« 8 »

44 8 4
                                    

Kilka minut przed trzecią, Dave Callaway skończył analizować skład jadu węża. Odkrył, że po zetknięciu z przemienionym metalem (którym był położony na stole sztylet Naukowca), substancja zaczyna płonąć i pryskać rażąco jasnymi iskrami. Dzięki temu, Dave potwierdził swoją tezę, że jad z całą pewnością pochodzi od magicznego stworzenia, dlatego nie mógł należeć do grzechotnika diamentowego, którego wcześniej brał pod uwagę. Prawdopodobnie odkrył nowy magiczny gatunek.

Problem w tym, że próbkę jadu pobrano z buta jakiegoś maga z Wydziału Zewnętrznych. O nieznanym gadzie nie wiadomo nic poza tym, że nie jest zwyczajnym wężem. I należy do rodziny żmijowatych.

Dzięki refleksowi, Dave'owi udało się powstrzymać wiszącą w powietrzu groźbę pożaru. W ognistej fontannie, jaką wywołało zetknięcie jadu z metalem, ucierpiała tylko przemieniona paprotka, która stała na blacie obok próbki. Roślina zwinęła się, jakby obrażona na nieudolność Naukowca, jednak nie zdążył się upewnić, czy w istocie tak było ani postawić tezę o posiadaniu uczuć przez rośliny. Paprotka zwęgliła się i zamieniła się w czarny popiół.

Kilka godzin wcześniej Dave odniósł „pożyczony" atlas do biblioteki. Ponownie nie zastał w niej Lindsay. Pewnie przeczuwała, że Callaway jeszcze tam wróci i nie miała ochoty go widzieć.

Westchnął zamiatając szczątki paprotki. Będzie musiał wymyśleć coś, aby znów zyskać w jej oczach.

Radnego Naukowców Stephena Parkera męczyła grypa i od kilku dni nie było go Centrali, dlatego na Callaway'a spadł jeden z obowiązków przełożonego. Codziennie przed opuszczeniem Centrali i powrotem do domu musiał sprawdzić odczyty Detektora.

Urządzenie działało dzięki potężnemu magicznemu artefaktowi. Zielony kryształ wielkości głowy Dave'a był podłączony do głównego komputera. Ten z kolei został sprzężony z kilkoma innymi, które mieściły się w różnych miejscach na całym świecie. Na przemienionych twardych dyskach zapisywały się wszystkie przypadki użycia magii, które nie zmieściły się w dopuszczalnym limicie lub były zbyt słabe, żeby Detektor je wyczuł. System służył głównie do wykrywania Dzikich, czyli magów, którzy nie należeli do Instytutu Magii Użytkowej i Naukowej i ukrywali się przed nim.

Każda osoba, która potrafiła posługiwać się magią (magią się nie włada, można jej tylko używać, jak powietrza) i przebywała w Centrali mniej niż dwa razy w tygodniu miała obowiązek uzasadniać wszystkie czynności popełnione z jej pomocą. Niezarejestrowana działalność, według prawa Instytutu, była po prostu nielegalna.

Długi blat z ustawionymi na nim czarnymi ekranami otaczał wysoką do sufitu szklaną tubę. W środku umieszczono najsilniejszy na świecie znany artefakt. Do niego były przyczepione dwa kable, które, w miarę oddalania się od środka Detektora, coraz bardziej się rozszczepiały tworząc na ścianach kolorowe pajęczyny. Monitory stały zgaszone, żadna z diodek się nie świeciła ani nie mrugała.

Całe pomieszczenie tonęło w ciszy, podczas gdy powinien je wypełniać pomnożony kilkukrotnie przez echo szum wentylatorów i niski pomruk elektryczno-magicznych urządzeń.

Dave pomyślał, że to pewnie kolejna awaria zasilania. W jednej z największych sal kilku Naukowców prowadziło jakieś badania nad elektrycznością, co czasami pozbawiało prądu niektóre laboratoria nawet na kilka godzin.

Jednym guzikiem Dave włączył wszystkie ekrany. Minęła chwila, zanim się uruchomiły i rozbłysły sztucznym światłem, które padło na nieotynkowane ściany i pnące się po nich kable. Wielokolorowy plastikowy bluszcz.

Radny Parker prawdopodobnie wiedział, do czego został podłączony każdy z setek przewodów, ale wiedza Callaway'a o informatyce była równie rozległa jak jego umiejętności skórowania zwierzyny łownej. Wiedział tylko w jaki sposób odczytywać podstawowe dane z Detektora i potrafił szukać różnych rzeczy w Google.

Po spojrzeniu na pierwszy monitor zmarszczył brwi i zastanowił się, czy przypadkiem coś się nie zepsuło. Doszedł do wniosku, że raczej nie. Głęboko wciągnął powietrze do płuc i powoli je wypuścił.

Na ekranie, który wyświetlał mapę Europy, zaszła znacząca zmiana. Jeden z obszarów, zwykle biały, teraz pokrył się idealnie okrągłą plamą w kolorze głębokiej czerwieni, z czarnym środkiem. Przywodziła na myśl ranę po postrzale.

Silne zużycie magii na małym obszarze.

Plama wykwitła na terenie Polski albo Białorusi. Naukowiec wysunął klawiaturę i przybliżył obraz. Jednak w Polsce. Modląc się, żeby nie minęło zbyt dużo czasu nasunął kursor na plamę i pogrzebał w opcjach. Znalazł godzinę wybuchu. Nastąpił niecałe pół godziny temu. Dave odetchnął z ulgą, która bardzo szybko przeminęła. Gdyby nie awaria, od razu wiedziałby o wypadku.

Gwałtownie się odwrócił, doskoczył do jedynego biurka w pomieszczeniu i włączył drukarkę. Niecierpliwie przestępywał z nogi na nogę, patrząc na wysuwający się niemożliwe wolno wydruk. Poprawił krawat, żeby zająć czymś dłonie.

W końcu złapał katkę, obrócił się w miejscu i z powiewającym dookoła szyi krawatem (ciągle gubił spinki) wypadł z pomieszczenia.

Obiecując sobie rozpoczęcie porannych treningów, pobiegł w stronę biura Mistrza.

*****

Na ostatnim i najgorszym odcinku trasy, czyli na spiralnych schodkach, Callaway odniósł wrażenie, że zanim dobiegnie do celu umrze na zawał serca. Do niczego takiego jednak nie doszło.

Jeszcze, upomniał się w duchu.

Czuł się, jakby brał udział w sztafecie, kiedy wpadł do gabinetu jak rozpędzona kula wyburzeniowa i wcisnął wydruk w dłoń Flanagana, który z zaskoczenia prawie rozlał herbatę.

W zamian za kartkę Naukowiec z wdzięcznością przyjął szklankę wody. Wciąż ciężko dysząc, opróżnił ją kilkoma łykami. Nagle opamiętał się, bo zdał sobie sprawę z porażającego nietaktu, jaki popełnił. Żeby okazać choć trochę szacunku, o którym wcześniej jakby zapomniał, wyprostował się jak struna.

Mistrz pobieżnie przebiegł wydruk wzrokiem i spojrzał na Dave'a z autentycznym zdziwieniem w oczach.

– Trzeba zgromadzić wszystkich członków Rady – oświadczył. Odstawił filiżankę na biurko i sięgnął na oparcie krzesła po bordowo-złotą szatę. – I to najszybciej, jak się da. Zastąpisz Parkera, dobrze?

AspirantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz