24 godziny wcześniej.
Podszedł pod duże drewniane drzwi, po czym zapukał w nie trzy razy. Odczekał dłuższą chwilę, i po raz kolejny powtórzył czynność. Cisza. Spojrzał w okna domu, nie widząc nikogo, złapał za klamkę. Ku jego zdziwieniu, drzwi były otwarte. Przekroczył próg, rozglądając się nerwowo na boki.
- Juvio?! - zapytał głośno, kierując się w stronę toalety bez okna. Otworzył powoli drzwi, momentalnie zamarł. Tuż obok wanny, nieruchomo leżało ciało jego ''przyjaciela''. Podszedł bliżej, zauważając kilkanaście pustych, małych woreczków. Ukląkł nad mężczyzną i dopiero wtedy zauważył zakrwawiony nos. Wzdrygnął się, przecząco kręcąc głową. - A mówiłem, że takie zapłaty Cię wykończą. - wyszeptał pod nosem po czym wybiegł z domu.
Teraźniejszość.
- Matteo gdzie wybyłeś? - usłyszał w słuchawce zniecierpliwiony głos, który z dnia na dzień coraz bardziej go irytował, powodując chęć rzucenia telefonem o najbliższą ścianę, bądź drzewo. - Półfinał konkursu zaczyna się za pół godziny, dlaczego jeszcze nie ma cie w restauracji, Balsano?
- Matteo. - poprawił ją, wpatrując się w domy obok. Szedł spokojnym krokiem, a jego kark muskał lekki wiatr, który wcale nie był przyjemny, jednak postanowił zignorować wszystko i jak najszybciej pojawić się w restauracji. - Wypadła mi bardzo ważna rzecz, musiałem ją załatwić. - wypalił, po czym zaczął zastanawiać się czy Luna jest ''bardzo ważną rzeczą'', skoro nie potrafią nawet normalnie porozmawiać. - Zwykłą rzecz. Nie była ważna, ale i tak musiałem to zrobić.
- Nie obchodzą mnie twoje wytłumaczenia, wszyscy już są, nawet Luna przyszła na czas, a wiesz że ona zawsze ma wylane na wszystko i wszystkich. - cudem powstrzymał się od obrony dziewczyny. - Tylko zawsze tobie trzeba wysyłać specjalne zaproszenie?! - wrzasnęła po czym zakończyła rozmowę. Tymczasem w Matteo zebrały się wszystkie złe rzeczy, jakie wydarzyły się ostatnio. Pogorszenie sytuacji między nim a Luną, zazdrosna Camila montująca kamery w sypialni, ostatnie miejsce w konkursie.
Zacisnął zęby, złożył dłonie w piąstki i postanowił wyładować się na pobliskiej metalowej ławce. Uderzył w nią tak mocno, jak tylko mógł po czym zauważył jak strumień krwi zabarwia palce na czerwony kolor. Pozwolił aby łzy zalały mu twarz, chwilę później powtórzył bolesną czynność doszczętnie roztrzaskując sobie dłoń. Schował ją do kieszeni, i zupełnie jakby nigdy nic pobiegł w stronę budynku restauracyjnego.
Po zaledwie kwadransie wpadł przez drzwi wejściowe i popędził do szatni. Trzasnął drzwiami i nie rozglądając się po pomieszczeniu zabrał się do zmienienia stroju. Po zdjęciu szarego t-shirtu poczuł na ramieniu zimną dłoń. W mgnieniu oka obrócił się w stronę przybysza.
- Luna? - zapytał, czując jak policzki zaczynają piec. - Kiedy weszłaś? Nie zauważyłem cię.
- Co z twoją dłonią? Wygląda okropnie. - zignorowała go, kątem oka spoglądając na rumieniec którym w przeciągu sekundy oblał się brunet. Wyjęła ze swojej torby swój biały szalik, najpierw oblewając ranę wodą utlenioną. Zauważając pytające spojrzenie Włocha zaśmiała się. - Przezorny zawsze ubezpieczony. - powiedziała, następnie owinęła krwawiącą rękę. Po wykonanej czynności starannie zawiązała opatrunek i spojrzała w oczy towarzysza. - I już.
- Dziękuję Ci. - wyszeptał ledwo słyszalnie. Trwali przez chwilę w niezręcznej ciszy, aż w końcu Balsano wrócił do przerwanej czynności. Brunetka prychnęła pod nosem, wychodząc z szatni. Kieruje się w stronę ławki tuż przed wejściem do budynku. Zasiada na niej, przymykając oczy.
Luna POV
Co by było gdybym zniknęła?
Czy ktoś by się przejął moją nieobecnością?
Szczerze, ostatnio coraz częściej miewam myśli o kolejnej ucieczce. Od wszystkich problemów, jakich mnie spotkały, od ojca, który chcąc nie chcąc w każdej chwili może odnaleźć dom w którym się znajduje. Jednak kiedy zaczynam myśleć o tym, co mogę stracić, plan ucieczki staje się czymś niemożliwym.
Uciec, czuć się bezpieczną i wolną od problemów, ale zostawić restaurację w tak ważnych momentach? Zostawić Delfinę, opuścić dom państwa Balsano, którzy stali się moimi drugimi rodzicami, kimś na kogo mogę liczyć, odtrącić ich pomoc. To oni pomogli nam w tak trudnej chwili. Zostawić... Matteo, czyli kogoś kto ostatnio stał się dla mnie kimś więcej niż znajomym. Nie chciałabym pozostawić naszej relacji w chwili, kiedy stajemy się przyjaciółmi.
Z rozmyśleń wyrywa mnie ciężar na moich kolanach. Ciężko otwieram powieki, uśmiechając się.
- Nina, co ty tutaj robisz? - pytam, lekko zrzucając przyjaciółkę z siebie. Śmiejąc się siada już obok mnie, nawiązuje kontakt wzrokowy. - Jak tam ty i Simon? - pytam szyderczo się uśmiechając. Szturcham ją łokciem.
- Dlaczego tak bardzo się o to wypytujesz? Jesteśmy razem i tyle. - odpowiada twardo, patrząc przed siebie.
- Po prostu to dla mnie nowe, że dwójka ludzi którzy praktycznie nie zwracali na siebie uwagi, jest razem. - westchnęłam. - A jak tam u Gastona?
- Między nami wszystko się popsuło. - spojrzała na mnie ponownie, z bólem w oczach. - Nie chodzi o to, że żałuje tego że nie jesteśmy razem. Dobrze, że skończyłam ten rozdział.
- O co konkretnie poszło? Dlaczego się rozstaliście? - zapytałam, miętoląc naszyjnik. Przeważnie robię tak, kiedy poruszam delikatny temat ważnej dla mnie osoby, nie wiedząc jak zareaguje.
- Nakryłam go z inną. - odpowiedziała odpalając papierosa. Otworzyłam szeroko buzię nie kryjąc zaskoczenia. - Potem USG, narodziny dziecka, Gaston dobry tatuś, pojechał po Nince jak po psie i urwał kontakt. - zakryłam usta dłonią, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam.
- To niemożliwe, żeby Gaston tak o Cię porzucił, on zbyt bardzo Cię kochał, Nina, myślę że...
- Luna, dawaj. - przerwała jej Delfina wychodząc na dwór. Pomachała na przywitanie Simonetti po czym wróciła wzrokiem do Valente. - Tablica uruchomi się za minutę, musimy dać z siebie wszystko. - Nina wyrzuciła papierosa odchodząc chodnikiem w zupełnie innym kierunku niż nasz dom. Wzruszyłam ramionami i wbiegłam do kuchni.
Narracja trzecioosobowa.
Wbiegając do kuchni, zauważyła samego Matteo wyłączającego telefon. Podeszła do niego i stanęła ramię w ramię. Brunet zauważając dziewczynę odsunął się w bok. Zdziwiona przysunęła się do chłopaka, lecz ten odszedł na drugi koniec pomieszczenia.
- Można wiedzieć o co znowu Ci chodzi? - zapytała zdenerwowana przestępując z nogi na nogę. - Camilka znowu napaplała Ci głupot i po raz kolejny jak grzeczny szczeniaczek się jej posłuchałeś? Zupełnie jakbyś nie miał własnego rozumu, naprawdę ona musi myśleć za Ciebie?
- Nie masz prawa tak mówić, okej? Nie znasz sytuacji, nie udzielaj się. - parsknął i idąc do magazynku z całej siły trącił drobne ciało ramieniem. Luna odruchowo odskoczyła w tył, zahaczając nogą o wiadro pełne wody. Jej ciało bezwładnie poleciało do tyłu, głową uderzając o blat kuchenny. Słysząc lekki huk, brunet podszedł do leżącego na ziemi ciała. W przeciągu sekundy przed oczami pojawił mu się obraz martwego Juvio. Zaczął panikować. Nerwowo chodził po kuchni, co chwila spoglądając na osiemnastolatkę, jednocześnie pilnując, aby nikt nic nie zauważył.
xxx
Wracam z drugą częścią pierwszego tomu, przepraszam za to że nie napisałam tego najlepiej (i nie przyjmuje pocieszeń że jest okej XD), ale po dwu miesięcznej przerwie od tego opowiadania (w razie hejtów, 12 rozdział napisany został właśnie dwa miesiące temu i kurzył się w projektach XD) muszę znowu wprawić się w pisanie.
Mimo to, poproszę o opinie, jeśli chcecie mnie skrytykować to zachęcam, dostosuję się do Waszych uwag :))
Data opublikowania 14 rozdziału nieznana xd
♥
CZYTASZ
yo no soy nadie~ lutteo [tom I, II]
Randomcover : @KBLestrange ♥ Luna to osiemnastolatka po przejściach, mieszkająca w centrum Cordoby. Po śmierci swojej matki zostaje sam na sam z ojcem, który znęca się nad nią i dąży do tego aby jej życie stało się prawdziwym piekłem. Pe wnego dnia, poz...