Chapter VIII

720 87 122
                                    

anima /a.:ni.:ma:/
{ noun feminine }  
rel. niematerialny byt opuszczający człowieka (w niektórych religiach także zwierzę) w chwili śmierci


      Durne plakaciki i idiotyczne wyzwiska już znudziły się ludziom w szkole, którzy woleli wierzyć komuś pokroju Brendona, niż komuś w stylu Shawna. Jednak blondyn nie odpuszczał i jedyne co pocieszało Ryana, to spokój ze strony innych i to, że jego przyjaciele są blisko niego. Jednak ciągła kontrola skończyła się wraz z dniem, kiedy Dallon i Brendon pojechali ze swoją klasą na warsztaty fizyczne, a Pete i Mikey... powiedzmy to sobie szczerze, byli za bardzo zajęci sobą. Z początku Ross chciał wrócić do domu, jednak woli siedzieć w piekle i uczyć się, niż siedzieć w piekle jakim był dom. Chłopak poprawił nieco swój czarny płaszcz i ruszył w stronę swojej szafki. Stanął przed numerem trzynaście i oniemiał. Zamek rozwalony, na drzwiczkach wyskrobane wyzwiska, które mimo wszystko jakoś uderzyły w szesnastolatka. Przecież on nic takiego im nie zrobił! Tylko był i niestety żył. Uderzył pięścią w jego starą szafkę i udał się pod salę, nie chcąc tracić więcej czasu na gapienie się na jego dawną własność.


- Ross? Ryan Ross? – na przerwie podeszła do niego dosyć wysoka blondyna z przerażająco wielkimi, niebieskimi oczami. Ryan kojarzył skądś jej twarz, jednak nie do końca pamiętał skąd ją zna. – Mia. Mijamy się na treningach siatkówki. – rówieśniczka uśmiechnęła się do niego, na co szatyn tylko kiwnął głową i odparł:
- No tak! Mia Luise. Dobrze Cię widzieć po takim czasie.
- Ja właśnie w sprawie treningów. Dzisiaj po szkole jest trening, trener wrócił ze zwolnienia i kazał wszystkim przekazać. Ma nadzieję, że się zjawisz. – dziewczyna podała mu do podpisania kartkę z zapisami i czerwony długopis.
- Jasne, że będę. Dzięki za informację. - chłopak szybko wpisał się na listę, po czym oddał ją dziewczynie.
- Do zobaczenia! – pomachała mu szybko i pobiegła w stronę innego chłopaka na końcu korytarza. Ryan poprawił swoją pozycję na szkolnym parapecie, jednak dzwonek na lekcję go uprzedził. Piwnooki westchnął, po czym zeskoczył na ziemię i wślizgnął się szybko do klasy, siadając w ostatniej ławce. Geografia. Jakże chciał teraz umrzeć. Szybko wyciągnął słuchawki ze swojego plecaka, włączając swoją ulubioną piosenkę Radiohead. Po chwili zastanowienia i braku jakiegokolwiek upomnienia ze strony nauczycielki, napisał do Brendona.

Ryro: Błagam, zabij mnie. Mam geografię.

Breadbin: PAmIĘTaaAJ, GEoGRafIA JEst ŻYciEM, BO PrzeCIEŻ ŻYjeSZ NA KuLI zIemSKiEJ!

Ryro: Bardzo śmieszne Bren. Szczególnie, że nawet nie wiem jaki jest temat lekcji.

Breadbin: A nie możesz się urwać? Poza tym masz Petekeya, tak?

Ryro: Nie ma ich! W Y S T A W I L I mnie.

Breadbin: O SHIT BOI. W tył zwrot i do domu marsz.

Ryro: Meh, wole chyba już siedzieć na geografii.

Breadbin: Będę o 16 w domu, drzwi są otwarte.

Ryro: Nie słyszałeś, żeby zamykać te cholerne drzwi?!

Breadbin: Dobrze mamo. Teraz ucz się, pacanie. Gotta go, baba na mnie ryczy. Trzymaj się tam!

Ryro: Na pewno wpadnę, ale po treningu, trzymaj się! Kocham...

Ryan wykasował szybko ostatnie słowo i wysłał tylko pierwszą część wiadomości. To byłoby zbyt niezręczne. Jak w ogóle mógł wpaść na pomysł pisania kocham Cię do przyjaciela? Uniósł wzrok na tablicę i modlił się, żeby ten piekielny przedmiot się już zakończył.


      Koniec! Ryan był zmaltretowany, ledwo żywy i zastanawiał się dlaczego to wszystko się tak ciągło. Jedyne co go pociesza to trening, który właśnie ma się zacząć. Chłopak kochał siatkówkę, była jego ucieczką od stresu, od rzeczywistości. Czym prędzej pognał do szatni, uśmiechając się sam do siebie. W tym samym czasie grupa Brendona podjechała pod szkołę. Uczniowie wygramolili się z autokaru, wzdychając cicho. Wreszcie są w domu, wreszcie nie są w dusznym, śmierdzącym autokarze.
- Idziemy grać w Guitar Hero? – zapytał Dallon, poprawiając swoją nieco pogniecioną koszulkę. Cóż, po co komu żelazko w domu? Nie to, żeby w domu chłopaka go nie było, on po prostu go nie używał.
- Planowałem wpaść na trening do Ryana. Wiesz, dawno nie widziałem jak gra. Zabierasz się ze mną?
- Co jest z tobą nie tak Urie? – syknął Weekes, krzyżując ręce na piersi.
- To znaczy? – odparł zdziwiony Brendon, spoglądając ze zdziwieniem na przyjaciela.
- Kiedy zaprosisz go na randkę? I błagam cię, mam dosyć tego „to tylko mój przyjaciel", przecież oboje wiemy, że tak nie jest. Ciągle słucham tylko o tym jak dobrze wygląda, jak Ci go szkoda, jak Ryan zrobił to, jak Ryan zaśpiewał to. To też mój przyjaciel, a tak się nie zachowuje.
- Ale to naprawdę tylko przyjaźń! – jęknął Urie, przewracając oczami. Czy był aż tak oczywisty?
- Okej, jak chcesz to sobie to wmawiaj! Ja wiem i tak swoje. A teraz – chwycił niższego za nadgarstek – idziemy na trening Ryana. – Brendon tylko westchnął i poszedł za Weekesem. Czy jego uczucia są aż tak oczywiste?

Settle in Seattle || Ryden ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz