Rozdział 6: Będzie dobrze

14.1K 1K 206
                                    

Joseph

Od wydarzeń na boisku minęło trochę czasu. Wszystko układało się dobrze, póki nie przyszedł czas na pierwsze zajęcia wychowania fizycznego w wilczej formie. Nauczyłem się żyć ze swoimi małymi rozmiarami, lecz wilcza część mnie zawsze pozostawała problemem.

Przez to, że zajęcia były bardziej złożone przez element przemiany, zostały one specjalnie przedłużone, co dodatkowo mnie stresowało. Zaraz po znalezieniu się na boisku nauczyciel zarządził rozstawienie się w bezpiecznych od siebie odległościach i zmianę formy. Zaznaczył przy tym, że wszelkie przejawy agresji będą natychmiast karane usunięciem z zajęć.

Odszedłem możliwie jak najdalej od obcych alf i wmieszałem się między damskie bety. Jako jedyna omega na zajęciach miałem nadzieję, że będę, choć odrobinę bardziej pilnowany przez nauczyciela. Nic jednak na to nie wskazywało, co umocniło mnie w przekonaniu, że nauczyciele to jednak mają nas gdzieś. Wszyscy zaczęli się przemieniać. W grupie dominował brąz i szarość, a bety bywały większe lub mniejsze, jednak żadna nie dorównywała alfom. Te ogromne bestie były większe od niedźwiedzi. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę nie tylko, ponieważ moja rodzina w głównej mierze się z nich składa, ale z powodu widowiska, którego byłem świadkiem podczas ostatniego treningu.

Nie mogąc dłużej zwlekać, niechętnie rozpocząłem metamorfozę. Kiedy stanąłem na wszystkich czterech łapach, nie miałem najmniejszej ochoty rozglądać się wokoło. Byłem więcej niż pewny, że większość spojrzeń była skierowana na mnie. Nie wiem czemu, ale w tamtym momencie przypomniała mi się moja mama, która, kiedy byłem bardzo mały i niekontrolowanie przybierałem wilczą formę, mówiła do mnie „lisku". Było to bardzo trafne określenie, ponieważ przez bycie omegą bardziej przypominałem lisa, a jak wilka. Prócz drobnych kształtów, efekt pogłębiał nienaturalnie puszysty ogon.

– Dobra! Zaczynamy od rozgrzewki. Dobiegacie do brzegu tamtego lasu i wracacie. Żadnego zbaczania z kursu, wyłącznie szybki bieg po linii prostej, zrozumiano!? – Nauczyciel wyraźnie kierował te słowa bardziej do alf, a jak reszty grupy.

Kiedy podniosłem wzrok, spostrzegłem jednego szczególnego wilka. Smoliście czarne futro delikatnie powiewało na wietrze, jednak prócz tego pozostał niewzruszony. Nawet nie spojrzał w moją stronę, kiedy jednym gwałtownym ruchem zerwał się do biegu wraz z niektórymi alfami, które najwyraźniej darzyły go swego rodzaju szacunkiem i nie śmiały ruszyć przed nim. Nie wszystkie jednak chciały się w ten sposób podporządkować i wyraźnie dało się wyczuć, że z premedytacją czekają, aż się oddali, by ruszyć jako osobna grupa, wraz z kilkoma betami.

Sam ruszyłem jako jeden z ostatnich, lecz nieuniknione było, pozostanie po niedługim czasie daleko w tyle. Kiedy dotarłem do lasu, wszyscy zbierali się już do powrotu. Grupa powoli odbiegała, lecz ja musiałem trochę odpocząć. Po chwili wyczułem, że pozostaje nas coraz mniej i znajduję się sam na sam z kilkoma większymi osobnikami. Zacząłem biec truchtem w stronę szkoły, kiedy nagle jeden z nich zastąpił mi drogę. Chciałem go wyminąć, ale pojawił się kolejny. Miałem złe przeczucia.

Spójrzcie chłopcy jaki maluszek – powiedział jeden z nieznajomych.

Aż chce się schrupać – zaśmiali się pozostali.

Przestraszony zacząłem się cofać, póki nie natrafiłem na drzewo. Najpewniej nie chcieli wyrządzić mi realnej krzywdy, lecz mimo to zapiszczałem, kiedy jeden z nich skoczył w moim kierunku.

***

Gabriel

Byłem już w połowie drogi powrotnej, kiedy poczułem, jak mój wewnętrzny wilk zaczyna się rzucać. Zwolniłem i potrząsnąłem łbem. Dziwne uczucie jednak nie przemijało. Nim ogarnąłem umysłem własne odruchy, przewróciłem się, co do reszty wyprowadziło mnie z równowagi. Stanąłem w miejscu i zacząłem się rozglądać. Inne wilki mijały mnie, przyglądając się ze zdziwieniem. Po chwili wiedziałem już, co było nie tak, choć bardziej zawdzięczałem to instynktowi, niż spostrzegawczości.

Natychmiast zawróciłem i pognałem z powrotem pod las. Biegłem szybciej niż wiatr, popędzany wewnętrznym wilkiem, który dodawał mi sił. Zgodnie ze swoimi przypuszczeniami po chwili dojrzałem kilka alf i bet skupionych w jednym kręgu. Nie musiałem długo się zastanawiać, gdyż już ze swojego miejsca widziałem małą, skuloną kulkę futra. Nie wiele więcej myśląc, zawarczałem, pozwalając swojemu wilkowi wyładować gniew i skoczyłem na osobnika, który niepokojąco szybko zbliżał się do omegi.

Wpadliśmy na siebie, szczęki zatrzaskiwały się centymetry od ciała, a reszta grupy rozsuwała się, by zrobić nam miejsce. Nie chcąc mieć później kłopotów, odskoczyłem od przeciwnika. To nie było to samo co walka z Alexem. Stanąłem gotowy do ewentualnego kontrataku, mając idealnie pod sobą Josepha. Przez dłuższy czas reszta wpatrywała się w nas zrezygnowana, po czym zaczęli się wycofywać.

Jeśli tak bardzo chcesz go mieć, to go oznacz! – usłyszałem w swojej głowie słowa pełne pretensji. – A jeśli nie, nie miej pretensji, jeśli zrobi to ktoś inny... – Jednak mimo groźby i ostrego tonu, nie zdecydowali się na atak, a jedynie ruszyli z powrotem. Nie miąłem zamiaru przejmować się jego słowami. Odczekałem jedynie, aż wszyscy znikną, po czym spojrzałem na omegę, który wciąż posłusznie leżał pode mną. Cały się trząsł i miał mocno zaciśnięte oczy.

Pod wpływem nagłego impulsu opadłem obok niego i trąciłem go w głowę. Byłem tak duży w porównaniu do niego, że mógłbym go spokojnie otoczyć, gdyby zawinął się wokół niego głową i ogonem. Był biały jak świeży śnieg, co wyglądało absurdalnie wśród całej tej zieleni.

Wszystko dobrze? – zapytałem. W odpowiedzi jedynie pokiwał głową. – To wracajmy.

Podniosłem się i poczekałem, aż zrobi to samo. Przez całą podróż powrotną dostosowywałem się do jego powolnego tempa.

***

Kiedy w końcu dotarliśmy z powrotem, wszyscy patrzyli się na nas podejrzliwie. Zapewne starali się zrozumieć naszą relację, jednak nie zamierzałem im tego ułatwiać. Zresztą sam nie miałem pojęcia co o tym myśleć.

Trener nic nie powiedział na nasze tempo, lecz po chwili i tak zaczął się wydzierać, jak zresztą zawsze. Kazał dobrać się w pary i próbować powalić partnera. Oczywiście w możliwie najbezpieczniejszy sposób.

Spojrzałem na Josepha i zaśmiałem się do siebie w myślach. Trąciłem łbem omegę i lekko się cofnąłem. Ten spoglądał na mnie zdezorientowany, wciąż lekko się trzęsąc. Nie ruszyłem się z miejsca, więc omega, będąc poganianym nieprzychylnym spojrzeniem trenera, musiał w końcu przyjąć pozycję, jakby szykował się do ataku.

Usłyszałem, jak mężczyzna śmieje się szyderczo, widząc nasz duet, więc odruchowo zawarczałem w jego stronę. Ten zmierzył mnie ostrzegawczym wzrokiem, lecz przezornie odszedł dręczyć innych.

Ponownie spojrzałem na omegę. Ten, nie mając już wyboru, ruszył w moją stronę. Kiedy znajdował się zaledwie metr ode mnie, odskoczyłem na bok. Joseph wylądował tuż za mną, wzbijając w powietrze jedynie odrobinę kurzu. Odwrócił się i spróbował ponownie, jednak ponownie bez skutku. W końcu byłem na tyle rozbawiony,  że temu udało się wskoczyć na mój grzbiet. Celowo opadłem na ziemię i przeturlałem się na plecy. Przycisnąłem go łapą do ziemi, lecz on złapał zębami moje ucho i zaczął je ciągnąć.

Czułem się dosłownie jak szczeniak, udający, że walczy z innym wilkiem. Śmiejąc się w duchu, pomyślałem, że takie życie wcale nie byłoby złe.

***

Joseph

Kiedy Gabriel wrócił i mnie uratował, poczułem, że właśnie tak powinno wyglądać moje życie. Zawsze u jego boku. Stwierdziłem wtedy, że podążenie tą drogą mogło być najlepszym wyborem, jaki mogłem dokonać.



^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

I jako autor na koniec chciałbym dodać jedno zdanie. ,,Jednak życie nie zawsze dostosowuje się do naszych planów".

Do zobaczenia w następnym rozdziale, który mam nadzieję wkrótce się pojawi. Może zmotywowalibyście mnie paroma głosami? ^^

Historia o wilczku (LGBT+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz