8.

168 10 0
                                    

Na zewnątrz było już ciemno. Wzrok dziewczyny, którą chłopaķ trzymał na swoich ramionach był wbity w jeden punkt- scenę. Uśmiechała się i miała świeczki w oczach. Naprawdę Mike nie spodziewał się, że dziewczynie tak bardzo spodoba się festiwal.

Hope na sto procent mogła nazwać to dobrym koncertem. Muzyka, światła, ludzie w okół. I chociaż czuła się naprawdę źle- słaba, z mdłościami- to i tak to było jedno z najlepszych przeżyć w jej krótkim, kończącym się życiu.

Wszystko było idealnie dopóki Michael nie postanowił wyprowadzić jej z festiwalu. Powoli szedł lekko przed nią, trzymając jej rękę tak, jaby była z porcelany. Dziewczynie podobało się to, jak ręka chłopaka pasowała do jej ręki. I gdyby tylko nie miała umrzeć, wszystko mogłoby się tak dobrze potoczyć.

-Gdzie mnie ciągniesz?- Zapytała z udawaną urazą w głosie.

-Zaraz zobaczysz.- Chłopak doszedł pod jeden z bloków. Widział, że Hope naprawdę źle wygląda, wiedział, że wszystko się kończy. Dlatego bez słowa wziął dziewczynę na ręce i wbiegł na dach. Postawił ją idealnie. Blisko brzegu, ale nie na tyle, aby spadła. Była w jego oczach taka krucha, jakby zaraz miała zmienić się w popiół, a przy okazji taka silna, bo tyle czasu walczyła z tą okropną chorobą.

Równo o północy, kiedy główna gwiazda festiwalu zeszła ze sceny, odpalone zostały sztuczne ognie. Niebo mieniło się dziesiątkami kolorów, każdy był niepowtarzalny. Hope i Mike trzymali się za ręce i wpatrtwali w niebo. Chłopak przyciągnął ją bliżej. Chciał poczuć bliskość tej dziewczyny, słyszeć jej oddech.

Ona nic mu na to nie powiedziała. Po prostu wtuliła się w chłopaka, nadal patrząc w niebo. Kiedy pokaz się skończył, spojrzeli w swoje oczy. Michael błądził w jej szarych tęczówkach. Hope patrzyła w głęboką zieleń oczu Michaela. I oboje czuli się tak odpowiednio. Potem chłopak się uśmiechnął, i zniósł ją po schodach.

Została ostatnia rzecz na liście, o której Hope zapomniała. Szła w milczeniu, uśmiechając się na widok szczęśliwego chłopaka. Wiedziała, że on tutaj zostanie. Założy rodzinę, będzie muzykiem, wystąpi ze swoim ulubionym zespołem, doczeka się wnuków, umrze kiedy przyjdzie na to czas.

Michael oddał swoją jeansową kurtkę dziewczynie, kiedy zobaczył, że jej zimno. Weszli do jednego z budynków, Mike nawet nie sprawdzał nazwy. W pomieszczeniu stał fotel, a obok niego uśmiechnięta dziewczyna.

-Zrobimy ci tatuaż.- Powiedział Mike.

-Wiesz, że bym chciała, ale ja nie powinnam.

-Dlatego zrobimy ci tatuaż. Henna. Wiesz co to jest?

-Um, tak.

-Hej, jestem Tiffany, zrobię ci dzisiaj tatuaż, jak już kolega wspomniał-henną. Masz wzory, musisz wybrać jeden.

Oh, kto by się spodziewał, że dziewczyna wybierze malutki, ale jakże ładny napis hope.

-Dlaczego z małej? Masz tak przecież na imię.- Michael chciał dowiedzieć się jak najwięcej.

-Tu nie chodzi o imię, wiesz? Niby to ja jestem Nadzieją, ale to ty zostałeś moją nadzieją.*

*No wiecie: hope- nadzieja, ale to imię bohaterki. Tak, wiem, że ciekawie to tłumaczę, ale zdaje mi się, że raczej rozumiecie.

Zbliżamy się do końca :((

Just Feel It |M.C|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz