Rozdział 18

2K 166 23
                                    

– Zosiu? – docierał do mnie męski, twardy, ale czuły głos. Wcale nie chciałam się budzić. Bałam się, że to wszystko okaże się snem. Otworzyłam powoli jedno oko.

A więc to nie sen...jest tu...


Ujrzałam twarz Nowakowskiego. Przyglądał mi się z lekkim uśmiechem.

– Hmm...? – mruknęłam.

– Wstań, ja zaraz muszę jechać do pracy. – powiedział i delikatnie musnął mój policzek ustami. Poczułam, jak zaczynam się rumienić. Tomasz uśmiechnął się pewniej i ponownie nachylił się w moją stronę. – Uwielbiam, gdy to robisz. – szepnął, po czym wstał i skierował się do łazienki. Leżałam w jego łóżku, w jego pościeli i czułam, że wszystko to w co wierzyłam, właśnie zmieniło się diametralnie.
Mam szczęście...albo tak wielkiego pecha, który sprawia, że głupieje.

Ubrana w te same rzeczy, w których byłam tu wczoraj, wzrokiem przeczesywałam pokój. Próbowałam znaleźć kopertę, która mnie tak zaintrygowała. Zajrzałam pod łóżko, ale tam jej nie było. Nigdzie nie mogłam jej znaleźć.

– Tego szukasz? – Tomasz stał w samym ręczniku, a w ręku trzymał kopertę. Przełknęłam ślinę, gdy zobaczyłam jego mokre i umięśnione ciało. Z końcówek włosów kapała mu woda. Wyglądał jak bóstwo. Zapragnęłam tak cholernie tego, co było w nocy. Podszedł powoli do mnie, patrząc mi cały czas głęboko w oczy. Czułam, jak mimowolnie zaciskały mi się uda. – Lepiej, żebyś nie wtykała nosa w nie swoje sprawy. – szepnął. Zatrzymałam powietrze w płucach. Brzmiał naprawdę groźnie. Pomyślałam, że musi być tam coś cholernie ważnego. – Idź na dół. Poczekaj na mnie w salonie. Zaraz zejdę. – dodał oschle. Potulnie wstałam i bez słowa wyszłam.
Zeszłam schodami w dół, myśląc, dlaczego Tomasz tak uparcie chowa przede mną tę kopertę.
Może faktycznie nie powinnam się wtrącać w nie swoje sprawy.

– Pani Zosia! – przede mną z różowym plecakiem na plecach, stała Amelka.
O kurde...
Obok niej stała Aldona. Gdyby mogła zabić wzrokiem, już bym była martwa. Stanęłam w połowie schodów i chciałam zapaść się pod ziemię. Wstrzymałam powietrze i czułam jak nogi mi się uginają. Było mi zwyczajnie wstyd, jakbym została przyłapana na gorącym uczynku. Zastanawiałam się, czy w dalszym ciągu widać, że uprawiałam seks tej nocy.

– Wypuść powietrze piękna...– szept Tomasza dotarł w najdalsze zakątki mojego ciała. Minął mnie i podniósł córkę na ręce. Aldona w dalszym ciągu puszczała siarczyste pioruny w moim kierunku.

– Pani Aldono. – zwrócił się do niej. – Odwiozę dzisiaj Amelkę do szkoły, razem z Zosią. Może pani wziąć wolny poranek. Po południu proszę odebrać córkę ze szkoły i zaprowadzić na zajęcia. – oznajmił.

– Ale to... Ja zawsze z panem odwożę Amelie. – wydukała drżącym głosem. Tomasz postawił Amelkę na ziemi, poprawił jej kurtkę i popatrzył na opiekunkę spode łba.

– Ma pani jakiś problem? Chyba wyraziłem się jasno. Dzisiaj zawożę córkę razem z Zosią. – warknął. – To znaczy z panną Zofią. – poprawił się i patrząc na mnie puścił mi oczko.

Serio? Boże, co on wyprawia?

Niepewnie zeszłam na dół. Włożyłam buty, kurtkę i wychodząc, zauważyłam jak Aldona zaciska pięści a w oczach tliły się jej łzy. Miałam wyrzuty sumienia, mimo że naprawdę nie lubiłam tej kobiety. Poczułam jak córka Tomasza łapie w swoją drobną dłoń moją i wyciąga mnie radośnie na zewnątrz.

Amelka była tego ranka wniebowzięta. Wiedziałam doskonale, że powodem byłam ja. Dziewczynka zawsze, gdy byłam w pobliżu tryskała energia.

– Ma dwie nogi i dziób! – zawołała Amelia, gdy grałyśmy w zgadywanki podczas drogi.

– Hmmm...kaczka? – zapytałam. Dziewczynka zaczęła się śmiać.

– A nie! Bo struś. Teraz pani! Teraz pani! – już miałam zacząć grać dalej z małą, ale podjechaliśmy już pod szkołę. Tomasz wysiadł i podszedł do drzwi Amelki. Odpiął jej pasy, pomógł wysiąść i podał plecak. Mała radośnie się ze mną pożegnała i zniknęła za bramką, wraz z grupką koleżanek.
Siedziałam z uśmiechem na twarzy. Marzyłam od zawsze by mieć takie życie. Wspaniałą córkę i kochającego męża. Jednak szybko sprowadziłam się na ziemię, przypominając sobie, że to nie moje dziecko i to nie wymarzony mąż a Tomasz Nowakowski.
Usiadł obok, odpalił silnik i bez słowa odjechał spod szkoły.

– Dobrze się rozumiecie z Amelią. – rzucił nagle.

– To wspaniała dziewczynka. Jest taka mądra i śliczna. Uwielbiam ją. – odpowiedziałam. – Powiedz mi, dlaczego wybrałeś Aldonę jako jej opiekunkę? – zapytałam. Zmarszczył brwi i zacisnął ręce na kierownicy. Chyba był to dla niego niewygodny temat.

– Aldona to ułożona i inteligenta kobieta. Ma skończone studia i kilka naprawdę przydatnych kursów. Uczy Amelie odpowiednich zasad.

– Zasad? Przecież to dopiero dziewięciolatka. Powinna bawić się z innymi dziećmi, zdzierać sobie kolana i chwytać każdą ulotną chwilę. Myślę, że te wszystkie zajęcia pozalekcyjne to dla niej...

– Stop! – wrzasnął. Wzdrygnęłam się. – Co ty pieprzysz? – zapytał. – Nie potrzebuję twoich kazań! To moja córka. Wiem jak mam ją wychowywać. Nie ty jesteś od tego. Lepiej zajmij się swoim idealnie poukładanym życiem. – nie umiałam wydusić z siebie słowa. Milczałam resztę drogi.
Zatrzymał się przed bramą osiedla, w którym oboje mieszkaliśmy. Przez chwilę nie wiedziałam, czy mam się z nim żegnać, czy nie. Więc nacisnęłam klamkę i wystawiłam już jedną nogę na jezdnię, gdy złapał mnie za rękę. Odwróciłam się i zobaczyłam, że znowu mruży oczy.
Zatracam się w nim... Jest taki piękny...

– Przepraszam. Nie powinienem krzyczeć na ciebie. Proszę, nie gniewaj się. – powiedział już spokojniej. Uśmiechnęłam się, bo trafił w moje serce tymi przeprosinami. – To była wspaniała noc i bardzo miły poranek. – mruknął i pocałował mnie. Czułam się jak nastolatka. – Do zobaczenia panno Zofio.

***

Tomasz Nowakowski.

Gdy tylko wysiadła a ja odjechałem, nie umiałem powstrzymać uśmiechu. Spojrzałem w lusterko i widziałem jak znika za bramką osiedla.

Ta dziewczyna to całkowicie nie moja bajka...

Pokiwałem z niedowierzaniem głową i postanowiłem, chociaż przez pobyt w pracy o niej nie myśleć. Jednak, gdy tylko zamykałem oczy widziałem ją. Jej nagie ciało, jej piersi, twarz, usta, dłonie.... Ją całą taką moją. I przez chwilę myślałem, że mogłaby być moja, tak naprawdę.

Jest jeszcze taka młoda...

Przez nią zapominałem o układzie i o tym, po co ją tu sprowadziliśmy. Nie mogłem przestać myśleć o tym, że mogłaby się stać jej krzywda. Byłem podstawiony pod ścianą. Czułem ruski oddech na karku...

Podjechałem pod firmę. Zauważyłem zaparkowany ciemny samochód na rosyjskich blachach. I nagle jedna myśl sprowadziła mnie na ziemię.

– Kirylov...

Niepewnie wszedłem do środka. W salonie pracownicy, widząc mnie od razu wrócili do swoich obowiązków. Jedynie Marek do mnie podbiegł.

– Mamy problem... – szepnął.

– Widziałem samochód. Przyjechał osobiście?

– Nie. Jego przydupas bajeruje twoją sekretarkę. Czeka u góry. – oznajmił Marek. Przez chwilę wahałem się, czy iść. Doskonale znałem powód jego wizyty. – Stary, wszystko ok? Zbladłeś jakoś dziwnie...

– Wracaj do pracy. – powiedziałem. Spojrzałem na schody, które prowadziły do mojego gabinetu i szybkim krokiem udałem się na górę. Usłyszałem chichot mojej sekretarki i męski głos wspólnika Kirylova. Wszedłem do środka. Anna siedziała na kanapie i zawstydzona patrzyła na twarz Igora. Zdecydowanie facet się jej podobał.

– Nie przeszkadzam państwu? – zapytałem, odkładając teczkę i kluczyki na biurku. Oboje spojrzeli w moim kierunku. Anna wstała i wygładziła dłonią wygniecioną spódnice. Zapięła guzik od granatowej koszuli, przeprosiła i wyszła, zostawiając mnie z Igorem. – Co cię do mnie sprowadza?

– Chciałem odwiedzić przyjaciela. Masz naprawdę dobry gust w kwestii kobiet. – zaśmiał się. – Ta twoja sekretareczka jest wolna?

– Przyjechałeś rozmawiać o Annie? – spojrzał na mnie i już się nie uśmiechał. Wstał z kanapy i podszedł bliżej. Ciągle nawiązywał kontakt wzrokowy.

– Szef się martwi, że zapominasz o nim. – chwycił ramkę ze zdjęciem Amelii. – Ładna. Twoja córka, tak? O ile się nie mylę, Amelia? – zapytał. Poczułem jak oblewają mnie zimne poty, bo już wiedziałem, do czego zmierza ta rozmowa. – Chyba nie chcesz by coś się jej stało? Ile ma lat? Dziewięć? Dziesięć?

– Grozisz mi?

– Przyjacielu, jakże bym śmiał... To jeszcze dziecko... – odłożył ramkę i uśmiechnął się. – Czas leci a zegar tyka. Termin tuż tuż, a ty co? Ja o wszystkim wiem Nowakowski, ale mój szef nie. I nie musi wiedzieć, jeżeli wiesz co mam na myśli. – mówił. – Wiem, że jesteś mądry i nie narazisz córeczki na ból, łzy i strach. Lepiej, żebyś się pilnował. Potraktuj to jako przyjacielskie ostrzeżenie. Kolejnego nie będzie. – oznajmił. Uśmiechnął się i wyszedł z gabinetu. Usłyszałem jak jeszcze rozmawia z Anną, po czym z okna widziałem jak odjeżdża. Odpiąłem dwa guziki od koszuli, by złapać trochę powietrza. Usiadłem na fotelu, poprawiając ramkę ze zdjęciem Amelii. Czułem jak wszystko wymyka mi się właśnie spod kontroli.

To wszystko zaszło za daleko. Kurwa mać!

PerłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz