Rozdział 13: Moi bliscy

16.2K 1.1K 132
                                    

Joseph

– Mamo – powiedziałem, rezygnując z prób odepchnięcia od siebie alfy. Kiedy kobieta weszła, musiała zmierzyć się z widokiem potężnego alfy, trzymającego w silnym uścisku jej drobnego, najmłodszego syna. Oczywiście nie wywołało to optymistycznej reakcji. Widać było bowiem, że jej oczy ciemniały, a szpony wysuwały się spod paznokci. Jako iż sama była alfą, gorzej radziła sobie z zachowaniem zimnej krwi.

Nie tylko ona miała z tym jednak problem. Uścisk Gabriela się wzmocnił. Dodatkowo usłyszałem od jego strony warczenie, od którego poczułem delikatnie drganie na boku, który stykał się z klatką piersiową chłopaka. Wiedziałem, że z tego starcia nie mogło wyniknąć nic dobrego.

– Zabieraj te brudne łapska od mojego syna! – warknęła moja matka, powoli zbliżając się w naszą stronę. Całą uwagę skupiła na Gabrielu, zupełnie jakby mnie tam nie było. Uścisk w talii był tak mocny, jakby kobieta dosłownie miała zamiar wyszarpnąć mnie z ramion alfy, a ten nie zamierzał do tego dopuścić za żadne skarby.

– To ciebie nie dotyczy – odparł równie agresywnie chłopak. Widziałem, jak odsuwa od mojego ciała wysunięte szpony, by mnie czasem nimi nie zadrapać. – Nie waż się do niego zbliżyć.

Matka była wyraźnie zszokowana tymi słowami. Oniemiała zamrugała gwałtownie, stając w miejscu. W końcu odzyskawszy rezon, stanęła pośrodku pokoju.

– Sprowadzasz na niego same nieszczęścia! Myślisz, że wszystkie twoje dotychczasowe przewinienia pójdą w niepamięć? Nie wiem, co zrobiłeś, ale na pewno unieszczęśliwiło to moje dziecko! Na to żadna matka nie przymknie oka!

– Gdzie jego matka była wczoraj!? Kiedy zdany wyłącznie na siebie podczas rui leżał w opuszczonej chacie!? – krzyknął, odsuwając mnie jak najdalej od rodzicielki. Na wspomnienie o swojej gorączce zaczerwieniłem się po sam kark. 

– Joseph... – Matka po raz pierwszy tego dnia zwróciła się w moją stronę. Kiedy uświadomiła sobie, w jakim niebezpieczeństwie znajdowałem się minionej nocy, zasłoniła z przerażenia usta. – Na Boga... Jak mogłam tak długo zwlekać! Powinnam od razu za tobą pobiec. – Nie próbowała powstrzymać łez, które spływały po jej policzkach. Teraz już bez trudu wydostałem się z uścisku alfy. Podszedłem do matki i objąłem ją. Ta nie czekała ani chwili, a zamknęła mnie w swoich ramionach.

– To nie twoja wina mamo. To przeze mnie. Przepraszam.

– Chodź, Joseph – wyszeptała matka, pociągając nosem. – Musisz wziąć lekarstwo. Porozmawiamy w domu. – Chwyciła mnie za rękę i skierowała w stronę wyjścia. Spojrzała jednak na mnie zdziwiona, kiedy nie ruszyłem się z miejsca. – Joseph? – zapytała zdziwiona.

– Nigdzie nie idę. – powiedziałem stanowczo, patrząc jej prosto w oczy. Ta wydawała się zdezorientowana jak nigdy, kiedy zacząłem się cofać. Robiłem to tak długo, aż nie zderzyłem się plecami z twardą klatką piersiową Gabriela, który stał niewiele za mną. Nie czekał długo i położył dłonie na moich ramionach w opiekuńczym geście. – Jeśli chcesz stąd wyjechać to śmiało, ale ja zostaję. Będziesz musiała pojechać sama, bo ja się stąd nie ruszam.

Matka skakała wzrokiem ze mnie na Gabriela i z powrotem. Prawdopodobnie tkwiłaby tak dłużej, gdyby nagle do domku nie wszedł mój ojciec. Richard szybko przeanalizował sytuację, po czym spojrzał na swoją żonę. Gestem tym pokazał jej, że ostateczna decyzja należy do niej. Ta jakby po obmyśleniu najlepszego rozwiązania, stanęła prosto i zwróciła się do męża.

– Kochanie, to jest... – Zawahała się, niepewna.

– Gabriel – usłyszałem za swoimi plecami usatysfakcjonowany głos. Nie miałem wątpliwości, że chłopak właśnie się bezczelnie uśmiecha.

Historia o wilczku (LGBT+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz