Rozdział 1: To przez niego?

23.3K 1.1K 217
                                    

Gabriel

Dzień zapowiadał się tak jak zwykle – spokojnie i bez większych niespodzianek. Takie odniosłem wrażenie, kiedy wysiadałem ze swojego samochodu i opuszczałem szkolny parking. Jak każdego innego dnia jeszcze przed wejściem do budynku, dostrzegłem czekających na mnie kumpli i zarazem współczłonków drużyny. Poza zainteresowaniami, szkołą czy miejscem zamieszkania, łączyła nas także inna istotna rzecz. Cała nasza trójka była alfami, które nie krępowały się z okazywaniem swojej postawy i bez krępacji łączyliśmy się w niewielką sforę. Choć wkrótce miał dobiec końca ostatni rok naszej edukacji, a co się z tym wiązało, nadejście wkroczenia w dorosłość, wcale nie widziało nam się porzucanie dotychczasowego wyluzowania i beztroski, graniczącej z ignorancją. Tak naprawdę Jasper, jako jedyny z naszej trójki, wiedział dokładnie, jak planuje ukierunkować swoje życie. My, wraz z Alexem, cieszyliśmy się chwilą i delektowaliśmy każdym kolejnym dniem, nie patrząc na konsekwencje. Nie, żeby było to dla nas coś nowego. Przez większość swojego życia byłem żywiołowy, koncentrujący się bardziej na przyjemnościach niż obowiązkach oraz żądny wolności. Alex natomiast w pełni korzystał ze swojego bogatego życia towarzyskiego i zainteresowania, jakie wszyscy zresztą budziliśmy. Oczywiście nie widziałem w tym nic złego.

– No w końcu! – zawołał Alex, witając się ze mną szybkim uściskiem, po czym ruszyliśmy grupowo do wejścia. – Wczorajszy mecz był dobry, ale czuję, że stać nas na więcej. Będziesz na dzisiejszym spotkaniu? – Wszyscy należeliśmy do szkolnej reprezentacji i cieszyliśmy się nie małą, związaną z tą rolą, sławą. Świadomość, że każdy z nas ma zagwarantowane stypendium na studia za osiągnięcia sportowe, gdybyśmy tylko zechcieli się na nie zdecydować, wcale nie uławiała nam porzucenia nastoletnich postaw i wrodzonego alfom poczucia wyższości. Nic tak nie rozpuszczało dzieciaki i nie podbijało im ego jak popularność i dobry wygląd. A obu tych rzeczy mieliśmy pod dostatkiem.

– Jasne. Przy śniadaniu dogadamy szczegóły – odparłem i ruszyłem w przeciwnym kierunku niż chłopaki, gdyż pierwsze lekcje mieliśmy w zupełnie odmiennych częściach szkoły.

Wchodząc do klasy, ignorowałem wszystkich kolejno, póki nie dotarłem do własnej, osadzonej w ostatnim rzędzie, ławki. Tam dopiero zagadnąłem do dwóch bet siedzących obok. Nie wiedziałem, czy jest to kwestia natury, lecz jako alfa niekiedy odczuwałem wewnętrzne przyzwolenie na arogancję. Niejednokrotnie spotkałem się już z reprymendą za taką postawę, lecz żaden sposób nie zdawał się mnie z tego leczyć. Ograniczałem kontakty ze zdecydowaną większością szkoły, od czasu do czasu przypominając im, gdzie jest ich miejsce. Nie potrzebowałem nawiązywać bliższych znajomości z całą społecznością. Wystarczała mi garstka, przynosząca korzyści ze swojego towarzystwa lub po prostu będące warte mojej uwagi. W końcu w każdej chwili mogłem zagadać, do kogokolwiek bym zechciał.

W końcu zabrzmiał dzwonek, a wychowawczyni weszła do sali. Normalnie nikt by się tym nie przejął, czekając, aż kobieta co najmniej uderzy książką w biurko. Ciężko było znaleźć inny sposób na uspokojenie zgrai niemal dorosłych osobników, z czego większość była alfami i betami. Liczba omeg bowiem w tej klasie ograniczała się niemal do zera. Z tego też powodu tym bardziej zwróciliśmy uwagę na nauczycielkę, gdyż kilka kroków za nią podążał ktoś obcy. Zatrzymał się na środku klasy i wszyscy zaczęli podejrzewać, co się święci.

– Kochani, przedstawiam wam Josepha. Od dzisiaj będzie chodził z wami do klasy. Wiem, że pozostało wam zaledwie pół roku do ukończenia szkoły, lecz mimo to przyjmijcie go ciepło.

Chłopak musiał być omegą. To nie podlegało najmniejszym wątpliwościom. Nawet bez żadnego zapachu od razu to rozpoznałem. Niby nie powinno się oceniać książki po okładce, lecz tutaj nie było szansy na błąd. Niższy od każdej obecnej w klasie dziewczyny, drobny, o delikatnych rysach. Włosy miał lekko podkręcone i opuszczone na oczy, lecz całą swoją postawa okazywał, że jest zestresowany i chciałby przyciągnąć jak najmniej uwagi. Miał na sobie schludny strój, na który składał się szkolny mundurek z idealnie zawiązanym krawatem i zapiętą marynarką. Wyglądał jak lalka, jeśli miałbym dodać swoje trzy grosze.

Stanowił całkowite przeciwieństwo mnie samego. Byłem raczej dobrze zbudowany, wysoki nawet jak na alfę, a mój strój zawsze luźny. Biała koszula zwykle wypuszczona ze spodni, rozpięta marynarka i poluzowany krawat. To samo tyczyło się naszych włosów. Moje były czarne niczym smoła, jego zaś szare, prawie białe.

– Niestety ostatnie wolne miejsce znajduje się na końcu sali. Będziesz stamtąd widzieć, czy wolisz, bym kogoś przesadziła? – Te słowa skierowała już do samego zainteresowanego.

– Nie, nie trzeba. Dziękuję – odparł cichutko, tak, że ledwo usłyszałem go ze swojego końca sali.  Rozpieszczony przez kilkuletnią wyłączność na podwójną ławkę, poczułem mimowolny gniew, kiedy zaczął rozglądać się po klasie w poszukiwaniu wspomnianego miejsca. Mojego miejsca.

Kiedy w końcu je dostrzegł, przeniósł wzrok na mnie. Nasze oczy spotkały się po raz pierwszy, od kiedy wszedł do pomieszczenia. Jego spojrzenie było niesamowicie głębokie, zupełnie jakby jego źrenice były dwoma studniami bez dna, w których można by zatonąć, gdyby tylko wpatrywać się w nie zbyt długo. Zarejestrowałem to, mimo iż byłem od niego oddalony kilka dobrych metrów, a jego włosy wciąż zasłaniały połowę twarzy. Patrząc na mnie, ledwie dostrzegalnie przechylił głowę. Po chwili jednak jakby się otrząsnął i w końcu ruszył przed siebie.

Kiedy dotarł na miejsce, bezgłośnie zajął swoje krzesło. I na tym się skończyło. Nie odezwał się słowem, nie zaszczycił spojrzeniem. Czułem, że moje paznokcie zmieniają się w pazury, dopiero gdy ławka, którą nie wiedzieć kiedy zacząłem skrobać, zaczęła się kruszyć. Nie miałem pojęcia, kiedy moje ciało częściowo zmieniło i z jakiego powodu. Zawsze doskonale kontrolowałem zarówno siebie, jak i kryjące się w podświadomości dzikie instynkty. Chwilowo zrzuciłem swoje rozkojarzenie na zbliżającą się pełnię. Czułem jednak, że mój wewnętrzny wilk bezustannie, od kiedy chłopak znalazł się w sali, dawał o sobie znać. Przez moment rozważyłem opcję, że sprawcą takiego stanu może być właśnie obcy chłopak, lecz odrzuciłem tę myśl tak szybko, jak się pojawiła. Omegi nie były czymś nowym, kilka znajdowało się w naszej szkole, tyle że w innych klasach. Ja natomiast nie byłem na tyle prosty, by ekscytować się byle kim.

Spojrzałem dyskretnie w jego stronę. Siedział swobodnie na swoim miejscu, jako jeden z nielicznych słuchając, co mówi nauczycielka. Nie, to nie to. Co prawda zabrano mi moje jedyne w klasie samotne miejsce, ale to jeszcze byłem w stanie znieść. Resztę lekcji przesiedziałem, próbując odgadnąć powód swojego wewnętrznego niepokoju.

Historia o wilczku (LGBT+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz