Rozdział 12: Ja też cię...

17.7K 1K 106
                                    

Joseph

Kiedy otworzyłem oczy, oślepiło mnie jasne światło poranka. Zamrugałem gwałtownie. Nie byłem pewien, co mnie obudziło, słońce wpadające przez okno, coraz głośniejsze odgłosy, które miałem wrażenie, że pobrzmiewają z daleka, czy delikatny dotyk na policzku.

Dopiero kiedy rozejrzałem się wokoło, wróciły do mnie wspomnienia minionej nocy. Spostrzegłem, że leżę między cudzymi nogami, plecami ułożony na jego klatce piersiowej i głowie na ramieniu, a jego duża dłoń delikatnie gładzi mnie po twarzy, podczas kiedy druga obejmuje w pasie w opiekuńczym geście.

– Obudziłeś się już? – usłyszałem przy swoim uchu, po czym poczułem, jak jego nos zanurza się w moich włosach. Na ten gest przeszedł mnie dreszcz. Dodatkowo stwierdziłem, że w pomieszczeniu równomiernie mieszają się nasze zapachy, co napawało mnie swego rodzaju satysfakcją.

Przez chwilę rozważałem udanie, że wciąż śpię, jednak odrzuciłem tę myśl świadom, że konfrontacja była nieunikniona. Zaparłem się dłońmi o jego umięśniony brzuch i spróbowałem podnieść, ale nie pozwolił mi na to.

– Leż, musisz być obolały. Powinieneś odpocząć – powiedział, zaciągając się moim zapachem. Posłusznie powróciłem do wcześniejszej pozycji. – Mam do ciebie tyle pytań, że nie wiem, od czego zacząć - rozmyślał, pocierając czołem o moją głowę.

– Może od najważniejszego? – przemówiłem po raz pierwszy tego dnia. Miałem zachrypnięty głos, więc odchrząknąłem, co poskutkowało bólem gardła.

– Tak, przepraszam... Bardzo źle się czujesz? Wolałbyś wrócić do domu? – spytał, lekko nachylając się nade mną. Zaskoczył mnie tym pytaniem. Spodziewałem się, że w pierwszej kolejności zażąda ode mnie wyjaśnień. Zdezorientowany pokiwałem przecząco głową.

– Jest dobrze. – Na potwierdzenie tych słów podniosłem się, nim zdążył ponownie mnie powstrzymać. Nie odwróciłem się jednak do niego. To, co mówiłem, nie było do końca kłamstwem. Ostatnia ruja była znacznie gorsze, kiedy nie było przy mnie nikogo, kto by mi pomógł tak, jak on zeszłej nocy. – Zdążyłem się przyzwyczaić... – Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że mogło to być niezbyt delikatne stwierdzenie. – Przepraszam.

– Nie, nie masz za co – usłyszałem za sobą.

Przez chwilę utrzymywała się między nami niezręczna cisza. W końcu jednak nie zdołałem jej znieść i zapytałem:

– Jesteś zły? – Instynktownie schowałem głowę w ramionach, jakby obawiając się agresji z jego strony. Niewiele by się to pewnie jednak zdało w razie niebezpieczeństwa, gdyż w dalszym ciągu znajdowałem się między jego nogami. Kiedy uświadomiłem sobie ten fakt, gwałtownie się zaczerwieniłem. Z początku milczał, lecz odpowiedział po minucie.

– W zasadzie nie. – Westchnął głęboko i ponownie objął mnie ramionami, delikatnie unosząc i sadzając na swoich udach, jednocześnie obracając przodem do siebie. Nie wiedząc co zrobić, ułożyłem dłonie na jego ramionach, by zachować między nami, choć minimum przestrzeni. Gabriel jednak, nie zważając na moje skrępowanie, przybliżył do mnie swoją twarz. Przyglądał mi się dokładnie, jakby starając zapamiętać każdy szczegół. Kształt nosa, liczbę rzęs i dokładny odcień oczu... Nie potrafiłem oderwać wzroku od jego własnych. Można było dostrzec w nich tyle emocji, że nie wiedziałem, na czym skupić uwagę. Jednak te najważniejsze uczucie, które tliło się w mroku źrenic, bałem się nazwać.

W końcu jakby nie wytrzymał i ponownie otarł się o mnie swoim czołem, przyciągając do siebie bliżej oraz zacieśniając uścisk na mojej talii. Zdawał się mnie spragniony niczym pustelnik wody.

– Od kiedy wiedziałeś? – zapytał, schylając i ocierając nosem o moją szyję, po czym zjeżdżając na obojczyk. Zarumieniłem się, kiedy Gabriel bezczelnie wykorzystywał fakt, że miałem na sobie luźny sweterek z szerokim dekoltem. Odetchnąłem głęboko i przełknąłem ślinę.

– Od początku. – Nie wiedziałem czego się spodziewać, lecz na pewno nie uśmiechu i cichego śmiechu, jakby na wspomnienie odległej sytuacji.

– Byłem aż tak okropny? – zapytał, nie spoglądając mi w oczy.

– Nie! – zaprzeczyłem gwałtownie, próbując odepchnąć go od siebie, ale zbyt mocno się przyczepił. – To nie tak... Po prostu nie wiedziałem co robić. Bałem się, jak zareaguje moja rodzina, jak to wszystko będzie wyglądało, czy będą kazali mi wyjechać, a... ja nie chciałem odchodzić. A później już tak wyszło.

– A wtedy na imprezie, ty... – powiedział, jakby wszystko sobie układając. – Boże, byłem taki głupi. Tak bardzo cię skrzywdziłem. - Westchnął, przytulając mnie do siebie. Siedząc na jego udach, mogłem spojrzeń na niego z góry, co nie było częstym widokiem. Nie wiedząc, co zrobić z rękoma, znieruchomiałem na moment. Po chwili niepewnie ułożyłem je na jego głowie. Zachwycony miękkością jego włosów, zanurzyłem w nich swoje palce. Powoli gładziłem go w wyrazie pocieszenia.

– To, co wtedy mówiłeś... Byłeś wtedy szczery? – zapytałem, nie pozwalając mu unieść wzroku, choć czułem, że ma na to ochotę. Dla odmiany to ja zanurzyłem nos w jego włosach, zaciągając się jego zapachem. Dodało mi to odwagi i zwiększyło ulgę, jaka rozchodziła się wzdłuż moich kończyn.

– Tak. Ale wiesz... – Poczułem, jak trzęsie się od śmiechu. – Tak strasznie cieszę się, że to ty. - Zszokowany pozwoliłem mu unieść głowę. Wciąż wpatrywałem się w niego, kiedy przenosił dłonie na moje policzki. – Byłem niesamowicie rozdarty. Zupełnie jakbym miał wybrać tylko jedno, a za drugim tęsknić przez resztę życia... Kiedy wczoraj ściągnąłem z twojej głowy ten koc... - Jakby ponownie przeżywając ten moment, jego oczy zalśniły, a pojedyncza łza spłynęła po policzku. – Twoja twarz wręcz rozbłysła w świetle księżyca, wiesz? – Wpatrywał się we mnie, jakby spoglądał wewnątrz własnej duszy.

Wciąż wstrząśnięty jego wyznaniem nie zareagowałem, kiedy powoli zaczął się do mnie zbliżać. Zadrżałem, lecz równocześnie wiedziałem, że nawet gdybym mógł, nie cofnąłbym się nawet o centymetr. Minimalnie przymknąłem powieki, kiedy jego wargi dotknęły moich. Z początku niepewnie, co chwila spoglądał na mnie i upewniając się, czy na pewno tego chcę. Ja jednak również się do niego nachyliłem.

Początkowo jedynie pocieraliśmy się o swoje usta, jak najdłużej delektując się tą chwilą. Potem Gabriel nacisnął mocniej, a ja oplotłem jego szyję ramionami. On zrobił to samo w na mojej talii. Byliśmy tak blisko siebie, że oddychaliśmy dokładnie tym samym powietrzem. Pocałunek był bardzo delikatny. Niewinny. Bardzo dziewiczy dla nas obu. Towarzyszyło mu bowiem uczucie, które zdarza się tylko raz w życiu. Trwaliśmy tak przez długie minuty. Jednak w pewnym momencie odsunąłem się od Gabriela.

– Ja... – Nie dokończyłem jednak. Gabriel odwrócił się, potwierdzając, że również to usłyszał. Oboje spoglądaliśmy w stronę drzwi. – Puść mnie – powiedziałem, ale chłopak nie okazał w żaden sposób, że chociażby mnie usłyszał. – Gabriel, puść mnie, powiedziałem! – Jednak on pozostawał niewzruszony. W pewnym momencie wręcz zacząłem odpychać go od siebie ramionami. Było już jednak za późno.

Drzwi otwarły się gwałtownie. W wejściu stanęła wysoka kobieta o śnieżnobiałych włosach upiętych w koński ogon. Po tym, jak postawiła stopę we wnętrzu chaty, znieruchomiała.

– Mamo.

^^^^^^^^^^^^^^^^

Za szybko... Nie nadążam xD
Zbliżamy się do końca końca, więc trzeba to jeszcze tylko ładnie podsumować i będziemy się niestety żegnać *.*

Choć może wymyślę jeszcze parę dodatkowych, niezobowiązujących pobocznych historii...
Albo jakiś spin-off? Na przykład przypadek Alexa? Co wy na to? Bylibyście zainteresowani? Piszcie!

Jeśli chodzi o następny rozdział, to oczekuję od was... 70 głosów! Wiem, wiem... Nie musicie dziękować! *kłania się*

Historia o wilczku (LGBT+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz