Chapter XIII (+18)

824 75 23
                                    

donum /do':num/
{ noun neuter }
rzecz wręczona komuś z jakiejś okazji lub bez okazji, jako wyraz sympatii  




        Randka. Te słowo w głowie Ryana brzmiało idealnie. Spokojny, przyjemny dzień zwieńczony randką z ukochanym był czymś cudownym i, szczerze mówią, czymś niespotykanym w życiu szatyna. Dlatego cały ten dzień był taki magiczny i wspaniały, aż nie chciał, żeby się kończył.


         Siedział właśnie na kolanach u Brendona, śmiejąc się z kawału, który normalnie uznany byłby za żałosny, ale przecież to jego chłopak, on zawsze mówi śmieszne rzeczy. Urie chwycił za rękę młodszego i splótł ich palce, uśmiechając się ciepło. Ten uśmiech stopiłby wszystko, nawet lodowiec.
- Jesteś taki piękny. Naprawdę. – brunet oparł swoją głowę o kanapę, która stała w salonie. Na policzkach Ryana od razu pojawiły się rumieńce, a sam chłopak zachichotał, chowając swoją twarz w zagłębieniu szyi Brendona. – Nie chowaj się Ry, hej, pokaż mi swoją śliczną buźkę. – szesnastolatek odsunął się i popatrzył kochająco na starszego. Jego dłoń spoczęła na policzku Ryana, gładząc go subtelnie, wciąż trzymając jedną ręką w pasie. – Taki piękny chłopczyk.
- Brzmisz jak pedofil, wiesz o tym? – szatyn dźgnął go palcem w klatkę piersiową, wciąż się śmiejąc. – Brakuje Ci tylko wąsa.
- Po prostu nie mogę się napatrzeć na Ciebie i nadziwić twoją urodą. Od razu mnie wyzywasz.
- Oj, nie dąsaj się tak. – Ryan chwycił twarz Brendona w obie ręce i pocałował go krótko, chichocząc. Starszy korzystając z okazji przedłużył pocałunek, starając się włożyć w niego jak najwięcej emocji. Z każdym pocałunkiem to robił, zawsze pokazywał ile znaczy dla niego chłopak, jak bardzo przez ten czasu mu na nim zależało i jak nadal mu zależy. Wreszcie mógł trzymać go na kolanach nie tylko po to, żeby później powiedzieć, że to tylko wygłupy, wreszcie mógł powiedzieć, że zawsze czuł coś więcej. Wsunął swoją ciepłą dłoń pod koszulę młodszego, zasysając się na szyi chłopaka, tworząc tam ciemne ślady, jeden obok drugiego. Ryan cicho westchnął, wplatając swoją szczupłą dłoń we włosy ukochanego, odchylając głowę do tyłu.
- Czy nie powinniśmy przenieść się do pokoju? – zapytał, przygryzając wargę, kiedy Brendon powolutku rozpinał guziki jego koszuli. Urie tylko przybrał cwaniacki wyraz twarzy i położył się z szatynem delikatnie na kanapie, rozpinając wierzchnie nakrycie do końca.
- Nie, poprosiłem rodziców, żeby pojechali na dzisiejszy wieczór do ciotki, bo planuję pierwszą randkę z tobą. – swoje dłoni ułożył na obu bokach szesnastolatka, przygryzając delikatnie skórę na jego obojczykach. Zataczał mokre ścieżki do brzucha chłopaka, który wydawał jedynie ciche westchnięcia. Usta starszego na jego ciele sprawiały, że Ryan całkowicie stracił głowę i wyłączył się z rzeczywistości. Brendon zdecydowanie był darem bogów, który dostał przez jakąś pomyłkę. Ręce siedemnastolatka powędrowały do sprzączki paska jego chłopaka, otwierając ją sprawnie. Z chytrym uśmieszkiem szarpnął za spodnie brązowookiego, który automatycznie uniósł swoje biodra, ułatwiając drugiemu sprawę. – Chcę, żebyś zapamiętał dzisiejszy dzień w specjalny sposób. – zahaczył zębami o gumę w bokserkach młodszego, ściągając je minimalnie. Ryan ponownie uniósł swoje biodra, pozwalając Brendonowi na pozbycie się jego bielizny. Jego dłoń znalazła się od razu na członku Rossa, pieszcząc go powoli, drażniąc chłopaka w, mimo wszystko, bardzo przyjemny sposób.
- Bren, nie musisz... – szatyn zacisnął rękę na włosach swojego chłopaka, czując jego ciepły oddech na erekcji. Urie zassał się na główce jego penisa, drażniąc delikatnie językiem jego wędzidełko. Ryan jęknął głośniej, otwierając szeroko usta i odchylając głowę jeszcze bardziej. Przymknął swoje oczy, powolutku tracąc kontrolę nad swoim ciałem. Delikatny, ale stanowczy uścisk na jego biodrach i usta starszego sprawiały, że zatracił się w przyjemności. Brendon zsunął głowę jeszcze niżej, jednocześnie kontrolując swój odruch. Stopniowo poruszał głową coraz szybciej, jednocześnie pieszcząc chłopaka swoją dłonią. Czy od robi to dobrze? Czy to właśnie tak ma wyglądać? Cholera wie, cóż, porno nie jest dobrym tutorialem, to akurat prawda. Ale co innego mu zostało niż intuicja i to co widział gdzieś w mrocznych odmętach Internetu? A coraz cięższy oddech młodszego, jego pojękiwanie i mowa ciała tylko utwierdzały go w przekonaniu, że wcale nie jest taki zły w tym jak może mu się wydawać. Ręka w jego włosach zacisnęła się jeszcze mocniej, przez co wydał pomruk, który wysłał przyjemne wibracje wokół Ryana.
– Cholera, pieprz się z tymi ustami, Bren – jęknął przeciągle, wypychając biodra do góry, uderzając główką o tył gardła ukochanego. Urie stęknął ponownie, unosząc się nieco do góry. To było całkiem gorące. Chłopak oderwał się od drugiego z głośnym cmoknięciem, poruszając szybko dłonią. Widok Brendona, który wisi pochylony z otwartą buzią, jego usta całe czerwone i opuchnięte sprawiły, ze szatyn nie mógł wytrzymać dłużej i doszedł z głośnym jęknięciem, wyginając swoje plecy w łuk. Urie otarł kąciki swoich ust, połykając wszystko, przez co Ryan przeklął pod nosem, zakrywając swoje oczy ramieniem.
- Idę umyć zęby, a Ty... ubierz się albo i nie. – brunet cmoknął chłopaka w podbrzusze, schodząc szybko z kanapy, chichocząc, kiedy zniknął gdzieś na schodach. Ryan był zdewastowany. Nie, to zbyt negatywne słowo. Był wykończony przyjemnością, jaka przed chwilą ogarnęła jego ciało. Szatyn ułożył swoje drżące dłonie na twarzy, pocierając ją kilka razy i podciągnął swoje bokserki. Skąd Brendon w ogóle miał takie umiejętności? Przeczekał kilka minut, uspakajając swój oddech i ciało, po czym spionizował się, podciągając swoje spodnie do góry. Zamek, guzik, który zapiął z lekko trudnością i pasek. Jego dłonie nadal drżały, a zapięcie klamry sprawiało mu nie lada wyzwanie. Brunet zszedł z góry i szybkim krokiem podszedł do Rossa, chwytając jego dłonie, szepcząc do ucha:
- Ja to zrobię. – Urie sprawnie zapiął klamrę, uśmiechając się. – Nie bądź taki przerażony, to nie tylko twój pierwszy raz. A teraz prawdziwy prezent, mam dla ciebie kolację. No, raczej zamówię kolację. – cmoknął Ryana w policzek, uśmiechając się. Szatyn parsknął nieco nerwowo, wciąż będąc nieco zawstydzonym.
- Pizza? – zadrwił ze starszego, chwytając mocno jego rękę.
- Pizza. – zaśmiał się, idąc w stronę kuchni. – Ry? Mam nadzieję, że randka się podoba i nic nie zepsułem tym...
- O nie, zdecydowanie nic nie zepsułeś. Tego możesz być pewny. – szesnastolatek ułożył swoja dłoń na policzku niższego, gładząc go delikatnie kciukiem. Potarł delikatnie ich noski i złączył swoje usta z tymi starszego w powolnym pocałunku. Brendon smakował bardzo miętowo, jako usta nieco wilgotne i chłodne idealnie zgrywały się z tymi Ryana. Nie potrzebował żadnego jedzenia, potrzebował tylko drugiego chłopaka. Tu, teraz, nie liczyło się zupełnie nic tylko oni stojący w kuchni, całujący się powolnie. Takie randki Ryan chciałby codziennie.


Od autorki: Okej, okej, witam i o zdrowie pytam! Mam nadzieje, że nie zabijecie mnie za ten rozdział i za to jak ta randka wyglądała.

Co tam u Was? Jak mija dzień?

Miłego dnia! <3

Settle in Seattle || Ryden ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz