Przez cały weekend chodziłam wkurzona oraz przygnębiona. Wszystko mnie irytowało, zaczynając od wujka, poprzez krowy, a kończąc na fatalnym zasięgu internetowym. Moje zmiany nastrojów spowodowane były przez wieści, które w piątek usłyszałam od przyjaciółki. To nie było fair, ja też chciałam iść do tego klubu. Od roku na to czekałyśmy! A teraz, kiedy pojawiła się taka możliwość, oczywiście nie było to możliwe! Pieprzona wieś, pieprzone wujostwo, pieprzony pomysł rodziców! Musiałam iść na jakąś imprezę, na tym polegało moje życie. Potrzebowałam chwilowej czułości jakiegoś faceta, bo inaczej zwariuję. Moje żyły wzywały alkohol!
Była prawie 10.00, a ja ciągle leżałam w łóżku. Cała rodzina Reynolds poszła do kościoła. Krowy czekały na śniadanie, ale co mnie one obchodziły? Ja również czegoś potrzebowałam, a prawdopodobnie dostanę to dopiero 31 sierpnia.
Przeglądając zdjęcia Kay, które wstawiła na Instagrama oraz Facebooka, narastała we mnie irytacja. Pod wpływem chwili postanowiłam napisać jakiś wredny komentarz. Wcisnęłam "opublikuj", a na ekranie pojawiło się kręcące kółeczko. Po chwili wystąpił błąd połączenia. Prychnęłam zirytowana i cisnęłam telefon w kołdrę. Kilka minut wpatrywałam się w sufit. Było tak nudno, że z powrotem wzięłam do ręki telefon. Prawdopodobnie skończył się pakiet Internetu, dlatego wykupiłam nowy. Włączyłam nowy odcinek jednego z ulubionych seriali. Ponieważ było otwarte okno, słyszałam wyjące krowy. Darły się jak najęte, tym samym uniemożliwiając mi normalne oglądanie.
Wkurzona wstałam, zarzuciłam króciutki, różowy satynowy szlafrok z seksownym napisem na plecach na koszulkę nocną do ud. Włożyłam brzydkie kalosze i ruszyłam uciszyć irytujące zwierzęta. Pewnie były głodne, dlatego, zanim weszłam do nich, wzięłam ciężkie wiadro z paszą. Wycie było głośniejsze niż zawsze, co było bardzo dziwne i wkurzające. Otworzyłam furtkę do jednej z nich i przerażona odskoczyłam do ściany. Cała zawartość wiaderka wylała się na brudną słomę, jednak nie przejęłam się tym. Krowa ryczała głośno, z jej zakrwawionego odbytu wylatywał jakiś śluz połączony z krwią. Zwierzę patrzyło na mnie z wściekłością. Ten widok był okropny, nie wiedziałam, co zrobić! Czyżby zaczął się poród? Teraz? Co ja miałam zrobić?Wstrzymałam wymioty, żołądek mi wariował. Odwróciłam się, by nie widzieć tego obrzydliwego widoku.
Szybko wybrałam pierwszy, lepszy numer w telefonie. Cameron.
- Halo? - odezwał się zaspanym głosem.
- Cam, potrzebuję pomocy! - wyjąkałam do telefonu.
- Co się dzieje? - zapytał poważnym tonem.
- Krowa, ona chyba rodzi! - pisnęłam z przerażeniem i niedowierzaniem.
- Rodzi? Co masz na myśli? Już do ciebie jadę!
- Strasznie głośno wyje! I coś jej wylatuje z odbytu! Boże, co ja mam robić?!
- Uspokój się, zaraz zacznie się poród, już za późno na weterynarza. Daj mi 10 minut, będę u ciebie - oznajmił
- Boję się - szepnęłam.
Cameron zaczął coś mówić, lecz nie usłyszałam go. Telefon wypadł mi z drżących rąk na brudną słomę. Odechciało mi się go podnosić. Zrobiłam kilka głębszych wdechów, by się uspokoić. Przede wszystkim potrzebowałam rękawiczek. To było gniazdo bakterii. Pobiegłam do kotłowni, założyłam najgrubszą parę, jaką znalazłam, po czym wróciłam. Nie zamierzałam dotykać krowy. Stanęłam jak najdalej od niej i patrzyłam z obrzydzeniem. Po kilku minutach z jej odbytu zaczęło coś wychodzić. Było całe pokryte śluzem oraz krwią. Dobrze, że nie zjadłam śniadania, bo bym je całe zwróciła. Nigdy nie widziałam czegoś tak ohydnego, okropnego. I gdzie do cholery był wujek? Nie wiedział, że ta cholerna krowa właśnie dzisiaj urodzi? Nie miała jakiegoś terminu porodu, jak kobiety? Czemu Cameron nie chciał zadzwonić po weterynarza? On sam miał zamiar przyjąć poród? Ktoś chyba musiał to zrobić, prawda?
- Hej, już jestem. - Usłyszałam nagle.
Podskoczyłam przestraszona, co wywołało śmiech Dallasa.
- Nie spieszyło ci się - stwierdziłam, taksując go wzrokiem.
Miał zwykłą białą koszulkę, która podkreślała jego mięśnie oraz czarne dresy. Na jego nogach widniały lekko zniszczone adidasy. Włosy ułożone były w artystyczny nieład.
- To chyba cud, że policja mnie nie zatrzymała za przekroczenie dozwolonej prędkości. Pokaż tę krowę - polecił i wszedł do zwierzęcia.
Chłopak był chyba bardzo zdziwiony, widząc ją.
- Masz zamiar przyjąć poród? Czy na pewno nie jest potrzebny jakiś lekarz? - pytałam, ciągle trzymając się z dala.
- Nie - zaśmiał się - Wszystko się samo załatwi. Trzeba to po prostu kontrolować.
- Co? Jak to? Przecież ona sama nie da sobie rady!
- Nie martw się - powiedział, podchodząc do mnie chłopak. Lekko potarł moje ramię - Po prostu patrz i obserwuj.
Byłam bardzo zdziwiona. Krowa sama potrafiła urodzić? Bez pomocy człowieka? Byłam pod wrażeniem. Zaczęłam troszkę inaczej postrzegać te zwierzęta.
Tak więc patrzyliśmy i obserwowaliśmy. Przy okazji rozmawialiśmy. Z odbytu krowy zaczęło wyłaniać się małe, brzydkie coś. Widoczne były już jego nóżki oraz główka. Z niecierpliwością czekaliśmy na ciąg dalszy, jednak nic się nie ruszało, a krowi ryk przybrał na sile.
- Cam... - zaczęłam, ale Dallas szybko przebiegł przez furtkę.
- Chodź! Musimy jej pomóc! - krzyknął.
- Co? - powtórzyłam przerażona, ale podeszłam do niego.
Chłopak gołymi rękami zaczął ciągnąć małe, obrzydliwe cielę w swoją stronę.
- Pomóż mi! - wysapał.
Przez kilka krótkich sekund walczyłam ze sobą. Miałam ogromną blokadę, ale postanowiłam pomóc światu. A przy okazji zaimponować Dallasowi. Podwinęłam rękawiczki i zaczęłam lekko ciągnąć małego stwora za tułowie, starając się nie pobrudzić.
- Mocniej! - krzyknął Cameron.
Ciągnęliśmy z całych sił i w końcu poszło. Małe cielątko wypadło na słomę, ja poleciałabym z nim, gdyby Dallas mnie nie przytrzymał, a tym samym pobrudził mojego ubrania. Całe ręce upaćkane miałam w tym obrzydliwym śluzie oraz krwi. Znowu zebrało mi się na wymioty, ale powstrzymałam się w odpowiednią porę.
- Chodź. - Chłopak pociągnął mnie za rękę i wyprowadził mnie z zagrody.
Krowa powoli podeszłą do leżącego cielątka i zaczęła je mocno kopać.
- Cameron, co ona robi?! Oszalała! - krzyknęłam i ruszyłam, by ratować bezbronne stworzenie.
Zrobiłam to z impulsu, w ogóle nie myśląc.
Dallas objął mnie w pasie, próbując zatrzymać.
- Ona je ratuje, uspokój się - oznajmił.
- Ratuje? Zabija! - pisnęłam, czując łzy w oczach.
Przytuliłam się do chłopaka, a on zaczął mnie uspokajać. Głaskał mnie po włosach.
Nie mogłam w to uwierzyć! Własna matka zabija swoje nowo narodzone dziecko?! Ale dlaczego?! Czemu je tak mocno kopie? Czy ona aby na pewno wie, co robi?!
I nagle nastąpiła bardzo nieoczekiwany zwrot akcji. Małe stworzenie ruszyło się, a jego matka przestała kopać.
- Udało się - szepnął Cam.
- Czy... Co ona zrobiła? - zapytałam.
- Małe nie oddychało, więc ratowała je. Coś jak sztuczne oddychanie - oznajmił.
Teraz naprawdę byłam pod wrażeniem. Nigdy bym nie pomyślała, że coś takiego jest w ogóle możliwe i, że tak to się odbywa.
- Co teraz? - zapytałam cicho, ciągle nie wierząc w to, co się stało.
- Czekamy na twojego wujka - westchnął.
Powoli ruszyliśmy w kierunku wyjścia.
- Chyba musisz się przebrać - powiedział z rozbawieniem.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ubrana byłam w mój ulubiony szlafrok oraz skąpą piżamę. Satynowy strój był cały pobrudzony w tym obrzydliwych maziach z odbytu krowy. Pisnęłam wkurzona, a Cameron zaczął się śmiać.
- Przestań! - wysyczałam - To mój ulubiony szlafrok i teraz będę musiała go wywalić!
- Dobra, nie denerwuj się,najseksowniejsza dziewczyno. Odkupię ci! - Śmiał się, nazywając mnie według nazwy na szlafroku.
Pokazałam mu środkowego palca, udając obrażoną i ruszyłam do domu, prosto do łazienki.
CZYTASZ
62 dni || Magcon
FanfictionKsiężniczka San Francisco zawiera układ z rodzicami. Wyjedzie do rodziny na 62 dni, a rodzice zafundują jej wymarzone studia modowe w Nowym Jorku. Dziewczyna od razu się zgadza, nie wie jednak, jak ciężko będzie zmierzyć się z nową rzeczywistością...