Rozdział 35.

1.7K 138 15
                                    

Podobno powroty do domu, są jak ukojenie. Niestety nie w moim przypadku. Ja w swoim rodzinnym domu czułam się jak intruz.
Mama przed świętami znalazła mi mnóstwo zajęć, bym tylko przestała płakać. A ja jedyne czego potrzebowałam — to świętego spokoju.
Dzień przed wigilią, jak co roku piekłam ciastka korzenne i makowca. Pomagała mi Kaja, gdy mama była we Wrocławiu na uczelni. Siedziałyśmy w kuchni, a z pokoju słychać było kolędy. Antoś próbował rozplątać lampki na choinkę. Byłam spokojna i opanowana. Aż Kaja nie zaczęła niewygodnego tematu.

- Zosiu... Ja wiem, że przeszłaś przez piekło. Wiesz, powinnaś powiedzieć policji, jak było. Przecież wiemy, że za tym stoi Tomasz. - wzięłam wdech, jednak dalej nie odpowiadałam. Starałam się nie słuchać tego co mówi. Kaja odłożyła foremki w kształcie gwiazdek i popatrzyła na mnie. - Dlaczego go tak chronisz co? Czym na to zasłużył?! - podniosła głos. Nie zwracałam na nią uwagi. - Zosia do jasnej cholery!

- Kaja! - brat stał w progu. Zerknęłam na niego. Był zdenerwowany. Patrzył na swoją dziewczynę ze złością w oczach.

- Co Kaja?! Obchodzicie się z nią jak z jajkiem a ona, zamiast wydać tego skurwiela, to ciągle milczy! - wrzasnęła. Z hukiem odstawiłam miskę z makiem i wyszłam z kuchni, trzaskając drzwiami od swojego pokoju. Usiadłam na łóżku. Nie miałam sił płakać. Słowa Kai bardzo we mnie uderzyły. Nie potrafiłam opowiedzieć policji, co wydarzyło się w moim życiu, gdy przyjechałam do Warszawy. Jak mogłabym wpakować kogoś, kogo kochałam za kratki? Pomimo tego co się wydarzyło. Podeszłam do drzwi, by posłuchać, o czym rozmawiają Kaja i Antek. Uchyliłam je lekko.

- Jak ty się zachowujesz? Krzyczysz na nią w jej własnym domu. Normalna jesteś?

- Bo już nie mam sił. Ten człowiek zafundował jej piekło na ziemi a ona nic? Przyjmuje to z pokorą? Boże, Antek! Jej trzeba oczy otworzyć, a nie udawać, ze wszystko jest ok! - powiedziała. - Jak tylko ruszy proces, ja wszystko powiem. Antek, z nią czy bez niej, wsadzę go za kratki. - po tych słowach ponownie zamknęłam drzwi. Nie byłam chętna do rozmowy. A na pewno nie do rozmowy na ten tego co mnie spotkało. Chciałam to wymazać. Nie czuć tego strachu i bólu. Kaja nie mogła tego zrozumieć. Mój brat ją uratował, a z pewnością czekałby ją podobny los.
Wróciłam do łóżka, naciągnęłam koc po sam nos i zasnęłam.



***


Tomasz Nowakowski.

Byłem wrakiem człowieka. Po odnalezieniu Zosi zamknąłem klub i wszystko, co miało związek z tym co robiłem. Wiedziałem, że to nic względem tego, co się wydarzyło. Miałem przed sobą proces. Postawiono mi kilka zarzutów. Któryś z pewnością wpakowałby mnie za kratki. Do tego dochodziła jeszcze walka Asi o pieniądze. Już nie o dziecko. Była bezwzględna. Chciałem by już odpuściła.

W firmie wszystko szło płynnie. To było jedyne miejsce, które się nie rozsypało. Kilka udanych transakcji, sprawiło, że chociaż przez moment nie myślałem o Zosi. Przy samochodzie czekał na mnie jej brat.

- Antoni? Co tu robisz? - zapytałem, szukając kluczyków.

- Chce porozmawiać. Masz chwilę?

- No mam, wsiadaj. - rzuciłem. Każde spotkanie z Antonim traktowałem na wagę złota. Dzięki temu mogłem się dowiedzieć co u jego siostry. Siedzieliśmy w ciszy. - Antek... Jak ona się czuje? - zapytałem pierwszy. Wolski spojrzał na mnie spode łba. Wziął ciężki wdech.

- No właśnie ja w tej sprawie. Zosia... Nie do końca daje sobie radę. Znowu milczy. Nie odzywa się. Mało je... Prawie wcale nie śpi. Nie wiem już jak jej pomóc. Razem z mamą staramy się jakoś to poukładać, ale Zośka nie współpracuje. Odpycha nas. Jest z nią źle. Odmówiła nawet wizyt u psychologa.

- I przychodzisz z tym do mnie? Do człowieka, który wepchnął ją w ten syf? To chyba zła droga Antoni. - odpowiedziałem, zaciskając dłonie na kierownicy.

- No... Nie do końca do ciebie. Bardziej mam na myśli twoją córkę....

Spojrzałem na niego, marszcząc brwi. Nie wiedziałem, czy dobrze zrozumiałem.

- Moją córkę? Co Amelka ma z tym wspólnego? Nie rozumiem Wolski, o co ci chodzi i jakoś mi się to nie podoba...

- Posłuchaj, dzięki Amelce moja siostra na moment do nas wróciła. Zrozum, ona się zamyka w jakiejś próżni, którą sobie stworzyła. Spotkanie z Amelią sprawiło, że Zosia poczuła, że ma dla kogo żyć, że ma po co wrócić i dla kogo walczyć o samą siebie. Rozumiesz? Proszę... Pomóż mi. Pomóż Zosi. Jesteś jej to winien Nowakowski. - oznajmił. Miałem mętlik w głowie.

- Amelka nie będzie brała w tym udziału. To małe dziecko! - warknąłem. - Wysiadaj. Skończyłem rozmowę.

Nim Antoni zamknął drzwi, zostawił mi na siedzeniu kopertę. Nie otworzyłem jej. Nie wiedziałem, co w niej jest, ale skoro zostawił ją prawnik, to nie był to list miłosny. Odjechałem spod firmy i pędziłem do domu. Chciałem zaszyć się w gabinecie i pomyśleć nad wszystkim. Prośba Antka sprawiła, że miałem mieszane uczucia. Poczucie winy wzbierało we mnie każdego dnia coraz mocniej. Dotarłem do domu, chwilę przed porą kolacji. Od progu uraczył mnie zapach korzennych ciastek, które jak co roku przygotowywała pani Lucyna. Okres świąt zawsze miał dla mnie duże znaczenie. Od kiedy pojawiła się w moim życiu moja córka, jeszcze intensywniej pielęgnowałem ten okres. Pani Lucyna bardzo dbała, by w domu od wejścia było widać wszelkiego rodzaju ozdoby świąteczne. Wszedłem do salonu, gdzie stał już ogromny świerk. Córka wspólnie z Aldoną przeglądała ozdoby choinkowe. Aldona, gdy tylko mnie ujrzała, posłała mi swój jeden z przeróżnych maślanych spojrzeń.

- Tomaszu, jak cudownie, że już jesteś. - zawołała radośnie. Amelka uśmiechnęła się na mój widok, po czym wróciła do oglądania kolorowych bombek. Aldona z gracją podeszła do mnie i przywitała się pocałunkiem w policzek. Odwróciłem głowę w drugą stronę.

- Możesz już wracać do domu. Masz wolne przez całe święta. W pracy zjaw się dwudziestego siódmego, tak? - zapytałem, w zasadzie nie oczekując odpowiedzi. - Wesołych świąt Aldono. - dodałem i usiadłem wygodnie w szarym fotelu. Kobieta była zmieszana. Poprawiła niewidoczne zagniecenia na szarej, ołówkowej spódnicy i skierowała się bez słowa po swoją kurtkę. Wychodząc, życzyła nam udanych świąt. Patrzyłem na moją córkę i zastanawiałem się nad prośbą Antoniego.

Może ma rację... Może obecność Amelii przywróci Zosi wiarę...?

- Tato, możemy ubrać drzewko? - zapytała Amelka, trzymając w dłoniach dwie czerwone bombki. Uśmiechnąłem się, naprawdę szczerze.

- Tak kochanie, możemy. Zawołamy panią Lucynę? - zaproponowałem, a Amelka niewiele myśląc, głośno zawołała gosposie. Wspólnie ubieraliśmy choinkę. Byłem spokojny, chociaż cholernie brakowało mi Zosi. To ona razem z Amelią tchnęła we mnie życie. Obserwowałem radość mojego dziecka i zrozumiałem, co muszę zrobić.

PerłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz