Rozdział 24.

1.8K 139 10
                                    

Tomasz Nowakowski.

Mieszkanie bez niej było cholernie puste. Mimo, że nie przebywałem tu często, to jednak jej obecność wypełniała całą przestrzeń. A teraz, kiedy zabrała wszystkie swoje rzeczy, nic tu nie miało sensu. Po jej wyjściu spędziłem  tam kilka godzin. Patrzyłem na umowę, która była jednocześnie rozwiązaniem poprzedniej i zastanawiałem się, dlaczego pozwoliłem na to wszystko? Chroniłem ją, owszem. Pytanie przed kim. Naprawdę chodziło mi tylko o Aleksieja?
Widziałem, z jakim bólem podpisała ten papier. Gdy spojrzała na mnie, za nim wyszła, wydawało mi się, że błagała mnie wzrokiem, bym nie pozwolił jej odejść. A może mi się tylko wydawało...


***



Zofia Wolska.

Powroty zawsze wydawały mi się dobre. Jednak w tym przypadku miałam wrażenie, że nie. Piłam poranną kawę w towarzystwie mamy i żałowałam, że nie zrobiłam nic, by zmienić swój los.
Antoni odwiózł mnie do rodzinnego domu, zaraz po wyjściu od Nowakowskiego. Płakałam całą drogę. Serce mi pękło, bo zrozumiałam, że to jedyne wyjście. Tutaj ten cały Kirylov nie powinien mnie znaleźć. Moja codzienność nie miała sensu. Budziłam się, piłam kawę, sprzątałam, chodziłam na zakupy, pomagałam starszej sąsiadce, a wieczory spędzałam z mamą i Rafałem. Zajął się mną, gdy tylko wróciłam do Żórawiny. Byłam mu wdzięczna za pomoc.

– Chodź, wyjdziemy na spacer. Śnieg tak fajnie sypie. – zaproponował, gdy usiadłam obok niego. Nie miałam chęci wychodzić z domu, ale od kilku tygodni nie próbowałam się nawet rozerwać.

– No dobrze, chodźmy. – mruknęłam. Rafał zadowolony poszedł włożyć kurtkę, buty, szalik i czapkę. Zrobiłam to samo. Wyszliśmy na mroźne już prawie grudniowe powietrze.

– Jeszcze trochę i święta. – powiedział. – Antoni przyjeżdża?

– Hmm... Pewnie tak. Zawsze przyjeżdża. To w końcu święta. Czas z rodziną... – mówiąc to, przypomniałam sobie o Amelce. Strasznie za nią tęskniłam. Nie było mi dane nawet się z nią pożegnać. Tego nie mogłam sobie wybaczyć. Kochałam to dziecko. Naprawdę kochałam. Szliśmy powoli, rozmawiając. Głównie to Rafał mówił. Ja uśmiechałam się lekko i przytakiwałam. Myślami byłam w Warszawie. Na Mokotowie. Przy nim.

– Zosiu? Halo, mówię do ciebie. – usłyszałam głos Rafała. Popatrzyłam na niego. – Zamyśliłaś się?

– Tak. Wiesz Rafał, ja już muszę wracać. Mama powinna zaraz być w domu. Nie chcę, by się martwiła. – mruknęłam.

– Jasne. Rozumiem. Chodź, odprowadzę cię. – odwróciliśmy się i skierowaliśmy się z powrotem w kierunku domu.
Przez krótką chwilę milczeliśmy. Jednak widziałam, że coś męczy Rafała. Stanęłam przed wejściem do domu i przyglądałam mu się przez chwilę.

– Rafał, co się dzieje? – zapytałam.

– Zosiu, bo ja muszę wiedzieć. Czy dasz nam szansę? Proszę, ja zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. Tutaj w Żórawinie możemy kupić dom, będziesz blisko mamy z dala od tej Warszawy. Zależy mi na tobie. Czuje do ciebie coś znacznie silniejszego niż zwykłą przyjaźń. – powiedział. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Zaskoczył mnie tym wyznaniem.

– Rafał ja... Boże, masz bardzo konkretne plany. Ja nie wiem co mam ci powiedzieć. – byłam naprawdę zszokowana. – Zrozum, że...

– Ja mówię poważnie, Zośka. – złapał mnie za dłonie. – Jestem w tobie zakochany. To, że wróciłaś tutaj, sprawiło, że uwierzyłem, że może między nami być coś więcej. Jesteś wspaniała kobieta. Piękną i mądrą. Dam ci wszytko czego pragniesz. Powiedz, czego pragniesz?

Tomasza....

Zmarszczylam brwi, słysząc swoje myśli. To, co mówił Rafał, wydawało się takie odpowiednie. Dom i życie tu, w Żórawinie przy kochającym mężu, blisko mamy i z dala od zła.

– Nie naciskaj na mnie. Ja dopiero oswajam się z tym, że tu jestem. Nie wiem co mam ci odpowiedzieć. Ja nie wiem co czuje... – mruknęłam, spuszczając głowę w dół.

– Dobrze. Zaczekam. Zaczekam tyle, ile będzie trzeba. – powiedział. – Idź już do domu, bo zmarzniesz. Zadzwonię do ciebie jutro, dobrze? – skinęłam głową. Za jego plecami zauważyłam samochód i mężczyznę, który nam się przyglądał. Rafał, widząc moją minę, odwrócił głowę. – Znasz go? – zapytał.

– Nie, to pewnie jakiś przejezdny – powiedziałam. - Idę na górę. Dziękuję za wieczór. Dobranoc. – przytuliłam go i weszłam na klatkę schodową. Szybkim krokiem wchodziłam na górę. Chciałam zamknąć się w domu, by zapomnieć o słowach Rafała.
Weszłam do mieszkania. Nagle zadzwonił mój telefon.

– Tak, słucham?

– Pani Zosia? – usłyszałam najcudowniejszy, słodki głos Amelki.

– Amelko, kochanie to ty? Słoneczko....

– Pani Lucysia do pani zadzwoniła, ale ja musiałam z panią porozmawiać. – mówiła. – Pani Zosiu, bo ja tęsknię. – moje serce płakało razem z moimi oczami. – Niech pani do mnie wróci. Do mnie i do tatusia.

– Aniołku, bardzo bym chciała do ciebie wrócić, ale nie mogę. – mówiłam prawie szeptem. Było mi tak ciężko rozmawiać z nią. – Amelko, jesteś tam? – zapytałam.

– Witam dziecinko, Amelcia bardzo przeżywa twoje odejście. – odezwała się pani Lucyna. – Uciekła do swojego pokoju. Dzieci tak strasznie przeżywają ból...

– Pani Lucynko.... – mój głos się łamał. Słysząc Amelie i to jak bardzo przeżywa to, że zniknęłam bez pożegnania, bardzo mną wstrząsnęło. – Jest bardzo źle?

– Wiesz kochaniutka, to jeszcze dziecko. Przeżywa wszystko, ale to jak jest teraz w tym domu, po twoim odejściu... Pan Tomek też nie jest w najlepszej formie. – powiedziała. Przełknęłam ślinę, słysząc jego imię. – A jak ty sobie radzisz Zosiu?

– Ja? Bywało lepiej. Pani Lucynko, mogę mieć do pani prośbę? – po rozmowie z gosposią Nowakowskiego, zabrałam się za szykowanie obiadu mamie. Byłam rozkojarzona. Telefon od Amelki bardzo mną wstrząsnął. Chciałam zapomnieć o wszystkim, ale nie umiałam. Próbowałam żyć, ale bez tego, co zostawiłam w Warszawie, nie umiałam. Przeczyłam sama sobie. Miałam to, o co prosiłam. Wolność i swoje dawne życie. Pytanie tylko, czy ja naprawdę chciałam tego, co było za nim poznałam Nowakowskiego?

– Córciu, wszystko dobrze? – usłyszałam głos mamy.

– Słucham? Mówiłaś coś?

– Jesteś dzisiaj jakaś rozkojarzona. Pytałam, czy wszystko dobrze. – spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się niepewnie.

– Oczywiście, wszystko dobrze. – mruknęłam. – Mamo, kiedy teraz masz zajęcia?

– Chyba w środę. Tak, w środę mam wykłady o jedenastej i powinnam wrócić jakoś przed siedemnastą. A dlaczego pytasz?

– Po prostu....

A więc środa....









***
Tym razem coś lżejszego :)...Oj, coś nam ta Zosia planuje....🙊
Miłego dnia!

Buziaki, A.

PerłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz