążony w swoich myślach. Po chwili materac obok niego ugiął się, a na swojej głowie poczuł ciepłą dłoń, przez co otworzył oczy.
- Coś Cię trapi. – bardziej stwierdził niż zapytał, gładząc przyjaciela po włosach. Wydął dolną wargę, robiąc smutną minkę, po czym obrócił się i położył głowę na klatce młodszego, tuląc go z całej siły. – A mnie się to nie podoba. Jesteś ciągle smutny, tak nie może być.
- Przed chwilą byłem troszkę smutny, teraz już nie jestem, widzisz? Ale z Ciebie przylepa. – zaśmiał się, kładąc nieco drżące dłonie na plecach chłopaka.
- Lubię się przytulać, tak? Jesteś mięciutki, trochę kościsty, ale nadal mięciutki i ładnie pachniesz. A Ty lubisz kiedy Cię przytulam, więc problemu nie ma. – Urie uniósł się, tak, że wisiał teraz nad Rossem – Więc co oglądamy?
- Bridget Jones! – zaśmiał się Ryan, unosząc się i podchodząc do półki z filmami.
- Mówiłem Ci sto razy, ze to mojej mamy! – przewrócił oczami, po chwili przybierając upiorny uśmiech – Ale skoro tak bardzo tego pragniesz za każdym razem, kiedy jesteś u mnie, to nie ma sprawy.
- Beebo, ja żartowałem. Nie zrobisz mi tego, prawda?
- Przecież księżna Ryana za każdym razem prosi o oglądanie tego, więc why not? – odparł, wyrywając płytę z ręki chłopaka. – Proszę szanowną księżniczkę o zajęcie wygodnego miejsca, tam jest koc, poduszki – wskazał na łóżko, kłaniając się z chytrym uśmieszkiem.
- Nienawidzę Cię. – wycedził Ross, padając jak obrażona dziewczyna z okresem na materac.
- Tak, ja też Cię lubię, Ryro. – powiedział z nieco sztucznym uśmiechem. Kocham jeszcze bardziej, pomyślał, włączając film i siadając obok szesnastolatka.


        Ryan nie sądził, że głupia komedia romantyczna może mu się spodobać, ani że będzie chciał oglądać drugą część tego samego dnia. Jednak jak się okazało, ten film odkrył jego kobiecą stronę i wczuł się niesamowicie w losy głównej bohaterki, przez co marudził, żeby zobaczyli zamiast „Piły" kolejną cześć, którą wyłudził od pani Urie.
- Pójdę się umyć, jeżeli Ci to nie przeszkadza, a potem zobaczymy drugą część, okej? – oznajmił, szturchając lekko Brendona.
- Czekaj, dam Ci jakieś ubrania – ruszył w stronę szafy, z której po chwili wyciągnął czerwoną koszulkę z The 1975 i krótkie spodenki, w których w lato zazwyczaj ćwiczył na PE. – Może być? – chłopak tylko skinął głową i chwycił ubrania, po czym zniknął w łazience. Brunet chwycił z piłkę do tenisa, po czym ułożył się na materacu. Zaczął odbijać piłeczką o ścianę, a chwilę później usłyszał jak strugi wody obijają się o kafelki w łazience. Po jakichś dwudziestu minutach chwilę ciszy przerwał mu głos Ryana.
- *It's been seven hours and fifty days, since you took your love away - rozbrzmiał głos Rossa, na co Brendon się uśmiechnął. – I go out every night and sleep all day, since you took your love away. Since you been gone I can do whatever I want, I can see whoever I choose.
- I can eat my dinner in a fancy restaurant, but nothing –
zanucił razem z chłopakiem – I said nothing can take away these blues. – woda w łazience ucichła, a zaraz po tym w drzwiach pojawił się już ubrany Ryan. – Cause nothing compares, nothing compares to you. – młodszy zaśmiał się, rumieniąc uroczo. Nie sądził, że było go tak bardzo słychać. - Uwielbiam Cię słuchać, nie dziw się. Masz talent.
- Mówisz mi to Ty? Naprawdę? Twój głos jest... WOW! To jedyne co potrafię powiedzieć.
- Teraz to ja lecę się umyć, poczekasz jeszcze tyle? – młodszy tylko uśmiechnął się i skinął głową, zakopując pod kocem.


        Kiedy film się skończył, Ryan powoli przysypiał. Spał ostatnio zdecydowanie za mało, przez co padał po dzisiejszym dniu. Oparty o starszego chłopak oddychał już bardzo głęboko, na co Brendon wstał i wyłączył telewizor. Zostawił tylko małą lampkę, żeby widzieć cokolwiek. Ross bezwiednie ułożył się na łóżku, wtulając w jeden z koców, które walały się na łóżku gospodarza. Brunet wpatrywał się chwilę w młodszego chłopaka, z małym i łagodnym uśmiechem na ustach po czym usiadł na brzegu, delikatnie okrywając ciało szatyna.
- Brenny, chodź tu już. – wymamrotał cicho, lekko się wiercąc. Starszy wszedł niepewnie do własnego łóżka, jakby bojąc się naruszyć przestrzeń osobistą Ryana, jednak kiedy ten przyciągnął go za rękę do siebie, ułożył się wygonie, okrywając ich drugim kocem. To nie pierwszy raz kiedy Ross nocował u niego, ale za każdym razem postępował tak samo, jakby nie chcą się narzucać czy wystraszyć go niepotrzebnie. Oplótł go ręką w pasie, wtulając się w jego plecy, które biły przyjemnym ciepłem, po czym odparł ciche „dobranoc", dyskretnie wdychając nieco słodki zapach szatyna. Wiedział, że trzyma tę właściwą osobę w swoich ramionach, ale nie wiedział jak jej to oznajmić.

*Sinead O'Connor – Nothing Compares 2U, polecam bardzo.


Od autorki: Hola! No to jestem z tym oto rozdziałem, także ten... pisać czy się podoba, pisać co tam u Was, nie bójcie się komentować, czytanie komentarzy jest super zabawą. Miłego wieczoru!

Settle in Seattle || Ryden ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz