Rozdział 30

179 14 4
                                    

~oczami Michaela

Siedziałem przy łóżku Suzie, patrząc jak zasypia.
Nie mogłem dopuścić do myśli to, że nie widzi. Po mimo rozmowy z lekarzem który powiedział mi, że wzrok za jakiś czas może wrócić, nawet nie miałem nadziei.

Trzymałem ją za rękę i czułem jak coraz bardziej się rozluźnia.
Cała ta sytuacja bardziej stresowała mnie, niż ją. Co pokazywało jak bardzo jest silna.

Gdy już miałem pewność, że śpi i się nie obudzi przy moim wstawaniu – wyszedłem.

Zrobiłem tak jak powiedziała Suzie i postanowiłem pojechać do domu. Tylko, że o tego rodzinnego. Nie chciałem być teraz sam, więc obecność rodziny, pomoże mi w tym bardzo.

Mam tam ubrania, więc nie będzie żadnego problemu. Myśle, że wręcz się ucieszą, że przyjadę. Gorzej będzie z informacją, którą muszę im przekazać. Przynajmniej mamie.
Potrzebuję się komuś wygadać, najlepiej mamie.

- Suzie usnęła. Ja na jakiś czas wychodzę, dopóki śpi – powiedziałem do Ashley i Spencera, zakładając czapkę i okulary.

- Michael, nie wiem, czy dobrym pomysłem jest, abyś stąd wychodził – powiedziała Ash.

- Czemu? – poprawiłem włosy opadające z pod czapki z daszkiem.

- Podejdź do okna i sam się przekonasz – odezwał się tym razem chłopak.

Odwróciłem się do nich tyłem i skierowałem na pusty korytarz, gdzie były okna.
Wyjrzałem zza okna.

Na parkingu, trawniku, przy wejściu do szpitala, wszędzie gdzie się dało, byli ludzie. Było ich kilka tysięcy. Niektórzy mieli transparenty z moją podobizną, inni białe rękawiczki, jak w teledysku do Billie Jean, a jeszcze niektórzy czarne fedory.
Wszystkich łączyło jedno. Nawet przez zamknięte okna było słychać, jak skandują moje imię.

Jak jest możliwe, że nie nic wiedziałem.

Widziałem jak ochrona szpitala chodzi wte i we wte, nie pozwalając fanom wtargnąć do budynku.

Wróciłem do przyjaciół i usiadłem na krześle, głośno wzdychając.

- Może zadzwoń po swoją ochronę? – zaproponowała dziewczyna.

Od razu wyciągnąłem telefon Suz, który dalej miałem, ponieważ mój był dalej w mieszkaniu. Chyba jednak będę musiał zahaczyć o nie.

Wystukałem numer ochroniarza, który od razu odebrał.

- Suzie? – spytał zdziwiony.

- Nie, to ja Michael – powiedziałem szybko. – Znowu – dodałem.

- Co się dzieje, szefie?

- Po prostu przyjedź z chłopakami do szpitala. Sami się przekonacie.

- Dobrze, niedługo będziemy.

- Czekam pod salą Suzie.

- Do wiedzenia.

Rozłączyłem się i schowałem telefon do tylnej kieszeni spodni.

- Jak z Suz? – spytała Ashley po chwili ciszy.

- Trzyma się dobrze, też nie czuje się najgorzej – posłałem im delikatny uśmiech.

- Chociaż tyle dobrze – odpowiedziała.

Atmosfera między nami była dalej napięta, więc dalej się już nie odzywałem. Nie chciałem się znowu kłócić.
Nie chce mieć złych relacji z Ashley i Spencem. Są przyjaciółmi mojej dziewczyny, zresztą moim też.
Lubię ich, w sumie to nawet trochę zazdroszczę Suz. Nigdy nie miałem kogoś, kto by był już ze mną od kilkunastu lat. Zawsze miałem tylko kolegów, z którymi urywał się kontakt wraz z pójściem do nowej szkoły.

Don't Walk Away | m.j.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz