« 7 »

27 6 0
                                    

Strażakom udało się wygrać nierówną walkę z pożarem.

Opuszczony dworek, niegdyś piękny, teraz prezentował się fatalnie. Wysoki wdzięcznie wygięty dach zapadł się do środka. W górę sterczało jedynie kilka poczerniałych belek, przywodzących na myśl zwęglone żebra. Sufit na pierwszym piętrze jakimś cudem wytrzymał ciężar gruzu, jednak wiadomo było, że wkrótce i on się zawali. A wraz z nim cały budynek.

Ściany były osmolone a pozbawione szyb okna ziały czernią, ulatywały z nich jeszcze smużki dymu. Wokół ruiny walały się odłamki cegieł, desek, szkła i wszystkiego innego, z czego był zbudowany dworek. Woda, która była jedyną bronią do walki z ogniem, teraz sprawiała, że wszystko wyglądało jeszcze gorzej. Leniwie spływała po ścianach i wsiąkała w suchą zakurzoną trawę.

W niebo bez pośpiechu ulatywał smolisty dym, dołączając do ciężkich chmur. Wiatr akurat ustał i w powietrzu unosił się nieprzyjemny, duszący zapach.

Inspektor Niklewicz stał w bezpiecznej odległości od ruiny i w zamyśleniu gładził swoje wąsy. Na prawo od niego w głębokiej trawie zapadały się trzy wozy strażackie, a na podjeździe stały cztery radiowozy i karetka. Przyjechały dwie, ale Morus miał bardzo poważne oparzenia i zatruł się czadem, dlatego konieczna była natychmiastowa pomoc. Teraz lekarze walczą w szpitalu o jego życie.

Ta, która została, miała zabrać samego Niklewicza. Adrenalina po raz kolejny pokazała co potrafi, bo inspektor, mimo znacznej nadwagi, wyniósł Kubę z płonącego dworku. Ale sam nie wyszedł z tego bez szwanku. Jego lewa ręka, mimo starań ratowników, wciąż piekła jak diabli. Powiedzieli mu, że to tylko powierzchowny uraz, ale mimo to chcieli zabrać go do szpitala. Inspektor oczywiście się nie zgodził. Był tutaj najwyższym rangą funkcjonariuszem i chciał nadzorować całą akcję.

Wciąż zadawał sobie jedno pytanie.

Czy to wszystko przez Sierczyńskiego?

Nie miał pojęcia, w jaki sposób wywołał cały ten pożar. Bardzo chciał wierzyć, że aspirant jest niewinny. Był dobrym policjantem. Fakt, źle dogadywał się z resztą funkcjonariuszy, ale, choć to wbrew przepisom, samotnie potrafił zdziałać cuda. Kiedyś Niklewicz zastanawiał się, dlaczego tak dobry śledczy zajmuje tak niskie stanowisko, i czego on w ogóle szuka w obyczajówce? Jego miejsce było w Wydziale Kryminalnym. Pamiętał, że kiedy zadał mu to pytanie, Rafał tylko wzruszył ramionami, a jego twarz zobojętniała. Inspektor więcej go o to nie wypytywał. W każdym razie, szkoda byłoby go stracić.

A jednak nie miał żadnych wątpliwości, że to Sierczyński zabrał jeden radiowóz, a drugi podpalił. Czy niewinny ucieka?

Odwrócił wzrok od dworku i spojrzał na spalony wrak. Nie był to radiowóz, którym przyjechał Niklewicz. Dobrze pamiętał, że Morus zaparkował bardziej z tyłu. Wcześniej też przyszło mu to do głowy, więc podszedł tam i znalazł ślady opon w miejscu, gdzie stał wcześniej ich drugi samochód. Porozrzucane kamyki i długie szramy wskazywały na to, że ktoś odjechał stamtąd w pośpiechu. Dlaczego Rafał spalił własny radiowóz i zabrał drugi?

Dlaczego, do cholery, Kuba zawsze zostawia wszystko w radiowozie?

Inspektor dostrzegł strażaka, idącego w stronę czerwonego wozu. Zawołał go i ciężko ruszył w jego kierunku. Wysoki mężczyzna zatrzymał się i czekał aż komendant miejscowej policji się zbliży. Poprawił trzymany pod pachą hełm.

– Wiecie już, co było źródłem ognia? – zapytał Niklewicz.

Strażak z wahaniem pokręcił głową. Zanim jednak zdążył się odezwać, dołączył do nich kapitan Staśko.

– Wygląda na to, że zaczęło się od podpalenia zwłok, na piętrze – mówił tak głośno, jakby wszyscy dookoła niego byli głusi. – Znaleźliśmy też niewielkie źródło ognia na parapecie, w jednym z parterowych pokojów. Muszę przyznać, że to dość dziwne.

Niklewicz nie mógł się z nim nie zgodzić. Nie rozumiał też szybkości, z jaką płomienie ogarnęły cały dworek. Miał wrażenie, że w jednej chwili wszystko zajęło się ogniem. Na pewno nastąpił wybuch, wyraźnie to słyszał. Ale, w jaki sposób? Czy w budynku były, na przykład, zbiorniki z paliwem albo jakieś materiały wybuchowe?

– Jeśli podpalacz użył paliwa, wylał je na ciała. Mogło mu się rozlać podczas ucieczki oknem – kontynuował. – To na razie najbardziej prawdopodobna teoria.

– Próbował zatrzeć ślady na parapecie? – wtrącił młodszy strażak.

– Oryński! Nie baw się glinę!

Niklewicz w zamyśleniu pokiwał głową. Potężnie zaburczało mu w brzuchu. Miał ochotę na tłustą gorącą kiełbaskę prosto z patelni. Z dużą ilością musztardy i świeżym chlebkiem. Ani stres, ani napięcie nigdy nie odbierały mu apetytu.

– Głowa do góry. – Staśko poklepał go po rannym ramieniu, na co komendant lekko się skrzywił.

Kapitan pożegnał się i dwójka strażaków odeszła w stronę wozu, pozostawiając komendanta w samotności. Gdyby miał przy sobie papierosy, zapaliłby, ale Hanka się uparła, że to niezdrowe i nie ma zamiaru wąchać dymu na jego mundurze.

Przez cały czas trwania tego cholernego śledztwa w sprawie Niebieskiego Pisarza, Sierczyńskiemu odbijało. Wściekał się z byle powodu jeszcze częściej niż zwykle, jeszcze rzadziej się odzywał, nie chciał z nikim współpracować. Zupełnie, jakby sam chciał dopaść mordercę i zebrać laury. Niklewicz znał go długo i nie uważał, że tak jest w istocie. Według niego, policjant traktował śledztwo zbyt prywatnie. Może ubzdurał sobie, że wiadomości mordercy są skierowane do niego? A może naprawdę tak było, a Sierczyński coś ukrywał?

Za takie zachowanie już dawno mógłby wylecieć z policji.

Inspektor westchnął i przetarł spoconą twarz brudną dłonią. Powinien był w porę odsunąć Rafała od sprawy. Teraz musi mu jakoś pomóc.

Ale, czy tego chce, czy nie, będzie musiał wszcząć postępowanie karne w sprawie aspiranta Sierczyńskiego.

A może już BYŁEGO aspiranta Sierczyńskiego.

AspirantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz