Chapter VI

656 80 78
                                    

alloguor /ˈal.lo.kwor/
{verb}
przynieść komuś pociechę


Prace szesnastolatka zobaczyło wiele osób, tak samo jak jego siniak pod okiem, który zafundował mu tata. Chłopak zapierał się, że to wypadek przy przenoszeniu obrazu, ale Brendon wiedział doskonale jaka jest prawda i nie ukrywał jak wściekły był. Przez kolejne cztery dni Ryan nocował u niego, a kolejne odprowadzał go aż pod sam dom, kontrolując, czy dociera bez szwanku do swojego pokoju. Chciałby go zabrać z tego piekła do siebie, ale niestety nie od niego to zależało, a Ross był na tyle uparty, by nie zgadzać się na „mała przeprowadzkę w tajemnicy".

Tej nocy młodszy nocował w domu Uriego, więc do szkoły przyszedł razem z przyjacielem. Śmiali się właśnie z tego, jak Pete wylał sok na ostatniej randce na Mikeya i blondyn musiał wyrzucić swoją ulubioną koszulkę przez ogromną plamę na niej, kiedy z drugiej strony szatyna zjawił się Shawn z jego kolegami. Chwycił niższego za ramię i uśmiechnął się szelmowsko, mówiąc swoim skrzeczącym głosem:
- Hej Ryan. Jak tam? Tatuś pomógł ci z zadaniem z procentów? - zaśmiał się razem z grupą, przez co oberwał w ramię od Uriego.
- Co ci odjebało, Morris? Dawno nikt ci nie przestawił buźki? - powiedział brunet, stając między nimi, chwytając dłoń przerażonego Ryana. Przecież nikt nigdy nie wiedział, jakim cudem to wszystko się wydało? Ross miał ochotę się rozpłakać i zniknąć gdzieś pod ziemią. Siedemnastolatek przyciągnął bliżej siebie szatyna i czym prędzej odszedł z chłopakiem, rzucając niebieskookiemu nienawistne spojrzenie. - Ry, wszystko okej?
- Wiesz o czym on mówił. Boże, wszyscy się dowiedzą! Mówiłem ojcu, żeby uważał na to gdzie pije. - szepnął ostatnie słowa, kryjąc swoją twarz w dłoniach.
- Spokojnie Ry, przecież nic się nie dzieje. Pójdziesz na lekcje i nic się nie stało. To przecież nie twoja... - chłopak zamknął się, wchodząc do szkoły i widząc drwiące uśmieszki ludzi, kiedy zobaczyli Ryana. Śmiechy nieco zniknęły, kiedy dostrzegli koło niego Brendona, ale piwnooki nie mógł tego dłużej wytrzymać i pobiegł w kierunku toalety, kompletnie nie zwracając uwagi na krzyk starszego za nim. Wbiegł do jednej z kabin i zamknął drzwi, o które następnie się oparł. To nie mogło dziać się naprawdę.
- Cholera, Ryan, skup się i uspokój. - burknął pod nosem, zaciskając ręce w pięści. Usłyszał kroki w łazience, na co spiął się nieco, jednak kiedy usłyszał głos przyjaciela, wyszedł z kabiny i, ze zmarnowanym wyrazem twarzy, oparł się o umywalkę. - Wiesz, że teraz nie będę tu miał życia, tak? Wiesz, że będą się śmiać i drwić ze mnie, że mam ojca pijaka, który mnie leje.
- Przecież masz naszą paczkę, nikt z nas się nie odsunie, każdy wie co się dzieje. Będzie dobrze, Ryro. - uśmiechnął się do niego, wtulając w jego plecy. - Nie masz się czego bać. Póki ja tu jestem, każdy może Ci naskoczyć.
- Póki ty tu jesteś, każdy będzie się bał podpaść gwiazdeczce szkolnej. - mruknął Ross, wciąż wpatrując w marne odbicie w lustrze. Urie, wciąż wtulony w szatyna, westchnął głośno, zaczynając:
- Wcale tego nie chciałem, nie chciałem być gwiazdorem. Chodzi mi o to, że zawsze będę cię bronił i wspierał. Nie ważne jakie to będzie niosło ze sobą konsekwencje. I obiecuję, że wykorzystam wszystkie moje wtyczki i kontakty, żeby cię z tego wszystkiego oczyścić.
Młodszy odwrócił się w jego stronę i uśmiechnął, przytulając chłopaka. Ten uśmiechnął się na ten ruch, obejmując go tak mocno, jak tylko potrafił. Po dłuższej chwili odeszli razem w stronę swoich klas, zaalarmowani dzwonkiem na lekcje.

O dziwo na przerwie na lunch kilka osób podeszło do Rossa z przeprosinami i tłumaczeniem, że usłyszeli pewne plotki od kogoś i teraz jest im głupio. Chłopak tylko kiwał z głową, że przecież nic się nie stało i rozumie, spuszczając wzrok i nerwowo skubiąc skórki u palców. Brendon spełnił swoją obietnicę i naprawdę użył swoich super- Brendonowych mocy, żeby oczyścić Ryana z całego tego gówna. Brunet, uśmiechnięty od ucha do ucha, usiadł obok młodszego i objął go ramieniem, kładąc tacę z jedzeniem przed nimi.
- Jak to zrobiłeś i jak mam ci dziękować? - skubnął trochę sałatki, uśmiechając się do brązowookiego. Urie musiał przyznać, ze był dumny z tego, jak szybko ludzie uwierzyli w to co im powiedział i jak łatwo dali się zmanipulować. Czego nie robią pieniądze i trochę znajomości. Po raz pierwszy cieszył się, że jest rozpoznawalny i ma wpływ na innych. Szczęście w oczach szatyna i jego uroczy uśmiech stapiały jego serce i sprawiały, że jego żołądek przewracał fikołki w tym pozytywnym sensie. Chciał dać mu co tylko mógł, chłopak w stu procentach zasługiwał na szczęście i radość, którą Urie mógł wyczytać z jego twarzy.
- Nie musisz dziękować, tylko jedz. Dallon też się przysłużył. - kiwnął głową, wskazując na niebieskookiego, który siedział naprzeciwko Rossa. Ryan powiedział ciche „dziękuję", rumieniąc się i chwytając pod stołem dłoń brązowookiego, który tylko spojrzał na niego z uśmiechem i... jakimś uczuciem, którego Ryan jeszcze nie potrafił określić, wiedział tylko, że było pozytywne. Starszy chwycił za widelec i nabił kawałek kurczaka i sałaty na niego, po czym wcisnął siłą w Rossa, nie puszczając jego dłoni. Dallon parsknął, popijając swojego soku, a Mikey jako jedyny odważył się coś powiedzieć.
- Zachowujecie się jak taka przesłodzona para.
Dwójka tylko przewróciła oczami, nie przestając tego, co robili. Mieli tylko cichą nadzieje, że nikt nie widzi ich splecionych palców i tego jak zaróżowione są ich policzki - nawet oni nawzajem.
- To mój przyjaciel. - powiedzieli w tym samym czasie, przez co Weekes zaczął dusić się piciem, a Pete śmiać tak głośno, że dopiero Mikey był w stanie go uciszyć. Do Brendona, jak zwykle, podeszło kilka osób i jakaś upierdliwa dziewczyna, ale chłopak zdecydowanie nie miał ochoty na melanż życia czy na randkę. Miał ochotę iść gdzieś z Ryanem, bawić się z Ryanem, pić z Ryanem, nocować z Ryanem i przytulać się z Ryanem. Przez ostatni miesiąc jeszcze bardziej uzależnił się od chłopaka, i owszem, spędzał czas z innymi ludźmi i dobrze się bawił, ale w głębi duszy zawsze tęsknił za młodszym i jego miłym głosem oraz słodkimi oczkami. Uzależnił się od szatyna, ale nie narzekał, to było wręcz czymś wspaniałym.


Od autorki: Heloł. Jak tam u Was?

Pozdrawiam jak zwykle sjdjcnn, KTÓRA DZIENNIE PYTA "LARIIII, KIEDY ROZDZIAŁ?"
.
.
.
oraz tak ten, chciałabym powiedzieć, że BeeboUrieSun (z góry przepraszam za oznaczenie, ale ten no, chce reklamę zrobić) pisze rydena, który zżera mi nerwy i gdyby ktoś chciał poczytać mistrzowskie dramy, a nie slyszal o tym panu to zapraszam, bo tutaj dramy będą bardzo żałosne, nie umiem się w to bawić ;---;

Miłego dnia xx

Settle in Seattle || Ryden ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz