Z miłego snu wyrwało mnie mocne szturchanie.
- Vanessa, wstawaj - powiedziała Kealia.
Niechętnie otworzyłam oczy. Za oknem świeciło słońce, a ptaki ćwierkały głośno.
- Która godzina? - zapytałam zaspanym głosem.
- 6.00. Wstawaj, musisz nakarmić krowy, a wcześniej zebrać dla nich kukurydzę. O 12.00 mój brat jedzie do miasta, więc może cię podwieźć, byś znalazła sobie pracę - oznajmiła.
- 6.00?! Przecież to jeszcze noc! - jęknęłam, kładąc głowę na poduszce.
- Radzę ci wstać, zanim tata się wkurzy. Wiesz, że wtedy nie będzie miło. Naszykowałam ci tutaj ubrania. Za 15 minut śniadanie, nie spóźnij się - dodała, a po chwili usłyszałam ciche zamykanie drzwi.
- Nie mogę tak wcześnie wstawać! - jęknęłam sama do siebie - Przecież będę miała zmarszczki!
Wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i usiadłam na łóżku. Przeciągnęłam się. Kealia miała rację. Musiałam wstać, bo inaczej wujek bardzo by się zdenerwował. Szybko poszłam do łazienki, poprawiłam wczorajszy makijaż, a włosy związałam w wysokiego kucyka z lekkim tapirem. W pokoju posmarowałam nogi kremem, po czym dokładnie obejrzałam strój na dzisiejszy dzień. Składał się z czarnych szortów oraz bluzki na ramiączka o zgniłym, zielonym kolorze. Obok leżała cienka koszula w kratę. Musiałam jakoś przerobić te ubrania, nie mogłam tego tak po prostu założyć! Przecież to było modne dwadzieścia lat temu! Już nie wspominając o kolorze tej bluzki! To to nigdy modne nie było! Z głośnym westchnięciem usiadłam na łóżku. Gdybym to założyła... Wolałabym umrzeć niż to założyć, ale nie miałam innego wyjścia. Z obrzydzeniem włożyłam na siebie spodenki oraz koszulkę. Po zarzuceniu koszuli, zawiązałam dwa jej rąby w mały supeł, a rękawy podwinęłam. Nie chciałam się przeglądać w lusterku, by nie pogarszać swojego stanu psychicznego. Z wielkim bólem zdjęłam wszystkie pierścionki oraz bransoletki, nie chcąc pobrudzić ich. Naszyjnik z inicjałem mojego imienia robiony z prawdziwego złota schowałam do walizki. Przy okazji wysłałam smsa z długim opisem minionego dnia do dziewczyn oraz Brandona.
Zamknęłam za sobą drzwi i po cichu ruszyłam w stronę jadalni. Nie miałam zamiaru jeść, chciałam po prostu zacząć tę robotę, by jak najszybciej ją skończyć. A do tego potrzebowałam wujka.
- Nie mam zamiaru się nią zajmować, to jakaś pieprzona księżniczka! - Usłyszałam poirytowany głos Kealii. Zatrzymałam się w progu i zaczęłam nasłuchiwać.
- Słownictwo, Kealia. Słownictwo!
- Ale mam rację, prawda tato? Przyznaj mi rację, to jakaś księżniczka. Widzieliście jej wygląd?! To jakiś plastik! A strój?! Jak dziwki!
Ała. Chciałam stamtąd odejść, nie słuchać tych oszczerstw na mój temat, ale postanowiłam zostać i słuchać dalej. Kealia na pewno zazdrościła mi mojej urody, podobałam się każdemu chłopakowi, a ona?! Nawet się nie malowała!
- Kealia, uspokój się. To twoja kuzynka, nie możesz tak o niej mówić! A ty, Carter? Mógłbyś zająć się Vanessą?
- Mamo, daj spokój. Chłopaki padną, jak ją zobaczą - mruknął młody Reynolds.
- Kochani, przecież wiecie, co obiecaliśmy jej rodzicom. Dziewczyna ma się zmienić, a wy musicie pomóc. Carter, oprowadź ją po miasteczku, idźcie na spacer, zaproś ją na ognisko, bądź miły i dużo rozmawiaj - mówiła ciocia.
- O czym mam z nią gadać? O szminkach i innych pierdołach? - prychnął chłopak, a Kealia zaczęła się śmiać. Rodzeństwo przybiło sobie piątki.
CZYTASZ
62 dni || Magcon
Fiksi PenggemarKsiężniczka San Francisco zawiera układ z rodzicami. Wyjedzie do rodziny na 62 dni, a rodzice zafundują jej wymarzone studia modowe w Nowym Jorku. Dziewczyna od razu się zgadza, nie wie jednak, jak ciężko będzie zmierzyć się z nową rzeczywistością...