20~ Verdad.

423 63 6
                                    

Troszkę krótszy rozdział dzisiaj, (znowu), ale nie wiedziałam co oprócz zaplanowanych scen mam dodać, eh, + nie jestem zadowolona z tego co napisałam (bo strasznie mnie boli głowa, ale i tak chciałam coś naskrobać xdd), ale i tak zapraszam tych którzy chcą wiedzieć co się wydarzy do przeczytania <3.


- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? - Simon spuścił głowę. Nie mógł, a nawet nie chciał patrzeć w oczy dziewczyny.

- Nie zamierzałam.

- Chciałaś wyjechać sobie do Nowego Jorku wcale mnie o tym nie powiadamiając? - wstał z łóżka i przeszedł się po pokoju. - Bez słowa... 

- Przecież dobrze wiesz że zadzwoniłabym do ciebie, też mam uczucia i potrafiłabym wyobrazić sobie jak ja bym się czuła na twoim miejscu, wiesz?

- Kiedy byś zadzwoniła? Na lotnisku w Stanach, żeby poinformować że bezpiecznie doleciałaś? - Simonetti zamknęła laptopa stojącego na toaletce, wyszła z pokoju, po czym z domu. Wybrała numer do przyjaciółki i przysiadła na ławeczce w ogrodzie. Po dwóch sygnałach usłyszała w słuchawce zaspany głos.

- Nina...

- Tak, wiem, że jesteś zmęczona po konkursie, ale mam ci do przekazania bardzo ważne rzeczy. Mianowicie, nie będziesz musiała się rozpakowywać po powrocie, bo od razu jedziemy na...

- Nigdzie nie jedziemy, i nie jestem zmęczona po konkursie, bo nawet się nie odbył. - między dziewczynami nastąpiła krótka chwila ciszy. - Mój ojciec jakimś cudem wysadził budynek zabijając przy tym kilka kobiet.

- Co? - poprawiła okulary kręcąc przecząco głową. - Ale jak to? Masz sto procent pewności że to był on? Rozumiem, że nie było i nie jest między wami najlepiej, ale przecież nie możesz ot tak ocenić że to on i koniec, bo masz takie przeczucie.

- Nina, on mi się śnił, obudziłam się z krzykiem w momencie wybuchu, rozumiesz? Jestem pewna, że to jego sprawka, i przez to nienawidzę go jeszcze bardziej.

- Przepraszam że przerywam temat, ale nie po to dzwonię. Wiesz że zabiera mi dwa razy więcej pieniędzy z konta kiedy dzwonię za granicę.

- Jasne, o Paryżu porozmawiamy jutro.

- Bo, kojarzysz to zdjęcie które było na lustrze w twoim pokoju? Dobra, zapewne tak... Rozerwałam je na dwie części w rogu, i odnalazłam adres pewnego domu w Nowym Jorku... Skoro na zdjęciu byłaś ty i Jane, to sądzę, że to właśnie tam mieszkałyście kiedyś, albo tam mieszkała twoja mama w młodości. 

- Pamiętam dobrze że biegałam z Matteo po posesji mojej rodziny w Cordobie, więc pierwsza opcja odpada.

- Z Matteo? Przepraszam, ale chyba dalej śnisz. - zaśmiała się melodyjnie. Wraz z lekkim powiewem wieczornego wiatru na jej skórze pojawiła się gęsia skórka.

- Nie, obudziłam się już. - poważny ton przyjaciółki zmył uśmiech z twarzy Simonetti. - To też opowiem ci jutro, wracajmy do tematu.

- Więc, sądzisz że to Jane tam się wychowywała?

- Zapewne tak, skoro nie pamiętam żebym to ja mieszkała w Nowym Jorku... Chwila... Myślisz że jest szansa na to, że mama jeszcze żyje?

- Luna... Ja naprawdę nie chcę dawać ci nadziei, bo nie chcę widzieć cie na żywo w stanie w jakim cię słyszałam przez telefon po morderstwie.

- To nie może być przypadek, kto normalny rozkleił tak stare zdjęcie na pół, żeby zapisać adres domu w Nowym Jorku i zatarł ślady sklejając je?

yo no soy nadie~ lutteo [tom I, II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz