15~ El juego de sentimientos.

414 69 5
                                    

Buenos Aires

Brunetka odgarnęła włosy za ucho i przysiadła na średniej wielkości czerwonym taboreciku stojącym tuż przed dużym lustrem obłożonym po bokach różowymi ozdobami. Przeszła wzrokiem cały mebel, w prawym górnym rogu zauważając zdjęcie małej dziewczynki na rękach nieznajomej jej kobiety. Z lekkim zdziwieniem oparła się łokciem o blat z kosmetykami, aby dłonią sięgnąć fotografię. Kiedy ją złapała, wróciła do poprzedniej pozycji przyglądając się znalezisku. 

Kobieta trzymająca Lunę na rękach była strasznie blada. Jej włosy były zniszczone, spięte w niedbały kok. Spierzchnięte usta, na których widniał słaby uśmiech, jednak szczery i piękny. Z nosa blondynki ciągły się dwie przezroczyste rurki, natomiast tuż za jej ramieniem dostrzec można było kroplówkę i stojące na szafce niżej, precyzyjnie ułożone leki. Odwróciła zdjęcie.

Dla kochanej córeczki Luny, abyś zawsze wiedziała, że będę przy Tobie. Bez względu na to, co się stanie, pamiętaj że już zawsze zostaniesz moją małą Boróweczką. 

Po poliku Simonetti spłynęła rzeka łez. Nigdy nie była zbyt wytrwała w takich momentach. Odwiesiła rzecz na miejsce i zdejmując okulary przetarła oczy chusteczką. Chwilę później do pokoju wszedł ubrany w szorty i luźną koszulę Simon, wraz z tacą po brzegi wypełnioną grzankami z pomidorem, dwoma kubkami herbaty i kawałkami pizzy.

- Czy ktoś tu zamawiał kolację? - zapytał przez śmiech. Widząc stan jego dziewczyny zmył z twarzy szczęście. Odstawił tackę na półkę tuż obok i kucnął obok brunetki. - Dlaczego płakałaś?

- Jane chyba wiedziała że zostanie zamordowana. - wyszeptała zupełnie tak, jakby w pokoju było kilka osób a chciała żeby usłyszał ją tylko Alvarez. - Luna najwidoczniej nie spojrzała na napis z tyłu tego zdjęcia. - wskazała drżącym palcem wskazującym na górę lustra. Brunet sięgnął po przed chwilą oglądany przez Ninę przedmiot i uważnie mu się przyglądał. - Poza tym, wczoraj myszkując po domu tuż po wyjeździe Luny, w szafce pod zlewem znalazłam klucz do pokoju Helii. Przejrzałam wszystkie szuflady i szafki, aż natrafiłam na plik listów z obrzydliwymi treściami dotyczącymi właśnie śmierci Jane. 

- Myślisz że...

- Helia miał wspólników. - przeniosła wzrok z powrotem na lustro, patrząc w swoje odbicie. - I chyba nawet wiem kogo.


Paryż, Wieża Eiffla

- Jejku, długo jeszcze? - zapytała zdyszana spoglądając co chwila na swoje spocone włosy przyklejone do jej nagich ramion. - Idziemy chyba z całą noc.

- Sama chciałaś iść schodami. - wyszeptał równie zasapany Balsano. - Do szczytu jeszcze... - uśmiechnął się, po czym złapał Lunę za rękę. Kilka sekund później wyskoczyli na ogromny podest. - Sekunda! 

- Wow! Jestem pod ogromnym wrażeniem Twoich możliwości. - klasnęła w dłonie, gwiżdżąc. - Normalnie zasługujesz na jakieś miano magika roku!

- Dobra, dobra. - zaśmiał się podchodząc do stolika tuż obok barierek. - Mademoiselle. - powiedział podchodząc do niej. Ukląkł na jedno kolano i wyciągnął otwartą dłoń wyczekując gestu brunetki. Po chwili złapała za nią. Zadowolony wstał i zaprowadził wybrankę na jej miejsce. Przysunął krzesełko do szklanego stoliczka, po czym usiadł naprzeciwko niej.

- Co zamawiamy? - zapytała przeglądając menu. Jej oczy stawały się coraz większe, i w mgnieniu oka zamknęła kartę. - Oszalałeś? Za przystawkę tutaj zapłacisz więcej niż za nowy dom! - wyszeptała przybliżając się do niego.

- Kelnereczko, przecież jestem magikiem. - wziął do ręki róże i energicznie nią machał. - Bibidi Babidi Bu! - krzyknął, drugą dłonią wyciągając wypchany po brzegi portfel.

yo no soy nadie~ lutteo [tom I, II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz