Rozdział 9

189 12 4
                                    

- Witaj, Melanie.

Offenderman miał niski, głęboki głos, który Melanie pamiętała z wczesnego dzieciństwa. Mimo barku oczu Melanie była pewna, że przewiercał ją wzrokiem i starał się odgadnąć jej myśli. Na jego nieszczęście ową umiejętność posiadał jedynie jego brat.

- W-witaj - Melanie spuściła wzrok. Była zarazem zestresowana, przerażona jak i podekscytowana zaistniałą sytuacją. Może dowie się czegoś o swojej mamie z bliższego źródła?

- Myślę, żebyśmy zostawili ich samych - Magnus poprawił Sally na swoich rękach i po spojrzeniu po twarzach reszty wyszedł z pomieszczenia. Mężczyźni oraz Louisa wyszli z salonu zamykając za sobą drzwi. Puszek przemieścił się w kąt nie spuszczając wzroku z brunetki.

Offenderman usiadł na kanapie, a Melanie na fotelu. Zapadła między nimi krępująca cisza, którą przerwała Smith.

- Większość mówi, że jestem arogancka, pewna siebie i potrafię rozmawiać z każdym, a w tym momencie nawet nie wiem jak zacząć rozmowę z własnym ojcem - parsknęła śmiechem, patrząc w podłogę. Offenderman także się zaśmiał. - Ciocia Therese twierdzi, że mam to po mamie.

- Ann stwierdziłaby, że masz to po mnie... Twoja matka, mimo swojej "profesji", była cudowną kobietą. Zawsze omijała domy, w których były dzieci, była uprzejma, kulturalna, czasem aż przesadnie pomocna. I do bólu szczera. Nikt, przynajmniej z nas, nie mógł powiedzieć, że jest arogancka, pewna siebie-owszem, ale na pewno nie arogancka.

Melanie czuła na sobie wzrok Offendera, czekał na jej reakcję, odpowiedź.

- Dlaczego mnie oddałeś? I co się stało z mamą? - spytała nagle. Wbijała wzrok w swoje nagie stopy, bała się na niego spojrzeć, bała się jego reakcji. Jednak zamiast usłyszeć czegoś czego mogła się obawiać, usłyszała ciche westchnięcie ze strony mężczyzny. Uniosła wzrok.

- Twoja matka chciała dla ciebie jak najlepiej, chciała, abyś wychowywała się normalnie, jak zwykłe dziecko. Ale po jej śmierci nie mogłem dać ci normalnego życia. Jedynie któreś z rodzeństwa Ann mogło ci je dać...

- A dlaczego ciocia Grace? - to pytanie zawsze chodziło Melanie po głowie. 

Z rodzeństwa Smith to Grace najmniej nadawała się na matkę czy też opiekunkę. Od zawsze była singielką skupiającą się głównie na karierze. Do dzieci nie miała dobrego podejścia - albo była zbyt pobłażliwa i pozwalała na wszystko, albo była zbyt surowa i najdrobniejsze przewinienia były karane bardzo poważnie, wszystko zależało od jej humoru, miejsca, w którym aktualnie przebywała, a nawet od jej grafiku pracy. Natomiast Therese, najmłodsza z rodzeństwa, nadawała się do tego idealnie. Kochała dzieci, ale potrafiła powiedzieć stop, gdy potrzeba. Nie była zbyt surowa, ale także nie odpuszczała. Była kochająca i czuła. Doskonale wychowałaby Melanie, jakby była jej trzecią córką. A Carol... Carol miał żonę, która także byłaby cudowną matką dla Melanie. Sama wychowała swojego syna z poprzedniego małżeństwa i prawie sama jej oraz Carola córkę.

- Czy ja wiem? Tak się stało, może po prostu mieszkała najbliżej, a mi się nie chciało jechać aż do Illinois?

- Przecież potrafisz się teleportować, czy się mylę? - Melanie była odrobinę zdziwiona odpowiedzią.

- Nie, nie mylisz się. Niestety ty źle znosisz teleportację. Twoja mama też tak miała, była czarownicą, a czarownice nie mogą nawet umrzeć od takiego środku transportu. Nie wiadomo czym jest to spowodowane.

- Cza-czarownicą? - oczy Smith powiększyły się pięciokrotnie. - Taką co lata na miotle, czaruje i warzy eliksiry?

- Czarowanie i warzenie mogę potwierdzić, ale na pewno nie to, że latała na miotle. Trochę błędne myślenie o czarownicach - Offenderman, gdyby tylko miał oczy przewróciłby nimi. Zapadła między nimi chwila ciszy. Melanie musiała przetrawić to co usłyszała. Jej mama czarownicą? Czyli ona też nią jest?

Córeczka tatusiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz