- Suzie, tu masz teczki z dokumentami do podpisania – powiedziała Sara.
- A, dzięki – zabrałam stos papierów w jedną rękę, a drugą kawę, jak zawsze zimną i poszłam na swoje stanowisko. Rozsiadłam się na obrotowym fotelu i zaczęłam plotki z koleżanką obok.
Po wczorajszych i przedwczorajszych przygodach, o dziwo miałam humor.
Wróciliśmy bezpiecznie... czekaj, prawie bezpiecznie do domu.
Przez to, że Mike był zmęczony (ja też) to mało co nie zmiażdżyła nas ciężarówka.
Mamy widać „szczęście" do wypadków. No, nie ważne. Jak widać jesteśmy w jednym kawałku. To i tak nie jest najstraszniejsze ze wczorajszych wydarzeń.
Właśnie. Jeśli chodzi o tych napakowanych gości, ucieczki itd. To postanowiliśmy z Michaelem iść w końcu na policję. Na reszcie dał się namówić. Ale, jak to się mówi, lepiej późno, niż wcale.
Umówiliśmy się, że podjedzie po mnie po pracy o 17.00 i mamy pojedziemy na policję.Postanowiłam wziąć się za te jakże fascynujące zajęcie, jakim jest podpisywanie dokumentów.
Wzięłam do ust, swój trzeci kubek kawy dzisiejszego dnia, lekko się przy tym krzywiąc, bo jak już wspomniałam była zimna.
Spojrzałam na zegarek na ręce. 2 godziny i wyjdę z pracy.
Byłam trochę zdenerwowana przed wizytą na policji. W końcu nie idziemy tam na herbatkę.
* * *
Gdy wybiła wyczekiwana godzina na tarczy zegara zaczęłam się pakować. Wrzucałam po kolei błyszczyk, klucze, chusteczki do czarnej, skórzanej torebki. A raczej torby. Dużej torby. No dobra. Bardzo dużej torby. Mogłabym nią transportować małego psa. Czemu nie?
Pojechałam windą na dół i wyszłam z wieżowca.
Przed drzwiami głównymi stała limuzyna, która ominęłam rozglądając się za autem Mikey'ego.
W pewnym momencie podskoczyłam, bo osoba znajdująca się w limuzynie zatrąbiła.
-Pacan – mruknęłam pod nosem.
Zaczęłam iść w stronę dużego parkingu, lecz okno pacana, z tyłu zaczęło się powoli otwierać, więc automatycznie, z ciekawości co to za bogacz, odwróciłam głowę w bok i wiecie kogo tam zobaczyłam? Nie zgadniecie... Michaela Jacksona! Bo przecież Suzie nie mogła użyć głowy i pomyśleć, że najsławniejszego piosenkarza na tej planecie, stać na taką brykę.
Otworzyłam drzwi z tyłu i weszłam do środka. Wow! No cóż. Takiego wypasu, też się nie spodziewałam. W środku były podświetlane fotele, białe, skórzane fotele. Był też telewizor z najlepszej półki i barek zapewne wypełniony najdroższym alkoholem.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy Mike wyciągnął z niego, jeden z wielu schłodzonych soków pomarańczowych, w szklanej, zaparowanej butelce.- Dzięki – wzięłam sok z jego ręki – szkoda, że nie przyleciałeś od razu, po mnie samolotem.
- Jeśli chcesz – wzruszył ramionami – Mogę następnym razem.
- Nie, nie. To był żart – jednak w duchu się uśmiechnęłam, Mike był bardzo słodki, kiedy chciał spełnić wszystkie moje życzenia.
Coś czuję, że jutro będę tematem numer jeden, plotek wszystkich pracowników. Niecodziennie po ludzi z naszej firmy, przyjeżdża limuzyna.
Po chwili byliśmy pod budynkiem policji.
Popatrzyliśmy na siebie z Michaelem i wyszliśmy z pojazdu, trzymając się za ręce, w obstawie ochraniarza.
CZYTASZ
Don't Walk Away | m.j.
Fanfictionod razu mówię, że przez książkę przemawia wielki cringe i jest dużo błędów. nie usunęłam jej z wattpada, bo mam do niej jednak wielki sentyment Michael ma wypadek. Kiedy się budzi, zaprzyjaźnia się ze sprawczynią całego zdarzenia. Pewnego dnia na ic...