Rozdział 32

153 13 3
                                    

~oczami Suzie

Byłam cholernie zła. Okazało się, że to cały, nie wiem nawet czym to nazwać. Laboratorium? Te wszystkie badania na dzieciach prowadził nie kto inny, jak David Henderson. Facet, który zabił moich rodziców, o mało w sumie mnie nie zabił. Wyśmienicie.

Minęło kilka dni, a ja dalej byłam w szpitalu. Policjanci przychodzili jeszcze dwa razy, ale nic więc się nie dowiedzieli, ponieważ nie pamiętałam już nic.

Czułam się lepiej. Wstawałam sama z łóżka i pielęgniarki albo Michael nie musieli mi już z tym pomagać. Uczyłam się chodzić z laską dla niewidomych, którą Mike poleciał kupić już drugiego dnia mojego pobytu w szpitalu. Było mi ciężko, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale z pomocą lekarza i przyjaciół radziłam sobie coraz bardziej dobrze.

Niestety w szpitalu musiałam zostać tak, czy siak, z powodu mojego wzroku. Ponieważ utrata jego była spowodowana uszkodzeniem mózgu, boją się, że może stać mi się coś jeszcze bardziej poważnego.

- Może dziś zgodzi się na wyjście? - spytał mnie Michael, gdy przyszedł do mnie dzisiejszego ranka.

- Może - zaśmiałam się z jego zawziętości. - Warto spróbować.
Od dwóch dni prosimy mojego lekarza, doktora Smitha, żeby pozwolił mi wyjść na spacer po szpitalnym parku. Jak na razie jeszcze nie udało się nam go wybłagać.

- Przyniosłem ci nasze ulubione cukierki - szepnął konspiracyjnie, bo wiedział, że pielęgniarki ścigają za takie rzeczy. Jedyne co tu jadłam, to jakieś niedoprawione papki. Ewentualnie przyniosą raz na kilka dni, równie obrzydliwy budyń z tak słodkim syropem, że przy jedzeniu go, moja twarz wykrzywiała się jakbym przynajmniej jadła kwaśne żelki. Chociaż mój chłopak wraz z Spencerem i Ashley mają wtedy ubaw.

- Dzięki - uśmiechnęłam się. Poczułam jak materac się ugina pod ciężkością chłopaka. Przytulił mnie, przyciągając bliżej siebie.

- Musisz szybciej zdrowieć, bo niedługo moje urodziny - powiedział radosnym głosem.

- Nie bój się i tak przygotuję Ci jakąś niespodziankę - dźgnęłam go w żebra, wyszczerzając zęby, chociaż w środku się bałam, że nie zdążę wyjść ze szpitala. - Na pewno Ci się spodoba - pocałowałam jego policzek, bo miał obok mojej twarzy swoją, więc łatwo było mi trawić.

- Widzę, że moje gołąbeczki są razem - wszedł doktor Smith, jak zwykle w dobrym humorze. - Dzień Dobry. Odpowiedzieliśmy głośno w tym samym czasie, równie uśmiechnięci.

- Jak się dziś czujesz, Suzie? - spytał mężczyzna.

- Dobrze - odpowiedziałam. - I z tego powodu, chcielibyśmy się spytać, czy mogłabym wyjść na spacer? - powiedziałam dalej się uśmiechając.

- Dzieci, dzieci. Co ja z wami mam? - odparł.

- Suzie tak długo już siedzi w tych czterech ścianach, przecież odrobina świeżego powietrza jej nie zaszkodzi. - powiedział Michael. - Doktorze - dodał na koniec.

- Niech wam będzie - odpowiedział po chwili zastanowienia. - Tylko masz na nią uważać. Macie godzinę, później Suzie wracasz do sali.

- Oczywiście doktorze - powiedziałam. - Dziękujemy.

Pan Smith po chwili wyszedł, mówiąc jeszcze, że dziś nie mam żadnych badań.

- Pójdziemy z ochroną, żeby jakiś fan nas nie napadł - zaśmiał się Mikey.

- Jasne - odpowiedziałam, ubierając się w jakieś wygodne ciuchy, ponieważ normalnie jak leżałam w łóżku miałam na sobie piżamę. - Jestem już gotowa - powiedziałam, podpierając się oparcia łóżka, gdy wstawałam.

- Złap się mnie i idziemy - podszedł do mnie, łapiąc aby było mi wygodniej. - Okej? - pokiwałam głową na tak.

Poszliśmy do wind z dwoma ochroniarzami na tyłach. Leżałam na 5 piętrze, więc trochę wysoko. Gdy już zjechaliśmy na dół, wyszliśmy przez główne wejście z budynku.
Od razu poczułam gorąc słońca, które dziś mocno grzało. Zaczerpnęłam świeżego powietrza, którego ostatnio mi brakowało. Zdjęłam bluzę, którą przewiązałam sobie w pasie, bo było dziś powyżej dwudziestu stopni.

Zrobiliśmy kółko w około parku, idąc małą drużką i usiedliśmy na rozgrzanej ławce. Ochroniarze kręcili się obok nas, dając nam trochę prywatności.
Było miło.

- To co, idziemy na lody? - spytał Michael.

- Na lody? - parsknęłam śmiechem. - Nie mogę wychodzić poza obszar szpitalu - przypomniałam mu.

- Oj tam. Nikt się nie dowie, przecież.

- No, nie jestem tego taka pewna. Ale dobrze - zgodziłam się.

- Tak? - spytał zdziwiony.

- Tak - przytaknęłam. - A ty chcesz iść bez przebrania? Nawet czapki?

- Są z nami ochroniarze - odpowiedział. - Z tego co widziałem, to obok jest jakaś cukiernia, możemy tam iść - zaproponował.

- Okej - wstałam z ławki, łapiąc się Mike'a.

Chwilę później byliśmy już w cukierni, wybierając smaki. Michael jako małe dziecko, wziął trzy kulki. Czekoladowe, truskawkowe i balonowe. Ja podobnie, tylko ograniczyłam się do dwóch i wybrałam czekoladę oraz truskawkę.

Usiedliśmy przed wejściem, przy stoliku pod parasolem. Mieliśmy jeszcze dwadzieścia minut do powrotu do szpitala.

- Dzięki, że wyszliśmy - pocałowałam go w policzek. - Od razu lepiej się poczułam. Psychicznie i Fizycznie - uśmiechnęłam się.

- Nie ma za co - pogłaskał mnie po policzku, całując delikatnie w usta. - Kocham Cię bardzo, Suz.

- Ja Ciebie też bardzo mocno. - Przytuliłam się do niego mimo ciepłego dnia. - To co? Chyba wracamy? - spytałam, gdy zjedliśmy lody. Oczywiście nieobyło się bez ubrudzeniu sobie nosów.

- Tak, wracamy. - wstaliśmy i skierowaliśmy się do budynku szpitalnego.

Po powrocie, resztę dnia spędziłam z moim chłopakiem.

****************************************************************

A więc powróciłam :) Zmartwychwstałam. Przepraszam za tak długą nie obecność, ale tak jak pisałam ten miesiąc temu miałam brak weny. Ale wróciła! I teraz rozdziały POWINNY być co tydzień ;)

W mediach teraźniejszy ulubiony utwór z ulubionego koncertu, Mama Said-Lukasa Grahama <3 polecam cieplutko

Zapraszam do komentowania i głosowania! Mam nadzieję, że rozdział się podobał :D

DZIĘKUJĘ BARDZO BARDZO ZA 2 TYSIĄCE WYŚWIETLEŃ 💜

Don't Walk Away | m.j.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz