Blondynka podała Simonowi kubek herbaty po czym usiadła naprzeciwko niego i wbiła wzrok w jego oczy, które aktualnie wpatrzone były w zawartość kubka.
- Pij. - rzuciła wciąż oszołomionym głosem, nie zdejmując wzroku z jego twarzy. Starała się wyczytać z niej wszystko, co tylko się da.
Alvarez jednak odłożył kubek na bok. Odwzajemnił spojrzenie Ambar, co poskutkowało że poliki dziewczyny oblały się rumieńcami. Trwali tak, w jednym spojrzeniu wystarczająco długo, aby ich serca poczęły bić w tym samym rytmie.
- Wiem już wszystko. - nagłe przerwanie ciszy wywołało u blondynki lekkie wzdrygnięcie ciałem, jednak opanowała się i zesztywniała. Tuż po tym, jak pomyślała co mogą te trzy słowa za sobą nieść. - Nie powiem ci jak trafiłem do Juana. - widząc pytające spojrzenie Smith, dodał - Do faceta, który mnie tak załatwił... Do rzeczy. Nie powiem ci jak, bo nie pamiętam. Pamiętam tylko to, że kopał mnie po brzuchu dopóki nie zacząłem pluć krwią. Wyrywał mi zęby. Bił po twarzy pięścią, rozkazywał pić jego mocz i wodę z kałuży tuż po ulewach. - w oczach dwudziestolatki pojawiły się łzy. Zakryła twarz dłońmi. - Płakałem, błagałem o litość, robiłem wszystko co chciał, aby tylko puścił mnie wolno... Nic. Kiedy, znalazłaś mnie tamtej nocy, właśnie próbowałem uratować przyjaciół. Ostatkami sił wyważyłem drzwi od tego bunkra, poczołgałem się do domu Niny i zamknąłem mu drzwi przed nosem, aby mogła zrobić z nim to, co jej się żywnie podobało. Coś, żeby tylko cierpiał... Jednak, to jest Juan. Wyszedł tylnymi drzwiami, pozostał bez winy, zapewne poluje na kolejne ofiary. O, ile już jakiejś nie dostał.
Po polikach Ambar płynęły już strumienie słonych, gorzkich łez.
- Czy... Pamiętasz osoby które chciałeś wtedy uratować? Imiona, nazwiska, wygląd? Może jakiś charakterystyczny znak, typu okulary, znamię?
- O to chodzi, że nie pamiętam prawie nikogo kogo do tej pory poznałem. Jedyne co wiem to to, że moja dziewczyna nosiła właśnie okulary. Kojarzę jej twarz, aczkolwiek nie wiem gdzie mieszka, jaką ma posturę, jak ma na imię, nazwisko... - tym razem i Simon nie powstydził się łez. Blondynka okrążyła stół kuchenny i zamknęła ich ciała w uścisku. Być może, pełnym rosnącej sympatii.
Tymczasem Matteo zażywał kolejną pigułkę wepchniętą do gardła przez aktualnie największego wroga. Tabletki których opakowanie zdawało się nie mieć końca pozostawiały urazy w organizmie bruneta. Szczególnie, w mózgu.
- Wstawaj, cipo. - wielkie pomieszczenie wypełniła mała struga światła pochodząca z otwieranych drzwi. - Koniec spania. - zegar na ścianie tuż nad metalowym 'łóżkiem' (chociaż można byłoby nazwać to zwykłą blachą na czterech nogach) wskazywał czwartą nad ranem. Na dworze było całkiem jasno, aczkolwiek narastały chmury.
Balsano bez słowa wstał, ubrał dziurawe skarpety i spojrzał w małe, pobite lustro obok szafki z lekami. Podkrążone oczy zlały się z fioletowymi barwami obitej skóry. Lewe oko było cały czas zamknięte przez ogromnego siniaka na poliku, a łuk brwiowy krwawił od kilkunastu godzin, nie opatrzony i nie przemyty. Aby jednak zaoszczędzić na cierpieniu, powolnym krokiem ruszył w stronę wskazanego palcem przez Juana podwórka, nie oglądając się za siebie.
Już raz to zrobił. Tym również był zmuszony zrobić krzywdę samemu sobie poprzez żyletki.
Kiedy poczuł na twarzy lekki wietrzyk i dostrzegł równie lekkie promienie słońca, mimowolnie się uśmiechnął. Radość jednak nie trwała długo. Na skraju basenu wybudowanego w ziemi leżał czarny worek z małą dziurką na oddychanie. Słychać było niewyraźny szloch, zapewne przez zaklejone usta, oraz lekko wierzgające nogi i ręce. Przerażony musiał odwrócić się za siebie. Zauważył tylko uśmiechającego się triumfalnie Juana, który schylił się i związał również jego nogi. Matteo uskoczył w bok chwytając w dłonie kołnierz skórzanej kurtki wroga i powalając go na ziemię. Juan upadł, jednak i tak był szybszy od atakującego. Związał mu również nadgarstki, a upewniając się że ofiara nie wykona żadnego ruchu więcej, zakleił mu również usta i oczy. Niczego nieświadomi, brunet i nieznana osoba w worku, zostali wrzuceni do wody. Nie mogąc zrobić kompletnie nic - poszli na samo dno, dwumetrowego zbiornika wodnego.
- Myślę, że musimy odwiedzić Matteo. - wysapała Luna, zmęczona chodzeniem wsiadając do autobusu. - Na pewno nas wyczekuje.
- Nie chciałabyś się przejść? - spytała Nina, poprawiając okulary. Wyjrzała za okno. - Szpital jest za około 500 metrów, dasz radę. - Valente nie odpowiedziała. Westchnęła tylko, wstała i wybiegła ze środka transportu tuż przed zamknięciem drzwi automatycznych.
Kilka minut marudzenia młodej brunetki później, przyjaciółki dotarły na miejsce. Podeszły do zaufanej pielęgniarki opiekującej się Matteo i przywitały się. Rozejrzały się po korytarzu, na którym sufit stał się prawie że czarny od ilości nowych kamer.
- Dlaczego jest ich aż tak wiele? - zdziwiona Simonetti okręciła się wokół własnej osi i wróciła wzrokiem do starszej kobiety w kitlu.
- Ponieważ pan Balsano został porwany. - powiedziała załamanym głosem, a Luna zamarła. - Szpital dostał ostro, że powiem brzydko, po dupie, więc musimy zainstalować monitoring nawet w salach w których leżą pacjenci. Dodatkowo obciążone kosztem tego wszystkiego zostało obciążone nasze hospicjum, kilkanaście kilometrów stąd i główny oddział, jeszcze dalej od hospicjum.
- Chwila, chwila... - zielonooka wparowała między słowa pielęgniarki, najwyraźniej przerażona tym, co właśnie do niej dotarło. - Mówi pani, że mój chłopak tak po prostu został porwany z sali? Czy to nie wydaje się pani śmieszne że tak pilnujecie pacjentów?
- Pani Valente, nie zawsze zostajemy z pacjentami w ich salach.
- Dobrze, niech się pani już nie ośmiesza. - rozejrzała się po korytarzu. Zauważając policjanta, podbiegła do niego. - Dzień dobry. - powiedziała już lekko łamiącym się głosem, aby sierżant odwrócił się do niej twarzą. Kiedy to nastąpiło, kontynuowała. - Czy możemy pojechać z panem na komisariat?
- W jakiej sprawie, młoda damo?
- W sprawie zaginięcia mojego chłopaka z tego szpitala. - podrapała się po głowie i posłała mu lekki uśmiech przez łzy, które momentalnie zalały jej twarz. - Może uda się panu znaleźć numer telefonu do sprawcy.
Kilka minut później, komisariat
- Proszę usiąść. - sierżant zajął miejsce za biurkiem pełnym papierów i laptopa. Dziewczyny przysiadły tuż przed nim. - Sądzi pani, że Juan Suvarez jest sprawcą tego uprowadzenia, tak?
- Tak, jestem w stu procentach pewna. To on postrzelił go w hotelu. Widziałyśmy to na własne oczy. Właśnie wtedy Matteo trafił do tutejszego szpitala. Z tego samego właśnie zniknął.
- Mamy tutaj książkę telefoniczną. - wyłożył na stół gruby stos kartek oprawiony w czerwoną, skórzaną obudowę. - S, s, s... Serrano, Su... Jest. Suvarez.
- Mógłby pan do niego zadzwonić?
- Chciałaby pani rozmowę telefoniczną czy wideo?
- Wideo. - powiedziała bez zastanowienia, chwytając w dłonie telefon od policjanta. Tuż po chwili, zauważyła szczęśliwą twarz Juana, kiwającego głową w ich stronę. - Schowaj te zęby, kretynie.
- Czyżby, Luna Valente? Dzwonisz w sprawie...
- Nie udawaj że nie wiesz po co dzwonię. Jestem właśnie na komisariacie i pamiętaj że właśnie namierzamy twój telefon. - widząc że zaskoczyła wroga, kontynuowała. - Pokaż mi Matteo. Chcę go zobaczyć.
- Ależ oczywiście. - skierował kamerkę w stronę basenu. Valente i Simonetti zamarły, widząc dwie czarne plamki pod wodą przez kilka sekund. Chwilę później, usłyszały tylko triumfalny głos - Cipo. Ktoś do ciebie! - telefon spadł pod taflę wody. Nie minął moment, a połączenie zostało zerwane, a z namierzania - nie pozostało nic.
xxx
WRACAAAAAAAAM! Tak, po trzech miesiącach ODZYSKAŁAM LAPTOPA JEA!!!
Teraz rozdziały będą pojawiać się często, a zostało ich tylko sześć!
Dajcie koniecznie znać co sądzicie o tym co się wydarzyło, czy podejrzewacie kto może być drugą ofiarą Juana w worku i czy jednak Luna coś zdziała.
Do następnego! :*
CZYTASZ
yo no soy nadie~ lutteo [tom I, II]
Randomcover : @KBLestrange ♥ Luna to osiemnastolatka po przejściach, mieszkająca w centrum Cordoby. Po śmierci swojej matki zostaje sam na sam z ojcem, który znęca się nad nią i dąży do tego aby jej życie stało się prawdziwym piekłem. Pe wnego dnia, poz...