Epilog: Żyli długo i szczęśliwie

15.9K 1K 219
                                    

Joseph

Stałem przed oknem, trzymając w jednej dłoni kubek z gorącą czekoladą, drugą zaś odruchowo masując brzuch. Nie potrafiłem już opanować tego nawyku. A wszystko przez pewnego alfę, który przyzwyczaił mnie do tego gestu. Z niecierpliwością wyczekiwałem pierwszych samochodów mających w ciągu paru minut podjechać pod nasz dom. Wszystko było już gotowe. Stół zastawiony, choinka przystrojona, prezenty podłożone. Co prawda mało z tych rzeczy było robionych z moim udziałem. Pewien przewrażliwiony osobnik bowiem nie pozwalał mi praktycznie ruszać się z miejsca.

Pogrążony we własnych myślach nie zauważyłem, że ktoś się do mnie zbliża, do czasu aż nie poczułem dwóch zimnych dłoni na policzkach. Wystraszyłem się, mało nie wylewając przy tym napoju, jednak uśmiechnąłem się, kiedy ujrzałem, kto za mną stał.

Pięcioletnia, ubrana w pomarańczowy kombinezon, czapkę z pomponem i kolorowy szalik dziewczynka była trzymana pod pachami przez Gabriela. Oboje śmiali się, wciąż mając na głowach śnieg.

– Patrz, mamo, jakie mam zimne ręce! – krzyczała rozradowana Rosalie. Ze śmiechem patrzyłem na jej zaczerwienioną od mrozu buźkę. Jednak po chwili przeniosłem wzrok na podłogę.

– Spokojnie, Śnieżynko, zdjęliśmy buty. – Zaśmiał się Gabriel, widząc przerażenie w moich oczach. – Rosalie, idź się przebrać. Zaraz będą goście. – Poinstruował córkę alfa. – A ty czemu w ogóle stoisz? – zapytał z pretensją mężczyzna.

– Oj przestań już. Jesteś zbyt nadopiekuńczy. Gdybyś osobiście nie dręczył mojego szefa, dalej chodziłbym do pracy – wytknąłem mu po raz kolejny. Ten jednak otoczył mnie ramionami i oparł głowę o mój bark.

– Nie wolno ci się przemęczać, a i tak latasz, jak nakręcany samolocik. Przecież wiesz, że się wszystkim zajmę – przypomniał mi, jakby wcale nie powtarzał tego co najmniej parę razy dziennie. Przewróciłem oczami.

– To dopiero trzeci miesiąc, a ty się przejmujesz, jakbym co najmniej miał już jechać na porodówkę. – Nałożyłem swoją dłoń na jego, kiedy ta zaczęła okrężnymi ruchami masować mój brzuch. Z przyjemnością oparłem głowę o jego ramię. – I jak? Ulepiliście tego bałwana?

– Oj tak... – Westchnął, udając zmęczenie. Wiedziałem jednak, że niczego nie uwielbiał tak mocno, jak spędzać czas z naszą córeczką. No może poza spędzaniem czasu całą trójką. – Ale nie było łatwo. Uparła się, że bałwan ma być wyższy od taty i grubszy od świętego mikołaja. – Powiedział ze śmiechem. Sam się zaśmiałem świadom tego, że ukochany wujek Charlie co roku zakłada sztuczną brodę i wpycha sobie pod kostium parę poduszek, by dodać sobie trochę wiarygodności.

– To musiało być niezłe wyzwanie. Brawo – pochwaliłem go, dając mu przy tym całusa w policzek.

– Wszyscy będą? – Dopytywał, ponieważ w momencie, kiedy oni wyszli na dwór, ja miałem jeszcze raz zadzwonić do gości.

– Prawie – potwierdziłem z uśmiechem. Moją ulubioną porą roku była właśnie zima, ponieważ to wtedy spędzaliśmy święta całą wielką rodziną. Taka tradycja utarła się praktycznie od razu po mojej przeprowadzce. Jednak dopiero po raz drugi wszystko było organizowane w naszym domu. Wszystko przez upartość mojej matki, która koniecznie chciała z powrotem ściągnąć mnie do rodzinnego miasteczka. Nawet jeśli tylko na jeden wieczór.

– A kto się nie zjawi? Nie wierzę, by moja ukochana teściowa pozwoliła sobie opuścić tak ważną uroczystość. Pewnie przyczołgałaby się tutaj nawet z dna piekieł. – Mówiąc to, teatralnie zadrżał, jakby chcąc zwizualizować swoje przerażenie tą perspektywą.

– Oj przestań. Moja mama cię lubi – powiedziałem stanowczo. I faktycznie. Moja rodzicielka po pewnym czasie stała się bardziej przychylna alfie, choć nie obeszło się bez małego zawału po odkryciu ugryzienia na moim karku. W końcu jednak udało nam się ją przekonać, że mój partner w rzeczywistości był naprawdę porządną osobą. Jednak wrażenie po pierwszych miesiącach miało się za nami ciągnąć przez resztę życia. – Katy i Jasper nie dadzą jednak rady wstąpić nawet na chwilę. Za szybko mają samolot i nie wyrobią się – powiedziałem z żalem.

Moja przyjaciółka miała już dorosłe dzieci, co spowodowało, że postanowiła razem z partnerem spędzić romantyczne święta w ciepłych krajach. Trochę im zazdrościłem, jednak wiedziałem, że na wszystko przyjdzie pora. Na razie chciałem jak najbardziej nacieszyć się tymi chwilami, kiedy Rosalie była jeszcze mała.

– Za to Alex będzie na pewno – powiedziałem, starając się zachować równowagę dobrych i złych informacji. – Udało mu się wynegocjować, żeby wstąpili choćby na parę godzinek. Aż się zdziwiłem, że ten uparciuch się na to zgodził. Czasami mam wrażenie, że chce mieć go tylko dla siebie. Pod tym względem jest gorszy od ciebie. – Zaśmiałem się pod nosem.

– Dziwisz się? Biorąc pod uwagę wcześniejszy tryb życia Alexa, nie mam mu niczego do zarzucenia. Ale przecież wiesz, że to wszystko przez...

– Nie rozmawiajmy o tym teraz. – Przerwałem mężczyźnie, nie chcąc poruszać depresyjnych tematów, na co ten od razu zamilkł.

Staliśmy razem w ciszy, kiedy podjazd oświetliły samochodowe światła. Nie musieliśmy się długo zastanawiać, kto przybył jako pierwszy. Było to oczywiste, choć i tak w domu rozbrzmiał wesoły krzyk.

– Dziadek! Dziadek przyjechał! – Ekscytowała się Rosalie, podbiegając do nas i ciągnąc Gabriela za nogawkę spodni. – Chodźcie! Trzeba go przywitać! – Pogoniła nas córka, po czym sama pobiegła w stronę drzwi.

Patrzyliśmy tylko, jak jej granatowa sukieneczka powiewa na bokach. Zaśmialiśmy się do siebie, po czym wciąż spleceni, ruszyliśmy na przywitanie pierwszego gościa.

FIN

Historia o wilczku (LGBT+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz