Rozdział 5 - Błędy przeszłości. Part 2

665 50 9
                                    

Nowy Orlean, 2013

Kołysaliśmy się w rytmie muzyki. Jego ręka była opleciona wokół mojej talii a moja była na jego ramieniu. Akurat leciała wolna piosenka co pozwoliło Jamesowi na zacięcie rozmowy.

- Wyglądasz przepięknie. - powiedział patrząc mi w oczy

- Wyglądałabym lepiej gdybym była na normalnej imprezie z ludzmi którzych lubię i którzy lubią mnie. Chociaż ty pewnie tego nie zrozumiesz skoro twoi "przyjaciele" to teraz The Strix. - odpowiedziałam ze sztucznych uśmiechem

Wampir przybliżył się do mnie. Był tak blisko że mogłam poczuć jego oddech na mojej szyi.

- Wszytko ci wyjaśnię. Tylko nie tutaj. - wyszeptał mi do ucha

Chłopak złapał mnie za rękę i w przeciągu kilku sekund znaleźliśmy się centrum Francuskiej Dzielnicy. Nawet nie miałam czasu zaprotestować. Zrobiłam kilka kroków z dala od niego i skrzyżowałam ręce na piersi.

- Utnij te bzdury i przejść do rzeczy James. Co robisz w Nowym Orleanie i dlaczego jesteś z The Strix? - zarządzałam stanowczo

- Potrzebowałem odpowiedzi a oni zdawali się być jednymi którzy je mają.

Nie wierzyłam mu. James miał kontrakty na całym świecie. Czego kolwiek szukał mógł znaleźć sam. Bez ich pomocy.

- Odpowiedzi na co?

- Trzy lata temu jeden z moich informatorów nagle umarł. Zrobiłem wszelkie badania. Nie był to jad wilkołaka ani żadna klątwa. The Strix badali podobne przypadki. Wampiry na całym świecie umarły w tym samym czasie, w ten sam sposób. Co dziwne wszyscy byli z linii Finna. Resztę sama znasz... - wyznał

Oni wszyscy umarli dlatego że Finn umarł. Podchodzili z jego linii, a kiedy umiera pierwotny, umiera cała jego linia. Sama przekonałam się o tym dwa razy.

- A ty po prostu do nich dołączyłeś? The Strix to pijawki społeczne. - rzuciłam trochę głośniej niż powinnam

Wampir oparł się o ławkę i schował głowę patrząc na ziemię.

- Nie miałem za bardzo innych opcji. - wymamrotał - Nie mogę nawet postawił nogi w Europie bo Supernatural Creature Community wtrącą mnie zaraz do lochu.

Stare dobre SCC. Największa nadnaturalna organizacja w Europie zarządzana przez Fleur i Denisa. Zawsze wiedzieli jak poradzić sobie z problemami.

- I słusznie. Zasłużyłaś sobie na to. Wiesz co? Jeśli chcesz tu zostać. To zostań. Ale ja nie zamierzam marnować reszty nocy na kłótnie z tobą.

Nie chciałam już tego drążyć. Obróciłam się i poszłam w stronę jednego z moich ulubionych barów.

- Dokąd idziesz? - krzyknął powodując że się zatrzymała

- Jest Halloween! - rozłożyłam ręce wskazując na ulicę która była przepełniona ludzmi w kostiumach - Naprawdę widać że nigdy przedtem nie byłeś w Nowym Orleanie. - zaśmiałam się

James uśmiechnął się i pobiegł do mnie złapiąc mnie za rękę. Przypomniało mi to dawne czasy kiedy nikt nami nie rządził i byliśmy sobą. Tylko on i ja.

- Prowadź milady.

______

Kompletnie straciłam poczucie czasu. Razem z Jamesem znaleźyliśmy jakiś bar w którym trwała świetna impreza. Mimo że nieco dziwnie czułam się w jego obecności to było to coś znajomego i naprawdę dobrze się bawiłam. Świetna zabawa i tony darmowego alkoholu. Czego można chcieć więcej.

- Na serio nigdy nie piłeś Huraganu? - zapytałam rozbawiona pijąc kolejnego drinka

- Nie! - odpowiedział - Nigdy nie zaprosiłaś mnie do Nowego Oleanu.

- Bo zawsze miałeś coś lepszego do roboty.

- Jak ... za .... niłem. - oznajmił zmieniając ton na powarzny. Nie usłyszałam wyraźnie co powiedział

- Co? - spytałam skupiając się na nim co przy moim stanie wymagało sporej koncentracji

Chłopak znalazł się przy mnie, położył dłoń na moim policzku i mnie pocałował. Najpierw byłam zdziwiona jednak po chwili oddałam pocałunek. Coś z tyłu głowy mówiło mi żeby przestać, ale jego bliskość była silniejsza.

______

Obudziły mnie promienie słońca przedzierające się przez zasłony. Otworzyłam oczy i podnosiłam się podpierając się na łokciach. Rozejrzałam się do okoła. Wielkie pomieszczenie z linuksowmi meblami. Byłam w pokoju hotelowym Jamesa. Ale go tu nie było. W ustach nadal miałam smak wczorajszego alkocholu. Przypomniała mi się ostatnia noc. Co ja sobie wczoraj wyobrażałam. To przecież James. Ten sam który nas zdradził, ten który pomógł Viktorowi. Ale również ten sam którego kiedyś kochałam.

Szybko wstałam z łóżka i jak najszybciej ubrałam się. Koło mojej sukienki leżała mała biała karteczka.

Musiałem wcześniej wyjść. Wybacz że zostawiłem cię samą. Śniadanie czeka w salonie milady. - James

Weszłam do salonu z zamiarem opuszczania tego miejsca jak najszybszej. Zastałam tam zastawiony stół i drobną młodą pokojówkę trzymająca nad szklanką, nóż przy nadgarstku. Zgaduję że jest ona moim "śniadaniem".

- Nie musisz tego robić! Nie jestem głodna. - oznajmiłam zabierając jej nóż. Zasada numer jeden: wampiry z Nowego Orleanu nie mają się żywić na miejscowych. Spojrzałam jej w oczy i zaczęłam ją hipnotyzować - Zmień pracę. We krwi ci nie do twrzy.

Dziewczyna przytaknęła a ja udałam się do domu.

______

W salonie siedziała Hayley, już w normalnych ciuchach z Hope na rękach. Ściągnęłam szpilki rzucając je w kont i rozsiadłam się na kanapie.

- Wróciłaś. A już zaczynałam się o ciebie martwić. - powiedziała hybryda - Jak tam Książę z bajki?

- Księciem to on może i był ale czy z bajki... - odpowiedziałam obojętnie -Jestem idiotką która zrobiłam gigantyczny błąd.

- Przynajmniej ty nie musiałaś walczyć z 600 letnim wampirem o przeżycie tak jak Marcel....

Rozszerzyłam oczy. Nie widziałam go wczoraj.

- Marcel był na przyjęciu?

- Nie wiedziałaś o tym? Tristan dał mu dwie opcje: dołączyć do nich albo umrzeć. Marcel wybrał przeżycie.

_______________________________________

Huragan to mocny drink podawany w Nowym Orleanie.

Odcinek: 3x04

⚜ The Originals | Bloodline [3] ⚜ PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz