Rozdział 9: Mały płomień

14.3K 1K 211
                                    

Joseph

Nie pamiętałem, jak mijały mi kolejne dni. Czułem się, jakbym ponownie musiał przejść pierwszy dzień nowej szkoły. Nikt nie zwracał na mnie uwagę, kiedy szedłem korytarzami, na lekcjach udawałem, że słucham nauczycieli, by nie zwracać na siebie uwagi, a śniadania jadałem sam na korytarzu. Być może sam się nieświadomie izolowałem, lecz nie chciałem widzieć, jak Gabriel ochoczo rozgląda się wokół, jakby kogoś szukał. A to, ponieważ wiedziałem, że to nie mnie ma nadzieję zobaczyć w tłumie.

Niestety, nawet kiedy starałem się pozostać sam, moje myśli i tak ulatywały ku alfie. Przypominałem sobie wszystkie te momenty, kiedy był obok mnie i się uśmiechał, jak podawał mi plan lekcji, jak siedział naprzeciw przy śniadaniu i od czasu do czasu rzucał ukradkowe spojrzenia. Potem jednak wracały te same słowa. „Jestem pewien, że to któraś z tych baloniastych cheerleaderek!", a wraz z nimi zadowolony wyraz twarzy Gabriela.

Nie chciałem tego, ale w moim umyśle cały czas pojawiał się obraz chłopaka idącego ramię w ramię z piękną kobietą. Od samego początku powinienem zdawać sobie sprawę, że przy boku kogoś takiego nie ma miejsca dla mnie. Małej, żałosnej niezdary ze zbyt nadopiekuńczą rodziną. Wiedziałem, że w naszym społeczeństwie związki między dwoma mężczyznami były w pełni akceptowane, lecz każdy wciąż mógł posiadać własne upodobania i wymarzony typ. Ja natomiast nie wpasowywałem się w ideał Gabriela.

Mimo iż starałem się go unikać, widziałem go codziennie. Każdego dnia stał przy wejściu do stołówki, lustrując dokładnie tłum. Nikt nie miał wątpliwości, kogo szukał, tak samo jak byli pewni, iż go nie znajdywał. Można było wywnioskować to po z dnia na dzień pogarszającym się humorze czarnowłosego. Chodził przygnębiony i coraz bardziej zirytowany. Początkowo spora część szkoły angażowało się w te poszukiwania. Część dziewczyn specjalnie przystopowało z lekarstwami, licząc, że być może to jednak o nie chodzi. Faceci natomiast z troską przyglądali się swoim obiektom westchnień, modląc się, by czasem nie musieli konkurować w zalotach ze szkolnym reprezentantem sportowym. Na szczęście bądź nieszczęście nic takiego nie nastąpiło.

Ja sam nie czułem się wcale lepiej. Moje samopoczucie podupadało za każdym razem, kiedy widziałem Gabriela rozmawiającym z kolejnymi dziewczynami. Każda z nich była wysoka, szczupła i atrakcyjna. Nawet kilka chłopców z młodszych lat zaczęło się z czasem kręcić w pobliżu, lecz i tak każdy z nich kończył odtrącony, choć wcale nie mogli narzekać na swoje wdzięki.

Moja rodzina także zaczęła dostrzegać zmianę w nastroju najmłodszego dziecka. Konsekwentnie jednak nikomu się nie zwierzałem. Praktycznie w ogóle się nie odzywałem, do czasu aż w piątek dopadła mnie Katy. Próbowałem jej uniknąć, lecz i tak mnie dopadła.

 Joseph, czekaj – wydyszała. Musiała wypatrzeć mnie w tłumie i biec bym nie zniknął.

– Cześć – powiedziałem, wymuszając uśmiech.

– Nie chciałbyś pójść ze mną na trening chłopaków? Od dawna się nie widzieliśmy. – Spuściła wzrok, pocierając nerwowo dłonie, choć wcale nie było zimno. – Nie przychodzisz już do stolika – stwierdziła smutno. Nie miałem jej do powiedzenia niczego, czego sama nie zdążyła się domyślić. – Joseph... Bardzo mi przykro – powiedziała, wyciągając do mnie dłoń i kładąc mi ją na ramieniu. – Byłam pewna, że między wami iskrzyło. Na prawdę. Gdybym nie była tego tak pewna, nie kibicowałabym wam, zaufaj mi. – Uśmiechnęła się pocieszająco.

– Dziękuję, Katy. Zrozumiesz, jeśli powiem, że nie mam potrzeby iść na żaden trening, prawda? – Postanowiłem nie wysilać się na żadne wymówki.

Historia o wilczku (LGBT+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz