Rozdział 11

178 19 22
                                    

PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
Miłego czytania 😘

***********

Poczułam się jak w niebie. Byliśmy na polanie pełnej polnych kwiatów (kocham polne kwiaty). Po prawej stronie była wielka przepaść, nad którą widniał zachód słońca. Po drugiej stronie był las, też niczego sobie.

Michael wyciągnął z bagażnika jakiś koszyk i koc. Aha, piknik, pomyślałam i się uśmiechnęłam.

-Kiedy ty to...?- spytałam ze szczerym zdziwieniem.

-Ma się swoje sposoby - mrugnął do mnie

-Teraz jest mi wstyd.

-Czemu?

-Ja tylko zabrałam Cię do parku na kebaba.

-Ej! Było wtedy fajnie - doskoczył do mnie, jeśli to w jego przypadku możliwe i przytulił.

-Dobrze, już dobrze. Nie ściskaj mnie tak, bo zaraz oboje będziemy w gipsie - zaśmiałam się, a on natychmiat odsunął się zawstydzony.

-Chodź, usiądziemy - pokuśtykał z kulami do koca, a ja za nim.

-Ładnie pachnie... Co tam masz?- spytałam, wsadzając głowe do koszyka pełnego jedzenia.

-Pizze.

-O jaką? Jaką?

-Hawajską.- uśmiechnął się na moją reakcje

-Jak ty mnie znasz. Dobra, jedzmy.

-Już, już. Co tak nerwowo?

-Bo jak widzę pizze hawajską to się robię głodna.

Zaczeliśmy jeść, przy tym brudząc się sosami. No co? Nasze posiłki nie mogą inczej wyglądać.

Po zjedzeniu postanowiliśmy iść na spacer.

Dziś był wyjątkowy piękny zachód słońca. Z resztą, przy takich widokach, każdy zachód słońca jest jedynym w swoim rodzaju.
Poszliśmy w stronę lasu. Michael, jak to Michael co chwile mnie popychał albo straszył. Już się przyzwyczaiłam. Chociaż nie. Za każdym razem jak mnie straszy to nie ma opcji, abym się nie wystraszyła.

   Po jakimś czasie straciliśmy rachubę czasu. Ale specjalnie się tym nie przejeliśmy.

Tak długo szliśmy, że przekroczyliśmy teren lasu po drugiej stronie.

-Ooo, tego miejsca jeszcze nie widziałem...

-No widzisz? Dzięki mnie trochę rozruszasz ten chudy tyłek.

-Ej! Wypraszam sobie! Ale przyznasz, że podoba Ci się ten chudy tyłek..?- zaczeliśmy się ZNOWU chichrać.

-Niby czemy? Co w nim takiego specjalnego? Tyłek jak tyłek - ahh ta głupawka.

Chyba my mamy taką chorobę... Zmieniając temat, to tu też było przepięknie.

Łąka pełna różnorodnych kwiatów, oświetlona światłem księżyca.

Położyliśmy się na trawie i przyglądaliśmy się gwiazdą.

-Bardzo ładnie tu jest. Dziękuje, że mnie zabrałeś w to miejsce.

-Proszę bardzo, madame. Dla przyjaciół, najlepszych przyjaciół wszystko - powiedział i zapadła cisza, która przerwałam po chwili.

-Patrz! Tam się coś świeci - zareagowałam tak, bo oboje jesteśmy bardzo ciekawscy.

-No to chodźmy tam i zobaczmy co to!- Michael pociągnął mnie za ręke tak szybko, że nawet nie zdążyłam nic powiedzieć. Uśmiechnęłam się w duchu, bo uwilbiałam w nim tę dziecięcość.

Pobiegliśmy w tamtą stronę, by po chwili stać pod wielkim, białym domem.

-Ktoś mieszka na takim pustkowiu?- zdziwiłam się.

-Najwidoczniej...

Nie wiem  czemu, ale miałam taki uścisk w żołądku, jakby to co robiliśmy było niebiezpieczne.

Michael zaczął bliżej podchodzić.

-Mike, chodź.- powiedziałam zciszonym głosem, jakby miał nas ktoś usłyszeć.

-Wszystko jest okej. Chodź.

Z powodu tego, iż nie chciałam tam zostawać sama, ani zostawiać Michaela, wzięłam go za ręke i poszliśmy razem. Podeszliśmy do okna i doznałam szoku. To co zobaczyłam było odrażające.

***********

Ciekawe co to? 😏

Ogółem to przepraszam, że rozdziały są takie krótkie teraz , ale to co się w tej chwili dzieje wymaga tego.
Ale niedługo będą o wiele dłuższe.
Za to są częściej 😏😁

Jeśli wystąpiły jakieś błędy to przepraszam, nie mam dostępnego teraz laptopa i muszę wstawiać na telefonie 😒

Mam nadzieję, że się podoba.
Gwiazdki i komentarze bardzo mnie motywują. Również, proszę piszcie śmiało jeśli robię jakieś błędy. Dzięki temu mogę pisać lepiej 😊

Don't Walk Away | m.j.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz