Wszystko działo się bardzo szybko. Już Spencer stał przy drzwiach, zamykając je przed grupką ludzi wrzeszczących z radością moje imię. Siedziałem osłupiały, bo bardzo nie lubiłem takich sytuacji, jak ta. Moje rozmyślania przerwał Spencer.
-Chodźcie za mną, wywiozę was stąd.
Suzie pchając mój wózek, zaczęła kierować się za swoim przyjacielem, który prowadził nas, chyba na zaplecze. Na szczęści nie zdążyli jeszcze przybiec na tył baru. Zanim się obejrzałem Spenc już pomagał mi wejść do samochodu. Po chwili odetchnąłem z ulgą, bo już jechaliśmy.
-Przepraszam Cię bardzo Michael, za tą sytuację - odezwała się w pewnej chwili Suzie.
-No, co ty!- powiedziałem głośniej, oburzony - To nie twoja wina. Nie mogłaś tego przewidzieć - dokończyłem - Dziękuje Ci, Spencer, gdyby nie ty, to jutro wszyscy bylibyśmy na pierwszych stronach gazet, chyba że zdążyli zrobić zdjęcia - pokręciłem głową, odrzucając takie myśli.
Przez resztę drogi, siedzieliśmy w ciszy. Jedyne co było słychać to jadący samochód i nasze przyspieszone jeszcze, oddechy.
Odezwałem się dopiero, gdy zatrzymaliśmy się przy jakiejś kamienicy.
-Gdzie jesteśmy?- spytałem, zdezorientowany.
-Tutaj jest moje mieszkanie - powiedziała Suz, wskazując na budynek - myślałeś, że zawieziemy Cię do twojego domu, gdzie pewnie już roi się od fotoreporterów?- spytała, podnosząc jedną brew.
-No, wzasadzie to nie pomyślałem - odpowiedziałem.
-Wiecie, nie wyrzucam was, ale bym chciał tak wrócić, zanim rozniosą mi bar - powiedział Spencer.
-Oczywiście, już wychodzimy - powiedziała Susie - sorry, zapomniałam, że tam też się kręcą ludzie. Dzięki za podwózkę i do zobaczenia. Musimy się umówić - krzyknęła ostatni raz i już pomagała mi wysiąść.
-Pa, Spencer. Miło było Cię poznać - powiedziałem na odchodne.
Już po chwili byliśmy na klatce. Na szczęście Suzie mieszkała na parterze, więc bardzo długo nie musiałem wchodzić z tym przeklętym gipsem.
Nagle wpadłem na coś, a raczej nie na coś, tylko na kogoś. A dokładniej na moją drogą przyjaciółkę.
-Przepraszam Cię, Suz. Stało się coś, że tak nagle się zatrzymałaś?- spytałem.
-Właściwie to tak. Nic wielkiego, ale jednak. Zapomniałam o samochodzie - odpowiedziała.
-Rzeczywiście. Mi też to wyleciało z głowy. Zaraz zadzwonię do jednego ze swoich ochroniarzy i powiem, żeby go tu przywiózł.
-Naprawdę? Mógłbyś?
-Oczywiście.
-Dziękuję - i przytuliła się do mnie - Dobra, chodźmy. Dopóki jest pusto.
CZYTASZ
Don't Walk Away | m.j.
Fanfictionod razu mówię, że przez książkę przemawia wielki cringe i jest dużo błędów. nie usunęłam jej z wattpada, bo mam do niej jednak wielki sentyment Michael ma wypadek. Kiedy się budzi, zaprzyjaźnia się ze sprawczynią całego zdarzenia. Pewnego dnia na ic...