Rozdział 10: Czara goryczy

14.4K 1K 238
                                    

Joseph

Obudziłem się w południe, jednak pokój opuściłem dopiero wieczorem. Przy łóżku znalazłem tabletki na kaca, wodę i kanapki, co pozwoliło mi na odwlekanie nieprzyjemnej konfrontacji. Ciężko było mi odróżnić, które elementy poprzedniego wieczora były prawdziwe, lecz ostatecznie stwierdziłem jedno. Nie mogę tego tak pozostawić. Chciałem zaryzykować i zawalczyć o Gabriela. Jeszcze nigdy nie byłem tak zdeterminowany, by coś osiągnąć, zdobyć, zrobić.

Kiedy w końcu wyszedłem, skierowałem się prosto do salonu. Większość rodziny siedziała już, rozmawiając, natomiast mama wraz z moimi dwoma siostrami przebywały w kuchni. To ona jako pierwsza zobaczyła, jak zbliżam się niepewnym krokiem i od razu ruszyła w moim kierunku. Zdecydowanie nie zapowiadało się na miłą pogawędkę, jednak starałem się pozostać niewzruszony i zdeterminowany.

– No, w końcu się podnieśliśmy, co? Może teraz w końcu będziesz w stanie wytłumaczyć, co miała znaczyć wczorajsza akcja. – Oparła dłonie na biodrach, tak jak to miała w zwyczaju, kiedy czekała na czyjeś wyjaśnienia. – Myślę, że masz nam coś do wyjaśnienia. Porozmawiamy o tym, jak weźmiesz leki. – Włożyła rękę do kieszeni i wyjęła z niej pojemniczek z małymi, pomarańczowymi pastylkami.

– Mamo, posłuchaj mnie. Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać – zacząłem. – Z wami wszystkimi. – Część rodziny odwróciła się w moją stronę, kiedy powiedziałem to głośniej. Prawdopodobnie wyczuli, że nie będzie to coś błahego. Mama patrzyła jeszcze chwilę, po czym westchnęła.

– Dobrze, weź tylko...

– Mamo! – podniosłem głos zniecierpliwiony. – Proszę. – Nie odezwała się już, choć wyraźnie nie podobało jej się to, jak się zachowuję.

– Słuchamy. – Poddała się w końcu i z rozłożonymi rękoma oparła się o podłokietnik kanapy.

Teraz już oczy wszystkich domowników były skierowane wyłącznie na mnie. Westchnąłem głęboko i przetarłem dłońmi twarz, nie mogąc się zdobyć, by wydusić z siebie pierwsze słowa.

– Na pewno... – Głos zadrżał mi z nerwów. – Na pewno zauważyliście, że odkąd się tutaj wprowadziliśmy... Nie do końca jestem sobą. – Rozejrzałem się, sprawdzając reakcję. – Ja... poznałem kogoś w szkole... – Odezwały się liczne westchnięcia. Zarówno ulgi, zachwytu, jak i zaniepokojenia. Chyba nawet widziałem, jak mój ojciec daje parę banknotów jednemu z moich braci, podczas kiedy ten uśmiechał się zwycięsko.

– Kochanie, to nic złego. Nie musiałeś się tak...

– To chłopak. – Mama zamilkła w połowie zdania. – A nawet alfa. Moja alfa. Wyczułem po jego zapachu, że jesteśmy sobie przeznaczeni – powiedziałem, spoglądając jej prosto w twarz, mimo iż wewnątrz drżałem ze stresu. Na obrzeżach świadomości zarejestrowałem, że pieniądze wróciły z niechęcią do właściciela.

– On wie? – zapytała, czym lekko mnie zaskoczyła.

– Co?

– Że jest twój – kontynuowała chłodnym tonem.

– Nie. Nie powiedziałem mu. – Spuściłem zrezygnowany wzrok. – Dlatego...

– To dobrze. Richard, pakujemy się. – Wszyscy spojrzeli zszokowani na moją mamę, która zarzuciła sobie ręcznik kuchenny na ramię, otrzepała sukienkę i zdawała się gotową, by natychmiast wyjść z domu.

– Jak to? – zapytał ojciec, samemu nic nie rozumiejąc.

– Tak to. Nie mieszkamy tutaj na tyle długo, by był z tego jakiś większy problem. Jeśli tak mają się sprawy, myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie. Wyjedziemy, poczekamy kilka lat, a potem ewentualnie...

Historia o wilczku (LGBT+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz