Rozdział 10

182 17 10
                                    

Zapraszam na kolejną część 😊

**********

~ oczami Suzie

Po śniadaniu, przy którym nie obyło się bez rzucania w siebie jedzeniem, poszłam do siebie, się ogarnąć.

Wysuszyłam włosy i pomalowałam się, aby nie wyglądać jak zombie. Związałam włosy w koka, bo było bardzo gorąco. Po chwili ruszyłam w poszukiwaniu ubrań. Szczerze? To nie wiedziałam kompletnie co dziś na siebie ubrać. To nie, bo za gorąco. Tamto nie, bo nie wygodne. Za to, to nie, bo taki mam kaprys. Jak już coś znalazłam to się okazało, że brudne. W końcu wyciągnełam czarne szorty, którym o dziwo nic nie było. Dobra, połowa drogi za nami...

Po 30 minutach stwierdziłam, że mam za dużą szafę. Zdecydowanie.

Dokopując się na jej dno, wyciągnęłam coś zawiniętego papierem prezentowym. Zdziwiłam się lekko. Rozerwałam papier i moim oczom ukazał się T-shirt. Z kim? Oczywiście z Michaelem Jacksonem. No tak! Przecież mój młodszy brat Ben jest zagożałym fanem Mike’a i w związku z tym, dostaliśmy razem, ja i Carl w Święta Bożego Narodzenia te kuszulki. A, że Ben zdążył wygadać co jest w środku przed rozdaniem prezentów, to go nawet nie otwierałam. Tak, wiem, zła ze mnie siostra. Trudno...

Ale w zasadzie będzie śmiesznie jak mnie Mike w niej zobaczy. Więc ubrałam się szybko i poszłam do pokoju mojego przyjaciela, zobaczyć jego minę, Zapukałam.

-Proszę!- krzyknął.

-Jak tam?- spytałam.

-Do..brze- zająkał się, wiedząc mnie.- Ładna bluzka.- wyszczerzył się.

-A dziękuje, dziękuje.- również się uśmiechnęłam.

-Skąd ją masz? Czemu się wcześniej nie pochwaliłaś?

-Od brata, zapomniałam.

-No wiesz co!- udał obrażonego.

-Oj, przestań!- powiedziałam ze śmiechem.

Po jakimś czasie wygłupiania się, stwierdziliśmy, że pojedziemy na spacer, bo Mike obiecał, że pokaże mi to swoje tajemnicze miejsce.

-Jedziemy moim czy twoim?- spytałam się, jak wychodziliśmy.

-Moim.

Poszliśmy do samochodu Michaela. Otworzył mi drzwi i sam wsiadł. Zajęłam miejsce w skurzanym, bardzo wygodnym fotelu. Odchyliłam oparcie do tyłu i nogi położyłam na desce.

-Muszę Ci założyć opaskę na oczy, żebyś zobaczyła dopiero jak będziemy na miejsu.- westchnęłam, ale przystanęłam na jego.

Kiedy już usłyszłam, że auto odpaliło, bo niestety nic nie widziałam, postanowiłam się zrelaksować.

-Michael? Włączysz radio?

-Jasne.- w radiu usłyszała „Bohemian Rhapsody“ Queenów. Ucieszyłam się jak małe dziecko, bo uwielbiam ten zespół. Chciałabym kiedyś iść na ich koncert. Eh te marzenia. Ale w duchu się uśmiechnęłam, że kiedyś nadejdzie ten moment...

Z rozmyślań o Fredy'm Merkury'm wyrwał mnie utwór, który leciał aktualnie w radiu. A tą piosenką nie było nic innego jak Billie Jean Mike’a.

-Michael! Co ty robisz? Przecież to jest taka superowa nuta!- krzyknęłam ze śmiechem, kiedy Michael przełączył stacje.

-Nie lubię słuchać swoich piosenek.

-No prrroszę! Dla mnie...

-Dobrze, już dobrze.

-Jej!- i zaczęłam wygłupy.- Billie Jean is not my lover!- zaczęłam wyć, a zaraz do mnie dołączył Mickey.

-But the kid is not my son!!!- „zaśpiewaliśmy“ razem. W między czasie próbowałam naśladować rozpoznawalne tylko dla MJ „he he“.

Musiało to być przekomiczne, bo Michael zaczął się chichrać.

-Mógłbyś mnie wziąć do chórków, od razu na koncerty by przychodziło więcej ludzi.- zaśmiałam się.

-Przemyślę to.- odparł tajmeniczo Mike.

-Znowu coś sobie wymyśliłeś?

-Ja? Skąd...

-Dobra, dobra. Dowiem się i tak.

-Przygotuj się zaraz bedziemy.

Zaśmiałam się tylko w odpowiedzi. Po chwili zatrzymaliśmy się. Michael pomógł mi wyjść z samochodu i zdjął opaskę. To co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach.

*********

Mam nadzieję, że się podobało <3
Jeśli są jakieś błędy to przepraszam, ale pisane na telefonie.
Zapraszam do komentowania ❤💕

Don't Walk Away | m.j.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz