Atmosfera w domu Harrego była cudowna. Bardzo mu zazdrościłam, że ma tak liczne rodzeństwo. Ciężko było zapamiętać wszystkie imiona i bez przerwy je przekręcałam.
Po pewnym czasie usiedliśmy do stołu. Dania były przedziwne. Nie miałam pojęcia jak się do nich zabrać. Według mnie z żadnej strony nie przypominały jedzenia, a jednak wszyscy to jedli. Nie chciałam wyjść na jakiegoś dziwaka, więc nałożyłam sobie na talerz jakąś różową papkę, bo była to jedyna rzecz, którą umiałam zdiagnozować. Nie wyglądała zbyt smakowicie, ale nie chciałam zrobić przykrości mamie Harrego. Wzięłam łyżkę i nabrałam na nią jak najwięcej, aby zostało mniej na talerzu. Kiedy wsadziłam ją do buzi, myślałam, że za chwilę wypluję wszystko na talerz. Ze sztucznym uśmiechem na twarzy przeżuwałam tę wybuchową mieszankę. Na szczęście mama Harrego siedziała na drugim końcu stołu i nie widziała co i ile mam na talerzu. Dzięki temu oszczędziłam się od propozycji dokładki.
- Jak ci smakuje Mia? -zapytała kobieta.
- Nigdy czegoś takiego nie jadłam. -powiedziałam.
Z mojej prawej strony siedział Jake. Miał minę jakby zobaczył niewiadomo co. Z wytrzeszczonymi oczami patrzył na mnie od samego początku kolacji. Nie wiedziałam o co mu chodzi, więc starałam się go ignorować, tym bardziej, że nic się nie odzywał.
- Smakuje ci to?! -zapytał z ogromnym zdziwieniem.
- Czemu pytasz? -próbowałam wybrnąć z sytuacji, ale byłam prawie pewna, że moje miny mnie zdradziły.
- Bo to jest mlumo. Tego się nie jje i wcale nie chcesz wiedzieć do czego służy... -powiedział Jake ze skrzywioną miną.
Zrobiło mi się niedobrze. Byłam mu bardzo wdzięczna, że nie powiedział do czego służy to całe mlumo. Wstałam szybko od stołu i pobiegłam do łazienki. Kiedy wróciłam wszyscy się na mnie patrzyli, a dzieciaki pękały ze śmiechu. Gdyby chłopaki nie zaczęli się śmiać i nie rozbawili tym rodziców Harrego to bym pewnie spaliła się ze wstydu.
Po kolacji postanowiliśmy przejść się po okolicy. Zapadał powoli wieczór i wszystkie liście wraz z kwiatami zaczęły się świecić niczym kolorowe lampki.
- Tutaj jest cudownie! -powiedziałam.
- Jeżeli uważasz, że tutaj jest cudownie to poczekaj, aż zobaczysz miejsce, do którego właśnie zmierzamy.
Resztę drogi przeszliśmy w ciszy. Nie miałam czasu na rozmowy, bo podziwiałam każdy detal krajobrazu. Niektóre miejsca kojarzyłam ze snów, ale na żywo wyglądały o niebo lepiej.
Po pewnym czasie dotarliśmy do miejsca, w którym rozpoczęło się nasze ostatnie spotkanie w śnie. Staliśmy na przeciwko trzech skał.
- W śnie wyglądało to jakoś bardziej magicznie. -powiedziałam po krótkim namyśle.
- Nawet nie wiesz ile to miejsce posiada w sobie magii. Są to nasze skały. Bez względu na wszystko już na zawsze będą z nami połączone. -powiedział Harry.
- Jeśli chcesz zobaczyć prawdziwą magię to chodź tutaj. -powiedział Jake.
Wszyscy podeszliśmy do skał. Każdy z nas stanął przy jednej z nich. Chłopaki położyli na nich swoje prawe dłonie, więc zrobiłam to samo.
W tym momencie szczeliny w każdej z trzech skał zaczęły świecić się na trzy różne kolory. Te pod moją ręką jaśniały na fioletowo, Harrego na zielono, a Jake'a na czerwono. W strumyczku, który przepływał obok, kamienie zaczęły się świecić na niebiesko. Pnie drzew świeciły na pomarańczowo, a liście migotały we wszystkich kolorach tęczy. Między nami zaczęły pojawiać się mgliste postacie, które po chwili nabrały kształtu i koloru.
- To przecież my! -wykrzyknęłam.
- To są nasze wspomnienia. Kiedy jesteśmy tu we troje możemy przywołać dowolną scenę z naszego życia. Jeżeli będziemy sporo trenować to może nam się również udać podróż w czasie.
- A co jeśli jednego z nas zabraknie? -zapytałam.
- Wtedy byłoby to bardzo trudne. Ale jeśli ta magia byłaby dla nas w danej chwili bardzo ważna to uważam, że dalibyśmy radę. Mi i Harremu w końcu udało się odnaleźć ciebie właśnie dzięki tym skałom.
Kiedy zrobiło się już późno postanowiliśmy wrócić do domu. Oczywiście nikt z nas nie mógł zasnąć. Chłopaki opowiadali mi o tym co się działo w Dolinie Memvis podczas mojej nieobecności. Kiedy kończyły się powoli tematy przypomniałam sobie o szatanie.
- Diabeł to na prawdę twój ojciec? -zapytałam.
- Niestety. -odpowiedział chłopak.
- Ale z tego co mi wiadomo to on też był kiedyś aniołem. Co się stało? Dlaczego odszedł?
- To dość długa historia. Kiedy byłem mały moja matka zmarła. Do tej pory nie wiem dlaczego. Ojciec się załamał. Niby się mną opiekował, ale większość czasu zajmowała się mną sąsiadka. Opiekowała się również tobą i właśnie dzięki niej się poznaliśmy. Mój ojciec błąkał się po Ziemi i pewnego razu poznał kobietę. Była ona człowiekiem, a on się w niej zakochał przez co został strącony do otchłani. Anioły Światłości widząc jak cierpi postanowiły wyprosić Boga, by pozwolił mu na związanie się z nią. Po wielu namowach Bóg wyraził na to zgodę, ale zdecydował, że Upadły Anioł może wychodzić na ziemię raz na sto lat. Po dokładnie stu latach spędzonych w Otchłani mógł w końcu wyjść na ziemię lecz tamta kobieta już nie żyła. Ojciec wpadł w szał i od tamtego dnia stoi po złej stronie.
CZYTASZ
Oni cz.1 zakończona
Fantasy- To znaczy, że każdy człowiek ma swój liść? - Dokładnie. - A który jest mój? -zapytałam. Chłopcy popatrzyli na siebie ze zdumieniem, a potem przenieśli wzrok na mnie. - Przecież ty nie jesteś człowiekiem. Książka z dedykacją dla Weroniki W., która...