13 (THE END)

2.6K 335 81
                                    


Ostatni rozdział, pararapapam :DDDD

Ale spokojnie, w kolejnych stronach znajdziecie epilog oraz dwa specjale :D 



Jungkook przetarł zmęczone powieki, po czym powoli podniósł się do siadu. Gdyby powiedział, że czuł się jak gówno, nie minęłoby się to ani trochę z prawdą; śmierdział, bolała go głowa, lewy brak, jego mięśnie były pospinane i mimo tego, że spał i to chyba całkiem długo, jego powieki były cięższe niż babcia Lu po świętach. Ziewnął, spoglądając w tym samym czasie na zegarek, który wskazywał szóstą rano.

Brunet zmarszczył brwi w głębokim zamyśleniu, bo w sumie... Jakim cudem on się tu niby dostał?

Ostatnie co pamiętał, to histeria w jaką popadł przy Hoseoku, ale no właśnie, to było w boksie, a obecnie znajdował się na piętrze.

Mężczyzna próbował sobie przypomnieć cokolwiek jednak z marnym skutkiem. Olał więc sprawę, bo najwidoczniej przez nadmiar emocji nie był w stanie zapamiętać tego subtelnego momentu, gdy zostawił chorego konika dla swojej egoistycznej potrzeby fizjologicznej jaką był sen.

Warknął na siebie, bo w końcu Hopi w tym czasie mógł już... Kurwa.

Szybko wstał z łóżka i niemrawo pobiegł do boksu konia, klnąc soczyście w momencie, w którym musiał pokonać schody. Kto to w ogóle do cholery wymyślił?! Schodów się zachciało, jakby stajnia nie mogła mieć windy.

Gdy już zszedł na dół, wziął głęboki oddech. Wiedział, że obrazek, jaki zobaczy w boksie, może należeć do tych niezbyt przyjemnych, delikatnie mówiąc. Przetarł jeszcze raz powieki, a potem na trzęsących się jak cycki Sue (taki żarcik, ona nie miała cycków) nogach podszedł do boksu i otworzył go.

I ja pierdolę, zawał to było za małe słowo.

Kukson spodziewał się wielu rzeczy, najgorszą z nich była śmierć jego ukochanego przyjaciela, ale na pewno do głowy mu nie przyszło, że mógł zobaczyć...

...zobaczyć szczęśliwego, stojącego i energicznie machającego ogonkiem zwierzaka, weterynarza, który mizia go z uśmiechem na twarzy po grzywie oraz TAEHYUNGA, który przygląda się wszystkiemu w zadowoleniu.

Co tu się...

- Yy... - miauknął brunet, bo chyba tylko na tyle było go stać. A może zamiast Hopiego to on umarł i teraz jest w raju? Chociaż nigdy nie sądził, że w Niebie też będzie śmierdziało końskim gównem.

- Jungkookieee – Tae zdecydowanie ucieszył się na widok swojego anioła, który pomimo, że wyglądał teraz bardziej jak włóczęga na sterydach, to nadal był jego jedynym skarbem na świecie. - Hoseok lepiej się poczuł i zadzwoniłem po weterynarza, żeby go zbadał. Nie gniewasz się?

- Yy... - nie można było mieć wszystkiego w życiu, moi drodzy. Kook nie miał elokwencji i mózgu na przykład. I to naraz.

- Powiem panu, że można spokojnie nazwać ten przypadek cudownym ozdrowieniem - powiedział naprawdę zdumiony, lecz w iście pozytywnym sensie staruszek, głaszcząc konia. – Tak jakby ktoś podmienił panu zwierzę.

-Yyy.... – jęknął nic nieogarniający brunet, czując bezsilność swoich neuronów. Coś mu się mocno nie stykało, synapsa tańczyła macarenę, a płyn mózgowo rdzeniowy chyba się rozlał i zrobił sobie brodzik w szyszynce.

- No ale nic, tylko się cieszyć z takiego obrotu spraw – rzekł weterynarz, po czym poprawił swój fartuch i podniósł torbę z ziemi. Podszedł pierw do aktora, kłaniając mu się nisko, na co tamten zrobił to samo. – Do widzenia i mam nadzieję, że szybko się nie spotkamy – staruszek uśmiechnął się sympatycznie do blondyna, na co Kimowi lekko roztopiło się serce.

Bo on naprawdę stał się wrażliwy na takie gesty.

- Też mam taką nadzieję, a tak w ogóle to dziękuję, że pan tak szybko i z rana przyjechał – odpowiedział V, starając się z całych sił, by okazać swoją wdzięczność.

- Nie ma problemu, taka moja praca. Do widzenia.

- Do widzenia.

Weterynarz uścisnął jeszcze zadbaną dłoń Taehyunga, a potem podszedł do nadal errorującego Jungkooka.

- Naprawdę się cieszę, że tak się to skończyło. Co prawda oddam krew Hopiego do badania i jeszcze dzisiaj do pana zadzwonię, informując o wynikach ale po mojemu to ten zwierzak wyzdrowiał. Mocny charakter, może być pan dumny. – staruszek ukłonił się nisko, nie mając nawet pretensji o to, że właściciel konia stoi jak słup soli i nie reaguje na jego słowa. Człowiek z rana bowiem czasem nie był sobą, a pan Jeon raczej zawsze był zaliczany do grzecznych i dobrze wychowanych ludzi. –Do widzenia, nie prędko mam nadzieję.

- Ee yy... - pisnął Jugnkook, chcąc powiedzieć „do widzenia, dziękuję". No cóż no, był blisko.

Weterynarz grzecznie wyszedł z boksu, zostawiając biednego mężczyznę w osłupieniu.

Blondyn przyglądał się Jungkookowi w skupieniu. Z jednej strony rozczulał go widok tak nieogarniętego chłopaka, z drugiej zaś...

...Hoseok wyzdrowiał, a to oznaczało, że czas iść do domu.

- Cieszę się, że Hopi żyje – mruknął blondyn i zrobił dwa kroki w kierunku swojej miłości. – Czuwałem nad nim w nocy, bo ty pewnie byłeś zbyt zmęczony i poszedłeś spać, a nie mogłem wysiedzieć w domu. Martwiłem się strasznie. – Tae uśmiechnął się delikatnie, po czym wzruszył delikatnie ramionami. – Ale wszystko dobrze się skończyło i nie mam nikogo na sumieniu – aktor zaśmiał się sztucznie, starając się powstrzymać łzy, które już cisnęły mu się do oczu.- Chyba nic tu po mnie. Pójdę już sobie. - Kim wyminął rozmówcę, czując ogromną gulę w gardle. Chwycił za łańcuszek, który był przypięty do drzwi boksu, by go zdjąć i wyjść, ale wtedy poczuł mocne szarpnięcie za nadgarstek. Ledwo udało mu się utrzymać równowagę, ale szybko się obrócił, patrząc pytająco na bruneta, który... O MATKO BOSKO ON PŁAKAŁ.

- Yy... - jęknął Jeon, po czym zacisnął zęby. Musiał mu to w końcu powiedzieć, musiał! To była ostatnia szansa, inaczej go straci. Nie mógł go do jasnej cholery stracić. Nie mógł znowu stracić swojej miłości... Obiecał to sobie! – Nie!

- Kookie...- szepnął blondyn, podchodząc do mężczyzny, nie rozumiejąc totalnie co się dzieje.

- Nie możesz! – krzyknął, szlochając jednocześnie. – Nie odchodź. Jesteś dla mnie najważniejszy. Proszę zostań... Zostań ze mną.

Taehyung mógłby przysiąc, że nigdy nie widział tak załamanego i bezsilnego człowieka. Jego serce wręcz połamało się na kawałki, dlatego niedługo myśląc przytulił do siebie bruneta.

I uśmiechnął się.

Bo w końcu mógł z nim być.

- Proszę nie puszczaj mnie już nigdy, nawet jak znów to spierdolę... - jęknął Jeon, po czym zagryzł mocno swoją wargę, by wywołać ból, który odciągnie go od stresu.

Bo dobrze wiedział, że musi powiedzieć jeszcze jedną rzecz.

Rzecz, której nie mówił nikomu od czasu, gdy Hoseok miał wypadek.

- Taehyungiee... kocham cię.

Blondyn zamarł, a zaraz potem mocno chwycił się koszulki chłopaka i ukrył swoją twarz w jego ramieniu.

Lepiej mu już nie będzie nigdy.

- Ja ciebie też, ty najgłupszy mężczyzno jakiego dane mi było spotkać.

- Tak. Jestem najgłupszy, najdziwniejszy, ale cały twój, Tae. Twój, tylko twój. Kocham cię i zawsze będę i przepraszam, że jestem takim frajerem, że mówię ci to dopiero teraz.

W tym momencie brunet usłyszał znaczące prychnięcie konia, ale nie spojrzał w jego stronę... spojrzał w sufit.

- Tak wiem, że to twoja zasługa. Dziena, Hopi. Nie pozwoliłeś mi tym razem spierdolić.

KONIEC :D 

Prrr, nie tak szybko! TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz